wtorek, 8 października 2013

R18/70: Spirits of Old Gods: In Extremis, Percival Schuttenbach, Radogost, Grai (6.10.2013, Ucho, Gdynia)




Duchom starych bogów trzeba czasami składać hołd, nikt bowiem nie chce żeby się gniewali. Ich przychylność jest mile widziana nie tylko jesienią, ale także przez cały rok. W gdyńskim Uchu modlitwy i hołdy złożyły ruski Grai, dwie najważniejsze na polskiej scenie folk metalowej grupy Percival Schuttenbach i Radogost oraz nieco odstający od całości death metalowy In Extremis

Jako pierwsze zagrało białostockie In Extremis, zespół który nie pasował do całości kompletnie pod względem stylistycznym. Zaprezentowany przez nich melodyjny death metal na modłę szkoły skandynawskiej nie był zły, granie bowiem było bardzo sążniste i ciężkie, takie jakie być powinno. Nawet nagłośnienie sprawiało wrażenie dokręconego trochę za mocno, ale w zestawieniu z późniejszymi zespołami folkowymi wypadał wręcz karykaturalnie. Nie to miejsce i nie ten czas.

Zaraz po nich rozstawił się lubiński Percival Schuttenbach, który nie tylko rozpoczął część właściwą koncertu, ale także zaczarował publiczność i przeniósł w czasy, kiedy bogiem był Światowid, a nasz kraj najeżdżali wikingowie. Wszystko za sprawą setu złożonego w niemal całości z utworów pochodzących z najnowszego, znakomitego zresztą, wydanego 21 września trzeciego albumu studyjnego zatytułowanego  „Svantevit”. Nie zabrakło więc takich utworów jak „Wodnik”, „Okrutna Pomsta”, „Satanel”, „Upiory”, „Bitwa” i przede wszystkim znakomitego „Svantevita”. Percival Schuttenbach nie byłby sobą gdyby nie zagrał kawałka, który w pewnych kręgach uchodzi za numer obowiązkowy na każdej domówce. Mowa oczywiście o „Satanismusie” znanym także jako „Braniewo Song”. Odśpiewany razem z publicznością i muzykami zespołu In Extremis, odbiegał trochę od wersji studyjnej i tej znanej z teledysku, ale stanowił jeden z najmocniejszych fragmentów ich występu.
Percival Schuttenbach
Percival Schuttenbach














Trzecia grupa, czyli ustroński Radogost pojawiła się chwilę po zakończeniu występu Percivala. Chłopaki zaprezentowali materiał z obu swoich płyt studyjnych, zarówno z wydanego w zeszłym roku „Dark Side of the Forest”, jak i debiutanckiego „W Cieniu Starego Dębu” z 2008 roku. Z początku nie porywało mnie to co grali, choć zagrane z większą energią i życiem niż albumach studyjnych czegoś mi zdecydowanie brakowało. Dopiero w drugiej połowie swojego występu zdecydowanie się rozkręcili i wtedy pod sceną rozkręciła się najmocniejsza chyba tego wieczora zabawa.  Najmocniejsza, bo na gwieździe wieczoru, czyli na ruskim Grai publiczności, choć nadal sporo, było już, co trochę mnie zdziwiło, znacznie mniej.
Radogost
Rosjanie również bardzo pozytywnie zaskoczyli, na płytach wydali mi się trochę niespójni, jakby chaotyczni, ale na koncercie to był istny żywioł. Energetyczne riffy gitar i ciężka perkusja fantastycznie zgrywały się z melodyjnymi zagrywkami fletu prostego i fletni Pana. Zresztą oba żeńskie wokale dosłownie kradły cały show. Nie zabrakło hymnów do słowiańskich bogów i pieśni na cześć wiosny, nie zabrakło pozytywnej energii i fantastycznej atmosfery, jak gdyby uczestniczenia w rytuale na cześć dawno zapomnianych, odrzuconych, ale bynajmniej nie umarłych bogów. To, co Grai zaprezentowało z drugiej strony mogło się, zwłaszcza tym obeznanym z gatunkiem, wydać trochę stereotypowe, ale nie można zaprzeczyć, że jest to folk w pięknym i przy okazji bardzo klasycznym wykonaniu. I osobiście tylko żałuję, że do Gdyni nie przyjechała węgierska Dalriada.
Grai
Grai

To był udany wieczór.  Nie tylko kolejny udany koncert w Uchu, ale i tak naprawdę, prawdziwy początek jesieni. Tej magicznej, baśniowej i złotej. I oby takich gigów było w Uchu, i nie tylko, jak najwięcej, bo każdy potrzebuje tańca z bogami, demonami, południcami i faunami, a one potrzebują do egzystencji nas. Tak było od wieków, i tak będzie po wieczne czasy niezależnie od wyznawanej i panującej religii.

Zdjęcia własne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz