piątek, 11 stycznia 2013

Kiev Office - Zamenhofa (2013)

Za okładkę płyty najwyraźniej posłużyło zdjęcie wyjęte z rodzinnego albumu, ale pasuje to do klimatu spojrzenia przez Kiev Office w swoją przeszłość, i tak, na tej okładce nie ma żadnych literek.
Obiecali, że dadzą jeść już w nadchodzącym roku, ale nie było wcale takie pewne czy na początku roku, czy może trochę później. Mamy ów zapowiadany nadchodzący rok i oto też jest, najnowsza płyta Kiev Office, która pierwotnie miała nosić tytuł "Daj mu jeść". Ostatecznie zatytułowana "Zamenhofa" poprzez tytuł wyraża szczególny sentyment do tej gdyńskiej ulicy, a sama płyta jest taka właśnie sentymentalna, bo tak naprawdę nie zawiera wielu nowych utworów...


Najnowszy, trzeci pełny metraż Kiev Office to podsumowanie pięcioletniej historii grupy. Jak sami piszą o albumie są to historie rodem z Bałtyku, kaszubskich ziem i gdyńskich portowych uliczek. Surowe dema z wczesnych początków grupy, pierwsze nagrania – rarytasy sąsiadują tu z premierowymi utworami o charakterystycznym dla tria nieszablonowym brzmieniu. Dodają do tego także interesujące szczegóły odnośnie tytułowej ulicy Zamenhofa, taki jak: Krzysiek Wroński i Michał Miegoń chodzili do tej samej szkoły, IV LO przy ulicy Zamenhofa właśnie, Michał wychowywał się w tej chylońskiej dzielnicy, w pobliżu tej ulicy stabilizuje się nurt rzeczki Chylonki, oraz, że do końca lat 60. w miejscu tej ulicy znajdowały się pola uprawne, a w miejscu dzisiejszego Parku Kilońskiego, znajdował się staw zwany "Basenem Prezydenta". Dla mnie te ciekawostki, zwłaszcza te dotyczące bezpośrednio miasta w którym się urodziłem i obecnie mieszkam są szczególnie interesujące, bo nie wiedziałem o tym, wszak całe dzieciństwo mieszkałem w Gdańsku, a gimnazjum nie wspominam dobrze, tak naprawdę pełnią mojego miasta zacząłem żyć dopiero w liceum. A jeśli chodzi o Zamenhofa, to dodam, że to ten sam, który wymyślił esperanto.

Jeśli chodzi o sam album to także jest to podróż w przeszłość, niemalże do początków gdyńskiego zespołu, który ma u mnie, nie ukrywam i to chyba dobre miejsce, by o tym powiedzieć, a może i przypomnieć, miejsce szczególne. Na czternaście zawartych na niej utworów, trzy zaledwie są nowościami zrealizowanymi w roku 2012, pozostałe powstały w różnych latach istnienia Kiev Office w mieszkaniu Gorana, Music Saloonie oraz nieistniejącym już Long Train Studio, a jeden z nich został nagrany podczas poznańskiego koncertu w 2009 roku. Na płycie znalazło się też miejsce, dla niegrającej już w zespole perkusistki Magdy Buller, którą z powodzeniem zastąpił Krzysiek Wroński, i który zagrał na wszystkich studyjnych albumach grupy, a także na epce "Miłosz Cię Kocha" wydanej pod koniec roku 2011. Niezwykle interesująca jest także forma w jakiej został wydany ten album. Jeśli przyzwyczailiście się już do eksperymentów brzmieniowych i różnych dźwiękowych wędrówek Miegonia, Wrońskiego i Kucharskiej, zwłaszcza tych z "Antona Globby" czy wspomnianej wyżej epki, przeżyjecie szok. To, co się tu znajduje to muzeum, brud, garaż i... trzeszczenie, przynajmniej w znacznej części tego wydawnictwa. Dosłownie i w przenośni. Zabieg naturalnie zamierzony.

Z nowych utworów mamy "Jerzego Pilcha". Jakkolwiek za tym pisarzem nie przepadam i słowa, choć bardzo udane też do mnie nie trafiają, bardzo mi się podoba zimnofalowe, punkowe podejście w tym kawałku i masa najróżniejszych przesterów i efektów. Gdzieś nawet kojarzy się z "Dwupłatowcami" z "Antona", ale to tylko pozorne skojarzenie. Nowy jest też utwór "Six Six Six", który znalazł się na pozycji szóstej. W nim fantastycznie wypada wyszczególniona perkusja i partia basu, która w tych wolniejszych, mniej hałaśliwych fragmentach pulsuje i kroczy jednocześnie. Jest jeszcze finałowy, czternasty numer będący powtórzeniem utworu "Bałtyk Nocą". O nim warto opowiedzieć w zestawieniu z oryginałem, czy też jego wersją pierwotną.

"Bałtyk Nocą" to jedyny na płycie utwór w wersji koncertowej. Kawałek jest czysto gitarowy i bardzo prosto zbudowany, ale siłą jest jego tekst, opowieść o tym co się dzieje w okolicach Bałtyku nocą. I to opowieścią dosłownie, bo Miegoń deklamuje, czy też raczej snuje swoją opowieść w swoim charakterystycznym, ironicznym, a jednocześnie z pełnym przekonaniem, dozą prawdy i zmysłu obserwatorskiego, stylu. Ze wszech miar utwór bardzo udany.  Ów czternasty numer, czyli studyjne powtórzenie tegoż, jest jeszcze ciekawsze, bardziej dopracowane muzycznie i brzmieniowo. Fantastycznie wypada też dodanie do utworu chórków robionych również przez Asię Kucharską. W tej wersji jest też inny, bardziej przestrzenny i jeszcze bardziej chłodny niż wersja koncertowa, a jednocześnie znacznie bardziej energetyczny i wywołujący uśmiech na twarzy.

Zostało jeszcze dziesięć utworów, a wśród nich te, które się podobają bardziej i te, które już mniej, te które zachwycają samymi nawet tytułami i takie, które znalazły się trochę niepotrzebnie. Na miejscu trzecim wylądował "Archeolog", który zawiera nie tylko bardzo dowcipny tekst (nawiązujący do podobnych kulturowych miszmaszów grupy T.Love), ale też jest ciekawy z tego względu, że jest w całości zagrany na gitarach, bez innych instrumentów, może dlatego, że to jeden z tych nagranych w pokoju Michała. Po nim następuje "Fallen In Love", który skojarzył mi się z twórczością Depeche Mode, czy legendarnym Bauhausem. Pewnie dlatego, że w podobny sposób odbija się perkusja, w identyczny sposób są zbudowane w nim riffy gitar i dodane elektroniczne dodatki. W ogóle świetny to kawałek i jeden z moich zdecydowanych faworytów, i szczerze mówiąc chętnie usłyszałbym więcej takich numerów w wykonaniu Kiev Office. 

O słynnym aktorze znanym z ról Brudnego Harry'ego czy Bezimiennego, mamy w "Udach Clinta Eastwooda" (ten tytuł to mistrzostwo świata po prostu) i podobno śledzimy go. Coś w tym jest, zwłaszcza jak się lubi się tego aktora, a zwłaszcza jak się jest kobietą (czy Eastwood nawet będąc starszym panem nie ma w sobie czegoś przyciągającego?). Muzycznie to bardzo klasyczny rockowy kawałek, z równie ciekawym tekstem i harmonijkowym dodatkiem, nie rozumiem tylko czemu wokal Michała został potraktowany efektami. Według mnie niestety psuje to efekt, lepiej by było dodać do niego więcej ukłonów w stronę wybitnego aktora i reżysera, na przykład słynną odzywkę: Go ahead make my day, która mogłaby idealnie wieńczyć ten numer. Zabrakło, wielka szkoda. W "Reportażu" na lekko zimnofalowym, trochę shoegaze'owym tle, Michał czyta definicję reportażu. Bardziej taki żart aniżeli pełnoprawna piosenka, w każdym razie wywołująca uśmiech. Jest też "Bernard i Borygo" trwajacy niecałe dwie minuty i znów oparty tylko na gitarze i wokalu Miegonia (jest miejsce nawet na odrobinę fałszów) i odnoszę wrażenie, że to bardzo wczesna wersja utworu "Borygo" z debiutanckiego albumu "Jest taka opcja". 

Znacznie ciekawiej wychodzi "Laurel", w którym wracamy do pełniejszego grania, które jest niczym innym jak shoegaze'owym, noise'owym utworem. Sądzę jednak, że bez słów, jako instrumentalny utwór sprawdziłby się lepiej. Klimaty elektroniczne, wzmocnione gitarami i podbite deklamacje Miegonia otwierają utwór "Za mało" i w takich pulsujących (trochę jak wyjęty z późniejszego projektu Michała - Khaddafi). Po nim kolejny mój faworyt, bardzo poetycki i energetyczny, znów taki shoegaze'owy kawałek "Uciekł w niszę". Trochę dziwnie brzmi tutaj perkusja za którą "siedzi" w nim Magda Buller (miejscami jak z automatu, ale nie chcę by zabrzmiało to jak wrzuta, tak brzmi po prostu). Ten przechodzi w niepotrzebny "Dance Through The End Of Night". I słychać, że jest to wersja demo: surowa, z zaledwie zarysowaną konstrukcją i ponownie trochę automatyczną perkusją. Nie wiem czy konieczna była kolejna wersja tego utworu, zwłaszcza po kilku przeróbkach przez inne trójmiejskie grupy zrzeszone przy Nasiono Records. A również do fetyszystów wszystkich możliwych wersji danego utworu tego czy innego zespołu nie należę. Przed finałową repryzą "Bałtyku Nocą" jest jeszcze "Satelita". Utwór przywodzący na myśl T.Love (choćby ten wokal), a także "Antona Globbę" Kiev Office właśnie, odniosłem bowiem wrażenie jak gdyby był to jeden z tych utworów, który nie znalazł się na drugim albumie zespołu Michała. I ten kawałek też należy do moich faworytów. Niestety nie ma ich wiele.

Mam problem z trzecim albumem Kiev Office, o którym podobnie jak o dwóch poprzednich pełnych płytach się rozpisałem. To nie jest to, czego się oczekuje od takiego zespołu. Nie nazwałbym tego trzecim albumem, myślę, że ten prędzej czy później też się pojawi. Ten, to po prostu składanka złożona ze staroci, w większości odświeżonych i okraszonych trzema nowymi utworami (a tak naprawdę to dwoma, jeśli wyłączyć nowo nagraną repryzę "Bałtyku Nocą"). Są tu utwory świetne i takie, które niestety rozczarowują. I to mocno. Nie mogę ocenić go jednoznacznie pozytywnie, czy negatywnie, ponieważ potraktuję tę płytę jako taki właśnie muzealny eksponat, składankowy prezent dla fanów i stworzony na uczczenie pięciu lat istnienia w prezencie od zespołu dla samego zespołu. I jest to miły prezent, nie jestem jednak też pewien czy konieczny. Ja się niestety "nie najadłem"...

Bez oceny

Jako przedsmak niech posłuży utwór "Bałtyk Nocą" w wersji live nagrany podczas zeszłorocznej odsłony Metropolia Jest Okey! w gdańskim Parlamencie, 28 grudnia 2012 roku:









1 komentarz: