wtorek, 1 października 2013

Animations - Private Ghetto (2013)


Znam takich, którzy na słowa "metal progresywny" bledną i uciekają z krzykiem. Znam też takich, którzy jakby im powiedzieć, że Animations zaczynała (w pewnym sensie) jako polska odpowiedź na Dream Theater i to chyba nawet bardziej niż nasz stołeczny Riverside, wpadli by w szał. Trzecia płyta grupy pochodzącej z Jaworzna jednak ma niewiele wspólnego z powyższymi stwierdzeniami. To zdecydowany krok do przodu, nie tylko dla Animations, ale być może również dla szeroko pojętej polskiej muzyki metalowej...

Dwie poprzednie płyty Jaworzan, instrumentalny self-titled z 2007 roku oraz "Reset Your Soul" z 2009 określane były jako silnie inspirowane dokonaniami niepokonanych Amerykanów, tymczasem z trzecim albumem Animations jest nieco inaczej. To, co grają, nie jest już czystym metalem progresywnym, znacznie więcej tu wycieczek w alternatywę znaną z Stone Sour, melodyjny death metal, etniczny groove metal, którym jeszcze do niedawna parał się warszawski nieistniejący już Rootwater czy nawet do modnego ostatnio nurtu djent. Trzeci album przyniósł także jeszcze jedną istotną zmianę, dotychczasowego wokalistę Darka Bartosiewicza w 2011 roku zastąpił Frantz Wołoch. Facet o bardzo wszechstronnym i bardzo ciekawym w barwie głosie świetnie pasuje do proponowanej przez Animations muzyki.

Trzeci album jest surowy, brudny i intensywny. Już dawno na polskim rynku muzycznym nie było czegoś tak intensywnego i bezkompromisowego, a nawet, odważę się powiedzieć, że przełomowego. Takim przełomem mógł być kapitalny "Visionism" Rootwater, jednak choroba Taffa, zawieszenie i ostatecznie zlikwidowanie zespołu oraz kompletne niezauważenie tamtej płyty przez krytykę zniweczyło to, co sobą reprezentowała. Nietypowe podejście do muzyki metalowej, i to nie tylko jak na Polskę, z gęstą atmosferą i potężnym brzmieniem, wizją dźwiękowego spektaklu, który wymyka się jednoznacznym kategoryzacjom, także gatunkowym. Podobnie sprawy mają się z Animations i ich 'Private Ghetto". Nie da się go podporządkować jednemu gatunkowi, nie wystarczy go odsłuchać raz i odstawić na półkę. Odkrywa się go warstwami, za każdym razem dochodząc do nowych, interesujących wątków, skojarzeń i intensywnych wrażeń słuchowych. Doskonale widać to już otwierającym płytę "Morality Failed" poprzedzony krótkim instrumentalnym wstępem "Mellah", w którym ciężkie partie świetnie łączą się z tymi łagodniejszymi, chciałoby się nawet powiedzieć bardziej lirycznymi. Czy tylko ja w nim wyraźnie słyszę inspirację niderlandzkim death metalem?


Jeszcze ciekawszy jest numer drugi, czyli trzeci licząc z intrem, wgniatający w fotel "Silence", w którym nawiązuje się do nurtu djent, a nawet wykorzystuje elektroniczne sample w środkowej partii utworu. Po nim następuje mocny i przywodzący na myśl Rootwater, kawałek tytułowy "My Private Ghetto". Utwór ciężki, ale wpadający w ucho, zachwycający pomysłowością i fantastycznym kontrastem mocniejszego wokalu Wołocha z fragmentami delikatnymi.
Elektroniczno-djentowe wejście w numerze kolejnym nie przynosi zmiłuj, to kolejna porcja dźwięków morderczych. "Dawn, The Bay Before" targa i miota po ścianach, a mimo to porusza konstrukcją, ponownie świetnie zostały tu bowiem wyważone fragmenty ciężkie i te pozornie tylko lekkie. Krótki, instrumentalny przerywnik "We Are..." przywołuje filmowe fragmenty z "Visionism" Rootwater i na chwilę daje złudzenie wyciszenia, ale jego płynne przejście w "Generation Zero" rozwiewa to wrażenie, choć ten jest odrobinę tylko lżejszy od poprzednich.

Po nim pojawia się "Internal Chaos", ponownie cięższy i gęstszy, przywodzący nawet na myśl Stone Sour. Podobne skojarzenia można mieć w intensywnym i naprawdę dobrym "Crystal Lies", w którym Wołoch pokazuje w pełni swoje możliwości wokalne, przez większość czasu śpiewając lekko i spokojnie i dopiero od drugiej połowy wybuchając w sfrustrowanym wrzasku, by po chwili znów wrócić do spokojnej linii. Kapitalny jest numer dziesiąty, "Thieves of Dreams" ponownie łączy to, co najlepsze w melodyjnym death metalu z nurtem djent. Jeden z absolutnych faworytów. Nie ma zmiłuj także w "Epiphany" czy "Mea Culpa?" oparta na intensywnym, wkręcającym się riffie i elektronicznym tle. A na koniec jeszcze wściekły death metalowy, notabene "Wrath". Wieńczący płytę numer czternasty to rewers intra, czyli "halleM" łączy się z nim spinając album w całość.  Absolutna miazga.

Animations zmieniło swoje oblicze i pokazało pazur. Postawiono na materiał ciężki i trudny, ale jednocześnie fantastycznie wchodzący w uszy, którego łatwo się nie odstawi po przesłuchaniu. Dwa pierwsze albumy, choć z całą pewnością były interesujące, były mocno zachowawcze i w znacznej mierze odtwórcze. Na trzecim wykrystalizowało się coś, co można jak sądzę nazwać własną tożsamością artystyczną. Nie wiem też co mnie bardziej intryguje: to, czy panowie kolejny album nagrają w takim samym stylu i z taką samą intensywnością, czy może znów zaskoczą i pójdą w jeszcze inne rejony? Powinienem wystawić pełną ocenę, ale nie zrobię tego. Tę zachowam na kolejny ich album, który mam nadzieję sponiewiera mnie jeszcze bardziej niźli wyżej opisany "Private Ghetto". Animations to zdecydowanie jeden z nielicznych zespołów, o którym powinno być i mam nadzieję będzie głośno. Ocena: 8/10



Płytę "Private Ghetto" można w całości posłuchać na kanale youtube grupy Animations.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz