Dotychczas chorwacka muzyka rockowa i metalowa kojarzyła mi się z gorącym i soczystym graniem wzorowanym zarówno na latach 70 jak i współczesnej alternatywie. W tym pięknym kraju są jednakże także grupy, które grają znacznie ciemniejszą, mroczniejszą i bardziej nieprzewidywalną muzykę. Mogłaby do tej grupy być zaliczona grupa Manntra o której swego czasu pisałem, ale tym razem będzie to coś zupełnie innego. Najnowszy, trzeci krążek Emphasis jest moją pierwszą przygodą z tą grupą i jest kolejną płytą z Chorwacji, która mnie zaskoczyła swoją niezwykłą atmosferą i świeżością...
Emphasis powstała jako kwartet w miasteczku Čakovec w regionie Međimurje. W 2007 roku debiutowali dobrze przyjętym instrumentalnym "Elements of Morrow" będącym mieszanką alternatywnego grania z heavy metalem i odrobiną post-rocka. W 2013 roku pojawiła się ich druga płyta będąca właściwym debiutem pełnometrażowym "Gliding Over All" na którym dopiero pokazali swoje możliwości oraz ogromną swobodę w łączeniu skrajnie różnych inspiracji tworząc z nich własny styl i zupełnie nową jakość. Najnowszy jednakże idzie jeszcze dalej i przesuwa granicę w kierunku powolnego, dusznego i doomowego grania z monolitycznymi partiami gitar i masywnych sekcji rytmicznych. W pewnym sensie jest konceptem opartym na książce Kristiana Novaka "Črna mati zemla" i hołdem złożonym regionowi z którego pochodzą członkowie zespołu. Tyle można się dowiedzieć z notatki prasowej, ale pozostaje jeszcze spojrzenie na grafikę znajdującą się na okładce płyty. Bardzo podoba mi się jej harmoniczny układ, zarówno w kwestii liternictwa jak i układu tajemniczego czarnego kręgu na szarej teksturze przetykanej białymi pasami, które wyglądają trochę jak odłamki szkła. Jest to bardzo ciekawe zestawienie kojarzące się z trudem i znojem górnictwa, jednakże region ten znany jest z winnic i polowań. Stąd nachodzi też mnie silne skojarzenie z płytą "Without the Sun" naszego rodzimego Animations, o którym niedawno pisaliśmy - ciemność jako symbol nieuchronnego przemijania, pustki i bezsilności. Matka czy też raczej matecznik jako symbol tego, co ukryte w leśnej głuszy albo wnętrzu naszej duszy lub umysłu i wreszcie ziemia, czyli to co nas otacza, gdzie mieszkamy. "Czarna matka ziemia" - a zatem miejsce skąd przychodzimy i dokąd wracamy, jako robaki lub proch. Tak samo niepokojąca i brudna jest też muzyka, którą panowie z Emphasis zawarła w sześciu utworach o łącznym czasie czterdziestu minut z sekundami.
Wpierw z ciszy, drone'owym tonem przypominającym trąby jerychońskie wyłania się "Muna". Rozwija się pulsującą elektroniką i delikatną wietrzną gitarą. Atmosfera gęstnieje tutaj z każdą sekundą, jednak panowie nie uderzają od razu pełnym instrumentarium i falą dźwięku. Narastanie trwa aż do finału tegoż, który urasta do jakiegoś pogańskiego obrzędu wraz ze świetnymi wokalizami Kristiny Štebih, Ivy Korunek, Aleksandry oraz Ivy Trupkovič które została zaproszone do ich nagrania. Cztery wiedźmy prowadzą do powolnego i dusznego wstępu "Iam", który zaczyna się dokładnie tam gdzie kończy poprzedni. Brzmienie gęstnieje, gitary i perkusja grają coraz silniej i masywniej, a wraz z nimi pojawia się szorstki screamowany wokal będący na pograniczu opętańczego wrzasku czy ginącego szeptu. Ten przechodzi w świetny "Black Slit" gdzie post-metalowe szlify łączą się z gęstymi sludge'owymi rffami i dusznym klimatem wyrwanym z albumów Isis Russian Circles czy Caspian. Dość wspomnieć, że im dalej tym ciężej, ciemniej i brudniej. Tytułowa czarna ziemia wręcz zdaje się żyć i pulsować wraz z dźwiękami, oblepiać, piętrzyć... i dodajcie sobie tutaj jakikolwiek jeszcze epitet, który wyda Wam się tu odpowiedni na opisanie takiego stanu. Stronę A (według winylowego podziału albumu) kończy czwarty, kapitalny zresztą, utwór zatytułowany "Rivers Under", który po wybrzmieniu finałowej partii poprzednika otwiera masywna perkusja i delikatny rzewny motyw gitarowy, a następnie wszystko intensyfikuje się, gęstnieje i roztacza wokół siebie jeszcze mocniej niepokojąca aurę.W kulminacyjnym momencie cały świat dosłownie zaczyna się rozpadać, ściany walić, szkło pękać i rozpryskiwać.
Na stronie B znalazły się tylko dwa numery, ale za to najdłuższe na całym krążku. Wpierw "Captains of the North" trwający nieco ponad osiem minut. Początek jest dużo bardziej przestrzenny, lżejszy, ale i pełen emocji. Cisza przed burzą, czy też raczej sztormem, bo całość sukcesywnie narasta, rozbudowuje się i przetwarza w coraz mocniejszą i cięższą ścianę, by po chwili ustąpić rzewniejszym, bardziej deszczowym wyciszeniem, które nabrzmiewa, znów wycisza i przeistacza się w finałowy dziesięciominutowy "The Quiet Roads". Jakże mylny to tytuł przy tym co można tutaj usłyszeć. Najpierw drone'owo-ambientowy szum do którego dołącza rozpędzająca się gitara wraz z perkusyjnym bitem. Tu znów zaczyna wszystko pulsować coraz mocniej, agresywniej i niepokojąco. Być może podobnych dźwięków słyszeliście na pęczki, a jednak Chorwaci potrafią oczarować tutaj nie tylko ciężarem, ale też wyrazistą atmosferą, której często w post-graniu zaczyna brakować lub ginie ona w niepotrzebnej intensyfikacji w miejscach gdzie potrzebny jest kontrapunkt. Emphasis doskonale zdaje sobie z tego sprawę i w taki właśnie niezwykły i piękny sposób buduje swoje muzyczne pejzaże.
Chorwacka grupa Emphasis jest gatunkowym pomostem pomiędzy
post-metalowymi wypustami takich zespołów jak Caspian, Russian Circles,
Enslaved czy Isis. Mroczne muzyczne pejzaże łączą się tutaj z ciemną
atmosferą, gęstą soniczną mgłą, agresywnością i niepokojącym eksperymentem cięższych odmian metalu z bardziej melancholijną stroną post-grania, choć może nie aż tak w dużym stopniu jak na najnowszej płycie islandzkiego Sólstafir, który jest zupełnie inną bajką i oparty jest na innych założeniach i środkach wyrazu. To album wyróżniający się ciężarem, masywnym i niezwykłym klimatem - z jednej strony przytłaczającym, a z drugiej bardzo oczyszczającym, ale przede wszystkim składającym się z wielu warstw. Nie jest to album na jedno przesłuchanie, ale taki który się smakuje, chłonie mnogość pomysłów i ciągoty do słowiańskiego folkloru (których zdecydowanie jest tutaj za mało, a wyraźnie został na płycie zaznaczony). Nie znałem Chorwatów od tej strony, zresztą nie tylko ja, i trzeba przyznać, że jest to naprawdę niezwykłe odkrycie - może nie należące do najłatwiejszych, ale zdecydowanie do tych najciekawszych. A samo Emphasis zdecydowanie powinno być kojarzone szerzej, po płytę zaś warto sięgnąć nawet jeśli za podobnymi brzmieniami się nie przepada. Ocena: 8/10
Płytę przesłuchałem i zrecenzowałem dzięki uprzejmości Creative Eclipse PR.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz