czwartek, 16 lutego 2017

LUpa: Pionek kontra konik


Wyobraźcie sobie następującą sytuację. Widzicie że artysta X na którego koncert bardzo chcecie pójść ogłasza trasę i obejmuje ona nasz nadwiślański kraj. Cieszycie się, skaczecie z radości i wchodzicie na stronę z biletami. Patrzycie i cena nawet nie duża, powiedzmy 90zł - 250zł (w zależności od miejsca). Za koncert ulubionego artysty to jak nic. Postanawiacie kupić bilet jutro u  jakiejś sieciówki (dajmy na to tej na literkę "E"), by mieć go już przy sobie. Idziecie zadowoleni, podchodzicie do kasy i mówicie:
- Poproszę o bilet na koncert artysty X
- Już nie ma.

W tym momencie następuje reset naszego mózgu. Jak to? Jak to nie ma? Przecież wczoraj ogłosili i jeszcze było. Odwracamy się ze smutną miną i widzimy śmiejącego się nam za plecami konika biletowego z plikiem biletów.

Właściwie nie musisz sobie wyobrażać pewnie danej sytuacji drogi czytelniku, bo pewnie nie raz jej doświadczyłeś. I jak tu się nie wściekać? Ceny jakie owi jegomoście proponują za odkupienie biletu są kompletnie z kosmosu (miałem sytuacje kiedy bilet był ośmiokrotnie droższy od oryginalnej ceny - OŚMIOKROTNIE). A jak owi jegomoście dokonują zakupu? Akurat tak się składa że wiem, bo znam osobę obsługującą takowych. Stały schemat, podchodzi do lady jak pan i władca i wydziera się na bogu ducha winnego ekspedienta dlaczego tak wolno jest obsługiwany. Od razu z bomby prosi o maksymalną liczbę biletów (obecnie z tego co wiem obowiązuje standard pięciu, ale mogę się mylić) na tyle koncertów ile się da (5 na artystę X, 5 na Y i 5 na Z). A potem sprzedaje taki cwaniaczek bilety w internecie lub stoi przed miejscem w którym ma być koncert i oferuje bilety. Przysięgam ile razy widziałem kogoś takiego jak szedłem na koncert to żałowałem, że nie jestem w stanie pluć jadowitym kwasem. Dzięki takim "przedsiębiorcom" fan danego zespołu nie pójdzie na koncert ukochanego artysty, bo bilety wykupiły jakieś pacany z chęcią odsprzedaży ich bo cenach tak zaporowych, że mało kogo będzie na to stać.


Nasuwa się oczywiście podstawowe pytanie. Jak temu zapobiec? Cóż tak naprawdę ciężko o jakieś dobre rozwiązanie. Obecny limit i tak pomógł, jednak obejście go nie stanowi problemu (wystarczy przyjść w kilka osób, lub kupić przez internet na paru komputerach). Jakimś rozwiązaniem byłoby wprowadzenie biletów imiennych, to jednak nie sprawdziłoby się w praktyce, a zdarzają się też sytuacje w których ktoś odsprzedaje wejściówki, bo wie że nie da rady być na koncercie (do takich osób nic nie mam, tym bardziej, że sprzedają one bilety po cenie zakupu, lub nieco niższej). Wygląda więc na to, że póki co jest to szara rzeczywistość w jakiej przyszło nam żyć i nic z tym nieznośnym fenomenem nie jesteśmy w stanie zrobić. Wszystko wskazuje też na to, że ktoś jednak te bilety kupuje, skoro taka sytuacja wciąż ma miejsce, a wręcz się nasila.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz