Napisała: Milena "Lady Stoner" Barysz
"Futrzane", psychodeliczne instrumentarium to tylko wstęp do
przygody z Belgijskim trio. Po ich debiutanckim albumie, słuchaczy oprowadza
Bojownik Wspaniały, swobodnie przepływający przez bąbelki oranżady, ciężkie
metalowe riffy i kosmiczne dźwięki syntezatora. Brzmi niedorzecznie? A to
dopiero początek…
The Fur to belgijska formacja grająca instrumentalny stoner rock z domieszką rocka psychodelicznego. Pochodzi z miasta Gandawa i tworzy go trzech
dżentelmenów: Elias odpowiedzialny za perkusję, Jesn Hugo grający na gitarze
elektrycznej i syntezatorze oraz basista Theli. Założyli The Fur wiosną 2011
roku, ale dopiero we wrześniu tego roku wydali swój debiutancki album, który nazwali po prostu...
"The Fur". Ich muzyka zaczyna się gdzieś w latach 70tych ale kończy daleko we wszechświecie. Nie tylko muzyka jest zaskakująca. Cała psychoza zaczyna się
już na okładce. Zielono-niebieski Bojownik Wspaniały, otoczony żółtymi
bąbelkami, pływający w pomarańczowej toni – przypominającą oranżadę, może kojarzyć się z jakimiś funk’owymi rytmami. Z czymś skocznym i radosnym. Jakże mylące może być to pierwsze wrażenie!
Krążek zawiera sześć utworów, w dodatku dość długich. Najkrótszy
trwa lekko ponad sześć minut, a najdłuższy powyżej dziesięciu. Jak wspomniałam jest to instrumentalny projekt,
do którego stworzenia użyta została jedynie perkusja, bas i gitara elektryczna. Dla
urozmaicenia kawałek „Expanding Universe” został okraszony dźwiękami
syntezatora. Cały album ma bardzo surowe brzmienie. Po pierwszym
odsłuchaniu, można odnieść wrażenie, ze nie został dokończony. Na początku
słyszy się garażową aranżację, nałożone na siebie różne dźwięki. Słuchacz może być
w szoku, może sam siebie dopytywać – czy zapomnieli o masteringu? Jestem pewna,
że taki był cały zamysł… ale czy słuszny?
Każdy z utworów jest bardziej swoistym
eksperymentowaniem z muzyką i nie do końca udaną próbą odkrycia czegoś nowego. Zaczynają
się one obiecująco, otwierają umysł na nowe, ciekawe doznania, intrygują, a później
to wszystko mija jak za dotknięciem tej samej czarującej różdżki. Dlaczego? Jest za ciężko i za męcząco. Średnio od
połowy każdej kompozycji, przychodzi do głowy myśl "to kiedy koniec?". Może jakby
to było bardziej wygładzone – słuchało by się tego lepiej i przyjemniej? Mogłoby stracić pierwotny
zamysł kompozytów i swój surowy urok, ale może wtedy zyskałoby moc? Zdaję sobie
sprawę z faktu, iż jest to muzyka niszowa i nie każdemu ma się podobać, ale
myślę, że dużo lepiej by było jakby i przypadkowemu słuchaczowi sprawiała
przyjemność.
The Fur ma potencjał, zwłaszcza gdy mówimy o technicznym podejściu do tematu. Charakteryzuje go pomysł i rzadko już spotykany indywidualizm. Nie ma tu miejsca na ograne riffy i proste solówki, na oklepaną perkusję. Mam jednak mieszane uczucia co do tego albumu. Z jednej strony strasznie fascynuje, a z drugiej, jak już wspomniałam, męczy i pozostawia wrażenie nieskończonego. Ocena: 5/10
The Fur ma potencjał, zwłaszcza gdy mówimy o technicznym podejściu do tematu. Charakteryzuje go pomysł i rzadko już spotykany indywidualizm. Nie ma tu miejsca na ograne riffy i proste solówki, na oklepaną perkusję. Mam jednak mieszane uczucia co do tego albumu. Z jednej strony strasznie fascynuje, a z drugiej, jak już wspomniałam, męczy i pozostawia wrażenie nieskończonego. Ocena: 5/10
Albumu można w całości posłuchać na bandcampie The Fur.
Wygląda na to, że w Belgii mają jeszcze coś dobrego oprócz czekoladek ;) Mnie sie podoba (choc faktycznie w dużej ilości może być męczące).
OdpowiedzUsuń