Napisał: Marcin Wójcik
19 maja o 19:00 w gdańskim klubie B90 odbył się premierowy
koncert Kiev Office promujący najnowszy album gdyńskiej grupy – Modernistyczny
Horror. Oto, jak zabrzmiały te dźwięki w
stoczniowej hali.
Kiev Office nie zagrało w B90 samotnie. Zanim zespół wieczoru
(żeby nie użyć pustego słowa „gwiazda”) wszedł na scenę, wydarzenie ubogaciły
swoimi występami grupy Castlings oraz Judy’s Funeral. Ci ostatni zagrali swój
pierwszy koncert po długim milczeniu.
Wieczór otworzyła surf rockowa grupa Castlings, która
powstała na gruzach znakomitego The Esthetics. Stylistyka pozostała w zasadzie
ta sama, jednak zmiany personalne dość poważnie wpłynęły na brzmienie. W
przeciwieństwie do Estetów w Roszadach (ang. Castlings) jest tylko jedna gitara, a śpiew to rola żeńska. Nie
należy też pomijać basisty, którego styl jest zgoła odmienny od tego, jakim
operuje Marta Nowaczyńska, co też należy traktować jako ciekawą zmianę
jakościową. Castlings zagrali dość krótki set, ale jest to zespół
debiutujący i muzycznie na pewno powiedzą jeszcze wiele. Ważne jest, że swoimi
surfowymi dźwiękami potrafią zbudować przyjazną atmosferę, która szybko udziela
się publiczności. Po swoim występie zespół oświadczył, że pracuje nad płytą,
zatem należy się im jeszcze bacznie przyglądać.
Następnie na scenie zjawiło się Judy’s Funeral, które łączy
z Castlings osoba basisty – Marcina – który w tym składzie pokazał, że
muzycznie stać go na nieco więcej. Judisi
zagrali shoegazeowo-noise rockową mieszankę, która wprowadziła klimat nieco
bliższy Kiev Office, aczkolwiek nie można powiedzieć, że Castlings ze swoimi
piosenkowymi formami nie pasowali do takiego zestawienia. W występie Judy’s
Funeral dało się odczuć ze dwie dłużyzny, ale ich pogrzebowe dźwięki wskrzesiły
ducha Joy Division i polskich zespołów około punkowych z drugiej połowy lat
osiemdziesiątych. Całości dopełniła bardzo luzacka i oszczędna konferansjerka,
okraszona paroma dowcipnymi zwrotami. Szaro-nijakie stroje muzyków podkreśliły klimat ostatniego
utworu – „Strach się bać”. Z mądrym, dosadnym tekstem, wykrzyczanym w punkowej
estetyce, którą zbudował świetny basowy riff podkreślony chorusem. W tym
właśnie momencie wiadomo już było, że mamy rok 1987, a grupka chłopaków z
Chyloni gra w jakiejś dziurze koncert dla grarstki zbuntowanej młodzieży,
czytującej ziny z trzeciego obiegu. Nie trawię tej jęcząco-piszczącej gitary,
między noisem a przesadą jest cienka granica, za to z sekcją można brać ślub w
ciemno. Zwłaszcza z basem, który polecam, jak swego czasu Piotr Fronczewski
„kolekcję klasyki”.
O Kievach krótko, ale treściwie, bo sporo miłych rzeczy się
o nich pisze. I bardzo dobrze. To zespół, który dotarł już do tego etapu, że
nikomu niczego nie musi już udowadniać. Ma już swoją markę, pod którą kryje się
zestaw skojarzeń i zawsze zbierze się sensowny tłumek sympatyków pod sceną. „Modernistyczny
Horror”, który w dużej części został tego wieczoru zaprezentowany, to płyta
dojrzała i pełna cech charakterystycznych dla gdyńskiej grupy, których nie
trzeba już chyba wymieniać. Nie słyszałem nigdy zdania: „Nie, stary, nie lubię
Kiev Office”. W sylwiczności* tej kapeli, składającej się z ludzi o otwartych
umysłach, każdy znajdzie coś dla siebie. Mimo tego, co pisałem wyżej i tych dziesięciu lat istnienia
i grania na wielu różnych scenach i scenkach, trio wciąż tryska pozytywną,
młodzieńczą energią i zaraża nią swoich słuchaczy. Wciąż improwizują, dadzą
upust punkowej energii i nadal stać ich na ciekawe, muzyczne poszukiwania, o
czym wspominali w ostatnich wywiadach. Oprócz najnowszych
„Obręby rewiry”, „Cafe Santana”, „Makłowicz w podróży” itp. Publiczność
usłyszała m.in. „Karolinę Kodeinę”, „Opony”, „Biała Sierść”, „Bulwar Molo” i
jeszcze parę innych, stanowiących przekrój właściwie całej dotychczasowej
twórczości. Tytuły wymieniam dość chaotycznie, ze względu na fakt, że znalazłem
się w tej najbardziej imprezowej części sali, gdzie daliśmy się porwać
muzycznej chwili. Imprezowicze dostali z resztą śliczny prezent od zespołu na
bis, czyli cover Technotronic „Pump Up The Jam”, który porwał do tańca (dosłownie!)
całą salę, nie licząc paru sztywnych wyjątków.
Czytanie tekstów post
fatum o koncertach jest mało ciekawe, dlatego lepiej na takie wydarzenia chodzić.
Zwłaszcza na takie.
*
wymieszanie gatunków literackich (w tym wypadku muzycznych), zmienność poetyki i nastroju, stosowanie stylizacji i cytatów, dodatków graficznych. [przyp. red. naczelny]
wymieszanie gatunków literackich (w tym wypadku muzycznych), zmienność poetyki i nastroju, stosowanie stylizacji i cytatów, dodatków graficznych. [przyp. red. naczelny]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz