Nie, nie chodzi o Cejrowskiego, nie zmieniłem też branży na turystyczną. W sobotę zmarła Cesaria Evora - pochodząca z Wysp Zielonego Przylądka słynna piosenkarka wykonująca mornę. Śpiewała wyłącznie po kreolsku i portugalsku. Zawsze występowała boso i ponad wszystko nie znosiła butów.
Wspierała młodych muzyków z Wysp Zielonego Przylądka, finansowała koncerty, brała aktywny udział w muzycznych przedsięwzięciach charytatywnych. W marcu 2003 roku jako pierwsza piosenkarka została ambasadorem Światowego Programu Żywnościowego w ONZ. Zmarła 17 grudnia 2011 roku na Sao Vicente po długiej chorobie, w wieku 70 lat.
W moim domu słucha jej moja mama, więc muzyka Evory nie jest mi obca. Znam i bardzo lubię jej płyty, niezmiennie kojarzą mi się z wakacjami, kiedy moja mama najczęściej puszcza "Sao Vicente di Longe", "Cabo Verde" oraz "Cafe Atlantico", "Rogamar" i "Nha Sentimento". Morna charakteryzująca się melancholijnymi, smutnymi tekstami i łagodnym, ciepłym brzmieniem zawsze będzie mi się kojarzyć z Evorą.
Nie da się zaprzeczyć, że odeszła kolejna ważna dla muzyki osoba - może i mniej znana, zwłaszcza w kręgach słuchających rocka i metalu (tu pewnie nawet wcale nie znana), ale ceniona na całym świecie, również w Polsce (gdzie zagrała jeden ze swoich ostatnich koncertów w czerwcu tego roku), ale ilekroć się będzie wracało do ich utworów zawsze się będzie miało w pamięci jej twarz - promieniującą uśmiechem i energią - na przekór codziennego życia, które jej nigdy nie rozpieszczało...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz