czwartek, 17 listopada 2016

Korn - The Serenity Of Suffering (2016)


Kolejny album Korna i drugi po powrocie Briana "Heada" Welcha do kapeli. Muzycy zapowiadali powrót do swoich korzeni - czy tak się rzeczywiście stało?

Album otwiera melodyjny wstęp do kawałka "Insane", by po chwili uderzyć w nas mocnym i ciężkim riffem, tłustym basem, potężnym bitem perkusyjnym i growlem Johnatana Davisa. Psychotyczna zwrotka przechodzi płynnie w melodyjny refren, a całości dopełnia genialny mostek. Poza zwykłym wokalem w tle słychać psychotyczne śmiechy nadające kawałkowi niesamowitego brzmienia i w pełni dopełniając tematykę utworu. A to dopiero początek szaleńczej jazdy bo "Rotting In Vain" rozpoczynający się niepokojącą melodią gitarową szybko uderza słuchacza ciężkim i rozpędzonym riffem. Szczątkowe partie gitary w zwrotce stanowią idealne tło pod lekko rapowaną zwrotkę, po czym dostajemy melodyjny refren i szaleńczy mostek opatrzony growlowanym wokalem Davisa. Kawałek przywodzi mi na myśl stare hity Korna pokroju "Freak On A Leash".

Dalej mamy "Black Is The Soul" w którym odrazu kupił mnie riff na wejściu. Niesamowicie ciężki i z typowym Kornowym feelingiem, dopełniony przy tym melodią drugiej gitary. Zwrotka jest zdecydowanie stonowana i nabiera siły w drugiej jej części, a refren porwał mnie całkowicie. Ciężki lecz niezwykle melodyjny. Mostek podbudowuje potężny drop okraszony growlem. Zdecydowanie jeden z moich faworytów na całym albumie. "The Hating" rozpoczyna się melodią gitarową i wysokim wokalem Davisa. I jest to pierwszy moment który mi nie leży. Zwyczajnie coś mi w tym wstępie nie zagrało, jednak w dalszej części kawałka jest już lepiej. Riff który wita nas po melodii ze wstępu znów jest niesamowicie ciężki i potężny. Zwrotka jest stłumiona i okraszona łamanym wokalem, a refren to kolejna zapadająca w pamięć melodia. Całość kończy melodia z początku, która przechodzi w psychotyczne gitary i ryczący wokal. Tuż po tym następuje kolaboracja z Corey'em Taylorem z grup Slipknot i Stone Sour, czyli kawałek "A Different World". Spokojna zwrotka kontrastuje z mocnym, opatrzonym przez Coreya growlem refrenem. Wokalista Slipknot dostał też swoje pięć minut na mostku, gdzie ze spokojnego i stonowanego wokalu przechodzi we wrzaski dodające całości dodatkowego smaczku. Przyznam szczerze, że na początku byłem lekko zawiedziony minimalnym wykorzystaniem umiejętności Taylora, jednak po paru przesłuchaniach przekonałem się do kawałka - z całą pewnością to jeden z ciekawszych numerów na płycie.


"Take Me" wita nas urywanym riffem. Ten kawałek o uzależnieniu od narkotyków (tekst jest napisany z perspektywy substancji) to łamane zwrotki i melodyjny, niemalże płynący refren idealnie oddający tematykę utworu. Łamanym wstępem wita nas "Everything Falls Apart", by po chwili przejść w przyjemną dla ucha, spokojną zwrotkę. Refren jest tutaj nieco specyficzny. Jest stanowczo wolniejszy od poprzednich kawałków, a wokal sprawia wrażenie, że śpiewa to człowiek szalony. Mostek za to jest genialny. Stopniowe powtarzanie "There is nothing in my head" przez Davisa nabiera coraz bardziej na sile, aż przechodzi w pełne agresji growle dopełnione ciężkim riffem gitarowym. "Die Yet Another Night" rozpoczyna się łagodnym riffem gitarowym dopełnionym melodyjnym wokalem. Uwielbiam każdą nutę tego wstępu. Jest w nim zwyczajnie coś przyciągającego. Szybko jednak przechodzi to w mocne uderzenia i w ciężki melodyjny refren z wyjściem nawiązującym do otwierającego riffu. Mostek również jest opatrzony melodyjnym wokalem i przechodzi spokojnie w końcowy refren. Kolejny mój faworyt na najnowszym krążku grupy. Początek "When You're Not There" znów wydaje mi się nieco nietrafiony. Jest to dość dziwna melodia, jednak szybko na szczęście ustępuje ona miejsca mocnemu i ciekawemu riffowi. Zwrotka jest dość spokojna, a całość nabiera na sile w potężnym refrenie. Jednak to co przyciągnęło moją uwagę najmocniej to wyjście z refrenu. Krzyki wokalne dodają niesamowitego efektu całości.

"Next In Line" jest już nieco słabszym numerem, chociaż i tutaj dałem się urzec łagodnemu refrenowi. Reszta jednak robi nieco mniejsze wrażenie, zwłaszcza w porównaniu z poprzedzającymi kawałkami. Podobnie ma się sprawa z "Please Come For Me". Psychotyczna zwrotka, a do tego melodyjny refren, który jednak nie wpada w ucho i szybko o nim zapominamy. "Baby" będący pierwszym z bonusów prezentuje się już nieco ciekawiej. Dostajemy oto na wejściu niepokojącą melodię, przechodzącą w urywany riff okraszony psychodelicznym śpiewem Davisa. Refren jest tutaj jednak niestety dość generyczny, nie wyróżnia się zbytnio niczym. Jest przyjemny dla ucha ale szybko wyprzemy go z pamięci. Drugi z bonusów, czyli "Calling Me To Soon" prezentuje się w tej kwestii już lepiej. Przy głównym riffie głowa sama się rusza, zwrotka to kolejny psychodeliczny wokal Davisa, a refren jest niesamowicie melodyjny i od razu wpada do głowy. Całość dopełnia energetyczny mostek. Szczerze mówiąc widziałbym ten utwór na standardowej edycji płyty zamiast na przykład "Please Come For Me". Całość zamyka "Out Of You" z ciekawym riffem na wstępie, minimalistycznymi zwrotkami z drwiącym wokalem i melodyjnym refrenem.


Szczerze mówiąc obawiałem się o te płytę przed jej premierą, zanim jeszcze usłyszałem single. Poprzednia płyta Korna ("The Paradigm Shift") choć miała swoje momenty, to w całościowym rozrachunku zawiodła mnie nieco. Tutaj jest kompletnie inaczej. Słuchając tej płyty mam wrażenie, jakby Korn powrócił do korzeni swojego brzmienia zabierając jednak ze sobą całe doświadczenie nabyte przez te wszystkie lata tworzenia, czasami bardzo różniącego się od siebie materiału. Jest to jedno z milszych zaskoczeń muzycznych tego roku i z pewnością będę wracał do tej płyty często. Już teraz to robię zresztą. Stąd pomimo kilku potknięć, mniejszych lub większych, moja końcowa ocena. Ocena: 8,5/10


Ponadto został zrealizowany teledysk do "Insane" (przyp. naczelny)

Przypominamy, że zbieramy pytania do Q&A Styczeń/Luty 2017!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz