czwartek, 24 stycznia 2019

Nocny Kochanek - Randka w Ciemność (2019)


Jedna panna to za mało? Andżej czekający pośród nocy oświetlonej jedynie światłem księżyca w pełni, z różami i tanim winem pod tajemniczym lokalem "Randka w ciemność" zaraz będzie miał do kompletu trzy następne, ale wszystko wskazuje na to, że nie będą to szczęśliwe związki...

Nocny Kochanek, który oczarował cały kraj świeżym polskojęzycznym "hewi metalem", czerstwymi żartami, ale i trafnymi obserwacjami społecznymi wraca ze swoją trzecią, nieco tylko słabszą od poprzedniczek płytą, która paradoksalnie jest też od nich jeszcze lepsza. Jak to w ogóle możliwe? Dzieje się tak przede wszystkim w sferze kompozycyjnej, gdzie panowie już nie tylko wprawnie żonglują heavy metalowymi schematami, ale i zdecydowanie okrzepli i poprawili jakość swoich kompozycji pod względem instrumentalnym. Jeszcze lepiej jest pod względem tekstów, które choć zachowały czerstwy dowcip, wciąż zawierają trafne obserwacje, często sięgając po obsceniczność, znacząco poprawiły się też językowo i coraz mocniej łypią intertekstualnym oczkiem do słuchacza. Wreszcie Krzysiek Sokołowski, który przy mikrofonie na tej płycie po prostu bryluje. Powiedziałem, że jest słabiej niż poprzednio? Tylko nieznacznie, pod względem ogólnej formuły, która nie zaskakuje tak jak wcześniej, stanowi pewne powtórzenie i przetworzenie wcześniejszych płyt, ale wciąż stanowi doskonałą zabawę. Sprawdźmy zresztą, jak to wygląda na przykładzie poszczególnych utworów.

Zaczynamy od prawie tytułowego z którego jak sądzę przekornie panowie usunęli "ość" i tym samym podkreślając odniesienie do słynnego programu randkowego, który wszyscy pamiętamy z lat 90 ubiegłego wieku z telewizji publicznej. Zaczynamy więc od ostrego kawałka z mocnym tekstem, bardzo charakterystycznym wokalem Sokołowskiego i mruganiem oczkiem czy to do Turbo, czy do Iron Maiden lub Judas Priest. Na drugiej pozycji znalazł się znany już wszystkim z koncertów mistrzowski "Dr O. Nogal", który mam wrażenie w wersji studyjnej nieco stracił na impecie i też śmieszy już nieco mniej, ale nadal pozostaje utworem o ogromnej sile rażenia, tak brzmieniowej, jak i w warstwie tekstowej. Zawód miłosny Andżeja numer dwa to "Al Dente" czyli historia o miłości przez żołądek i co z tego wyszło. Panowie nie spuszczają z tonu i szybkiego brzmienia, choć zdecydowanie sięgają też po większą melodyjność i zgrabnie nawiązują do stylistyki pościelów. Uśmiech gwarantowany. A skoro nie ma lekko, to czas na bardzo udanego "Pijanego Mistrza", który sprytnie nawiązuje do serii filmów kung fu z młodym Jackie Chanem i do instytucji znanego każdemu z nas podblokowego pana menela proszącego o złotóweczkę, panie kierowniku. Muzycznie panowie wyraźnie nawiązują tu do złotych czasów grupy Turbo, ale wyraźnie też wplatają to, co wypracowało Judas Priest czy Accept.


Absolutnym sztosem i mistrzostwem świata jest odwrócona w krzywym zwierciadle baśń o księżniczce, rycerzu i jego koniu, czyli "Koń na białym rycerzu" wpisujący się tym razem w stylistykę folk metalu tudzież symfonicznego power metalu mediewistycznego spod znaku Helloween, Blind Guardian czy Rhapsody (Of Fire). Półakustyczna ballada, a zwłaszcza chwytliwy refren potrafi rozśmieszyć każdego, a Sokołowski śpiewa ów tak przekonująco, że jestem ciekaw jak jest w stanie powstrzymać wybuch śmiechu. Nie mówiąc już o tym, że łapiemy się na tym, że śpiewamy razem z nim. Następny bardzo udany utwór to "Tirowiec" wyraźnie nawiązujący do "Maniaka szybkości" grupy Fatum i choć tematycznie - kolejne miłosne zawody Andżeja - można poczuć już lekką zadyszkę i przesyt, bo ileż można, to muzycznie, wokalnie i ponownie lirycznie jest nadal na najwyższym poziomie. Po nim czas na niełatwe spotkanie z "Andrzelą" w którym ponownie panowie nawiązują wyraźnie do formuły pościelów. Pianinko, smutny ton i znów łapiemy się na tym, że śpiewamy razem z Krzyśkiem. A do tego... czemu jego wokal w tym numerze tak bardzo przypomina mi Czesława Niemena? Znakomity jest także "Czarna Czerń" będąca jak sądzę swoistą kontynuacją "Zdrajcy metalu". Wracają surowe riffy, szybkie tempo,melodyjne solówki, a po porcji smutku banan na twarz.

Nawiązując do Pijanego Mistrza i Franka Kimono, panowie serwują w następnej kolejce "Wódżitsu". Ten wyraźnie nawiązuje tempem do Judas Priest i Accept i panowie wcale się z tymi inspiracjami nie zamierzają kryć. Na przedostatnim miejscu znalazła się dwu minutowa miniaturka "Siłacze" znów sięgający po półakustyczne brzmienie i mówiący o chęciach i ideałach, których nie da się spełnić. Czy tylko ja łapałem się na tym, że musiałem sprawdzać o kim śpiewa Krzysiek Sokołowski? Na deser kolejny miłosny zawód w "Mistrz przerósł ucznia" gdzie Andżej znów ma problem z podrywem. Wracają szybkie, melodyjne i zadziorne zagrywki oraz solidny wokal Sokołowskiego. Uśmiech nadal gwarantowany ze względu na grę słowami i oksymoronami (metal subtelnie napieprza z głośników) czy skojarzeniami (kreskówki Walaszka) i wreszcie faktem, że ojciec spił całą śmietankę...

Ocena: Pełnia
"Randka w ciemność" to album bardzo solidny, nie tylko pod względem brzmienia, wokali czy tekstów, ale też na swój sposób dojrzały. Poprzednie, zwłaszcza debiutancki, wydawały się trochę robione na wyczucie publiczności. Na najnowszym jest już wszystko to, co fani Nocnego Kochanka pokochali - intertekstualność, zgrywa, miłosne zawody i mnóstwo alko-gastrycznych żartów, które czasem choć mocno niesmaczne, po prostu trafiają w sedno. Dojrzałość o której mowa zasadza się bowiem na proporcjach z jakimi panowie mieszają charakterystyczne dla siebie składniki i odniesienia - niespełna trzy kwadranse - a przy tym ogromny dystans jaki bije z płyty - zwłaszcza z głosu Sokołowskiego, który jest jeszcze lepszy i bardziej wyćwiczony niż kiedykolwiek wcześniej. Gdyby rozpatrywać tę płytę całkowicie poważnie to nie powiedziałbym, że to dobry materiał, ale nie można jej traktować poważnie. Tak jak poprzednie "Randka w ciemność" to zgrywa, którą albo się kupuje, albo zwyczajnie odrzuca. Właśnie w tej kategorii jest to płyta znakomita i może tylko nieznacznie w moim odczuciu słabsza od poprzedniczek - bo jak długo panowie zamierzają tworzyć kawałki o tym samym?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz