Wstępem opatrzył: Lupus
Dwie różne płyty i jedna polska. W Polsce trwa zachłyśnięcie się albumami z akustycznymi koncertami, a Stone Sour wydał epkę z coverami. W pięćdziesiątej ósmej odsłonie "WNSu" po raz pierwszy w krótkiej formie redaktor Chamera.
1. Hey - Hey w Filharmonii. Szczecin Unplugged (2015)
Od razu się przyznam, że fanem Hey nigdy nie byłem.
Znałem co prawda niektóre ich utwory, widziałem zespół na żywo na Neptunaliach.
Dopiero jednak po tej płycie zapałałem do muzyki szczecińskiej formacji większą
sympatią.
Tytuł płyty zdradza nam zawartość. To zapis koncertu
grupy Hey w filharmonii Szczecińskiej przy akompaniamencie orkiestry. Z
kronikarskiego obowiązku przesłuchałem wcześniej utwory, które zespół zagrał w
ich wersjach płytowych. Ich wykonanie na żywo niczemu nie ustępuje, a dodatek w
postaci orkiestry tylko dodaje smaku całości. Największe wrażenie wywarło na mnie „Kto tam, kto jest w
środku” i „Mimo wszystko”. Jednak cała płyta, od początku do samego końca
stanowi przyjemną muzyczną podróż. Jest niezwykle spokojna i relaksująca. Muzyka formacji świetnie współgra z orkiestrą. W przerwach
pomiędzy utworami słychać co prawda stres w głosie Katarzyny Nosowskiej, jednak
nie uważam tego w żaden sposób za wadę. We wszystkim co mówi słychać radość z
gry, oddanie muzyce i chęć dostarczenia widzom jak najlepszych wrażeń, a to
jest moim zdaniem najważniejsze. Żadnego zarzutu nie mam też do jej głosu kiedy
śpiewa. Także publika doceniła występ Hey nagradzając ich gromkimi brawami. Wszystkie partie są wyśpiewane czysto i bez najmniejszego
zacięcia.
Zastanawiałem się jak zakończyć tę krótką recenzję. Najlepsze co
mogę chyba napisać to fakt, że koncert Hey w Filharmonii Szczecińskiej
przekonał mnie w pełni do twórczości grupy. Nieprzekonani, których zapewne jest wielu, powinni po nią sięgnąć, by podobnie jak ja zmienić swój stosunek do Hey. Bez oceny
2. Stone Sour - Meanwhile In Burbank... (2015)
Stone Sour po wymianie gitarzysty (z James'a Root'a na
Christian'a Martucci) postanowili nie zabierać się od razu za następcę dwu częściowego "House
of Gold & Bones". Zamiast tego stwierdzili, że oddadzą cześć artystom, którzy
ich inspirowali nagrywając EPki z coverami. "Meanwhile in Burbank" to pierwsze z trzech tego typu
planowanych wydawnictw.
Płytę rozpoczyna „We Die Young” z repertuaru Alice in Chains.
Wersja Stone Sour różni się od oryginału jedynie wokalem Taylora. Następnie dostajemy „Heading Out To The Highway”, będącego
dziełem Judas Priest. Wersja Stone Sour wydała mi się nieco bardziej „żywsza”
jednak i tutaj jedyną różnicą od oryginału jest wokal. Podobnie sytuacja wygląda z „Love Gun” oryginalnie nagranym
przez KISS. Stone Sour dodało nieco więcej energii do utworu. Swojego coveru
doczekała się też Metallica. Zespół Corey'a Taylor'a wziął na warsztat
„Creeping Death”. Tak jak poprzednie kompozycje, mam wrażenie, że cover ma w
sobie nieco więcej energii. Ostatnia pozycja to „Children of the Grave” autorstwa Black
Sabbath. W wykonaniu Stone Sour utwór ten nabiera nieco więcej ciężkości i
ostrości.
Jak zatem wypada ta EPka? Niestety słabo. Jedynym co wyróżnia
te utwory na tle oryginałów to wokal Corey'a Taylor'a. Zespół nie pokusił się
niestety o zabawę z konwencją utworów, nie zmienił nic w dziele źródłowym.
Dostaliśmy utwory odegrane dokładnie zgodnie z oryginałem. Jest to porządna i
przyzwoita rzemieślnicza robota. Zabrakło mi w tym jednak artystyczności,
jakiegoś odciśnięcia charakteru grupy na poszczególnych kawałkach, przez co
całość wypada zwyczajnie nudno. Można mieć nadzieje, że na kolejnych dwóch
EPkach, które nas czekają zespół postanowi dodać do materiału źródłowego coś od
siebie. Ocena 3/5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz