Napisała: Milena "Lady Stoner" Barysz
Ostatni album
studyjny „Bourbon River Bank” został wydany w 2010 roku. Później skład Corruption
posypał się jak igły z choinki. Nie przeszkodziło to jednak w niczym, by Corruption niczym feniks z
popiołów narodził się w nowym składzie i ruszył do boju z nowym
albumem zatytułowanym "Devil’s Share"...
Gdy Piotr „Anioł” Wącisz został jedynym członkiem zespołu, jedną z opcji, którą słusznie rozważył, było nie dawać za wygraną. Postawił sobie za cel zbudować Corruption na nowo i
jak się okazuje okazał się całkiem niezłym budowniczym. Od 2013 roku jeden z najważniejszych obecnie istniejących polskich zespołów grającym stoner, zasilają: Daniel
„Dani” Lechamański na gitarze i wokalu, grający na perkusji Bartek „Grabarz” Gamracy i Piotr „Rutkoś” Rutkowski grający nie tylko na gitarze, ale także udzielający się wokalnie. W tym składzie panowie z Corruption wydali nowy materiał, którego rejestracja
dźwiękowa odbyła się w
Sound Division Studio. Piecze nad miksem i masteringiem objął... (tak! po raz kolejny, jedyny i niepowtarzalny) Filip „Heinrich”
Hałucha. Już okładka
zapowiada, co na tym krążku będzie się działo. Pustynia, zachód słońc, beczka najprawdopodobniej pełna whisky, a na niej roznegliżowana, rogata panienka w czerwonych kowbojkach, na dodatek w najlepsze paląca skręta
Jako pierwszy na płycie figuruje "Hang’n’Over". Kawałek ten jest również singlem promującym album. Najbardziej
porywający i wpadający w ucho numer. Skoczne wejście banjo wprowadza w klimat
dobrej, westernowej imprezy. Utwór może się idealnie sprawdzić na koncertach. Kolejny, czyli "This Is
The Day" to szybkie, gitarowe wejście. Riffy skłaniają do tupania, kiwania
głową czy wystukiwania rytmu dłonią. Jak na solidny stonerowy kawałek przystało dostajemy też siarczystą solówkę. "Story Of Things That
Should Not Be" również klimatem nie odstaje od całej płyty. Na szczególną uwagę zasługuje w nim przeplatanka:
lekko bluesowych solówek i surowych uderzeń perkusji. Z kolei "Traveller Blues" jest
naszpikowany bluesem już od pierwszych sekund. Klimat zadymionego saloonu na Dzikim Zachodzie, pomógł tworzyć Sławek Wierzcholski, grający na harmonijce ustnej. Skojarzenia z
bluesem potęguje drugi wokal, powtarzający niczym echo ostatnie słowa wersów. Pod koniec tempo jeszcze bardziej się
rozkręca, a wraz z nim szalona impreza, na którą zaprosiło nas Corruption.
"Grime Whorehouse", kolejny utwór, który porywa tyłki od stolików wraz z pierwszymi taktami. A do tego jeszcze świetny refren skłaniający do
podśpiewywania razem z wokalistami, który może zrobić niezły szał na koncertach. Następujący po nim "Trespasstellers" to
numer bez wokali, bez perkusji, bez basów i bez elektryka… no dobrze, ale co w nim w takim razie jest? - zapytacie. Jest djembe, są marakasy oraz gitary
akustyczne. Przyjemny i lekki, ale krótki… kawałek do swawoli przy ognisku. Twardym wejściem, po akustycznej sielance ogromnej mocy nabiera "Inspire". Teraz dopiero robi się naprawdę gorąco. Ciężkie
riffy, trzeszczący bas, mocna perkusja, piskliwe, wstawki wysokich tonów gitary
solowej, a potem znów szybkie pokrętne solówki. W "Regression"
następuje jednak zwolnienie tempa. O ile oczywiście, o jakimkolwiek zwolnieniu tempa na tej
płycie można mówić. Na przykładzie tego utworu słychać też doskonale, że panowie z gitarowymi wiosłami, spełniają
się w roli wokalistów, tworząc wyjątkowo zacny duet.
Cover? Proszę bardzo! Łączący "Holy
Diver" nieśmiertelnego Ronniego Jamesa Dio z "Born To Be Wild" Steppenwolf, kawałek-hold pod tytułem "Born To Be Zakk Wylde". Przy oddawaniu hołdu Zakk’owi Wylde’owi
wspomaga Corruption, Krzysiek Sokołowski, znany z Exlibris. Kolejny numer "Betty Pyro" niczym
specjalnym nie urzeka, zostaje w pamięci, tak długo, jak i cały album. Pozostający w stonerowych klimatach przyjemny w odsłuchu, ale to wszystko i nic poza tym. Jest też "Moment Of Truth", jedna z najciekawszych kompozycji na płycie. A w nim zaskakujące zmiany tempa i nastrojów. Zaczyna się ciężko, rytmicznie, ale nadal dość powoli, z dystyngowanym spokojem najlepszego rewolwerowca na Dzikim Zachodzie. Główny riff
zmienia się tutaj dość często, ukazujące różne oblicza grupy. Urzekają też wokale o delikatnym, balladowym charakterze, w którym nie zabrakło również miejsca na bardziej szorstkie momenty. Gdzieś w połowie następuje złagodzenie całej aranżacji, ale nie na długo. Za chwilę znów odzywa
się bas i nadaje wszystkiemu odpowiedniej ciężkości. Najbardziej hipnotyzujące jest
jednak zakończenie dwuminutowy pasaż instrumentalny. Kończy się "Moment of truth" i przychodzi to
nieprzyjemne uczucie niedosytu.
Westernowy klimat, pustynia,
pojedynki rewolwerowców, dużo alkoholu, dużo zabawy i siarczysta, chwilami
lekko bluesowo - southernowa muza. To wszystko znalazło się na "Devil’s Share". To kawał znakomitego grania, które już przy pierwszym przesłuchaniu potrafi zrobić dobre wrażenie, wciągnąć i skłonić do kolejnych odsłuchów. Trasa
koncertowa przy takim zestawie musi być naprawdę gorąca. Oby tylko nikogo nie wyrzucono z ich powodu z saloonu!. Ocena: 9/10
MNie jakoś się nie bardzo spodobało... :/
OdpowiedzUsuń