sobota, 5 listopada 2016

W NiewieLU Słowach: Garbage, The Brew


Dwa zespoły, które im starsze tym ciekawsze. Garbage nie tak dawno wróciło z nową płytą pokazując jak doskonale odnajdują się we współczesnej muzyce alternatywnej, drugi i młodszy czyli The Brew z kolei coraz bardziej odchodzi od swoich retrokorzeni śmiało penetrując coraz bardziej alternatywne granie i robiąc to naprawdę pomysłowo, choć z wyczuwalnym zmęczeniem. W kolejnej odsłonie "W NiewieLU słowach" przyjrzymy się obu i spróbujemy sobie odpowiedzieć na pytanie: co jeszcze ma do zaoferowania szeroko pojęta scena alternatywna?

1. Garbage -  Strange Little Birds (2016)

To zaskakujące, że zespół który nagrał utwór do serii filmów o Jamesie Bondzie właściwie pozostał nieznany, a swoje najlepsze lata ma dawno za sobą. Wstyd się przyznać, ale ja również poza "The World Is Not Enough" który bardzo lubię nigdy nawet nie czułem potrzeby, by poznać płyty amerykańsko-szkockiej formacji dowodzonej przez charyzmatyczną wokalistkę Shirley Manson. Postanowiłem jednak sprawdzić jak Garbage odnajduje się współcześnie za sprawą szóstego albumu studyjnego, który pojawił się w cztery lata po albumie "Not Your Kind Of People" w czerwcu tego roku.

W otwierającym "Sometimes" sporo jest elektroniki, która ostatnio coraz chętniej jest wykorzystywana w wydawałoby się gitarowym graniu, choć tutaj znakomicie kontrastuje ona z pianinem i wokalem Manson. Po niej mocno wchodzi gitarowy "Empty", który brzmi świeżo oraz przebojowo i potrafiący nieźle się wkręcić w głowę. Brzmienie choć jest bardzo nowoczesne zawiera w sobie wszystko, co w latach 90 w takim graniu było najlepsze. Doskonale słychać to także w "Blackout" w którym na pierwszy plan wybija się znakomity mruczący bas, świetne mocniejsze uderzenie i niepokojąca, intymna atmosfera. Elektroniczne rozwiązania zgrabnie przeplecione gitarą pojawiają się znów w wolniejszym, ale bardzo udanym "If I Lost You", który brzmi bardzo nowocześnie i świeżo. Od deszczu zaczyna się świetny "Night Drive Loneliness", w którym znów pobrzmiewają lata 90, jednak całość jest bardziej dojrzała i mocno przepełniona emocjami. Pod względem konstrukcji i wykorzystania technologii bardzo tutaj blisko tegorocznej, bardzo dobrej płyty Deftones wziąwszy oczywiście słuszną poprawkę na ciężar.


Kolejny numer zatytułowany "Even Though Our Love Is Doomed" przepięknie korzysta z dusznego, niepokojącego klimatu. Niespiesznie oplata słuchacza, by następnie totalnie porwać świetnym, ale utrzymanym w chłodnych tonach rozwinięciem, które na finał kapitalnie uderza razem z bogatą elektroniką nadającą całości niezwykłej świeżości. Elektronika także rozpoczyna drugi singiel wybrany do promocji płyty, czyli "Magnetized" w którym nieźle połączono ze sobą zarówno bardziej melancholijną stronę płyty z energetycznym gitarowym graniem. Po nim zaczyna się znakomity rozpędzony "We Never Tell", który razem z "Empty" należy do moich ulubionych numerów na tym krążku. Znakomicie wypada także "So We Can Stay Alive" również należący do moich ulubionych punktów na tym albumie - doskonale łączący bogatą, nowoczesną elektronikę z zadziornym gitarowym graniem wyrwanym z lat 90 i ponownie trochę pachnącym Deftones. Następnie znów robi się spokojniej i intymniej w udanym "Teaching", który po dwóch szybkich wycisza, ale i zdecydowanie nie odstaje od reszty. A na sam koniec wskakuje "Amends" znów bogato okraszony elektroniką przypominając trochę w brzmieniu Nine Inch Nails, choć nie skręcając w ekstremalne rozwiązania Reznora. Z początku jest tajemniczo, wietrznie i leniwie, ale z czasem robi się nieco ciężej, niepokojąco pulsując i rozwijając się w niemal progresywny sposób.

Garbage nagrał płytę bardzo dojrzałą i w swoim gatunku niezwykłą. Słychać tu zarówno charakterystyczny dla lat 90 brud i pazur, ale i nowoczesne, przestrzenne spojrzenie fantastycznie uwypuklające poszczególne dźwięki i rozwiązania. Nie ma tutaj poczucia, że elektroniczne dodatki są wrzucone na siłę, a wręcz przeciwnie fantastycznie łączą się one zarówno z ostrymi gitarami jak i nastawionymi na refleksję wyciszonymi fragmentami. Mocną stroną jest także znakomita, przejmująca i ekspresyjna Shirley Manson, która potrafiłaby oczarować samym swoim głosem. To także album pokazujący, że alternatywa wciąż może oznaczać granie poszukujące, nieoczywiste i przede wszystkim świeży wymykający się ramom tradycyjnie pojmowanego gitarowego grania i za to podejście należą się Garbage ogromne brawa. Polecam! Ocena: 8/10


2. The Brew - Shake the Tree (2016)

Brytyjczycy z The Brew po dwóch latach od bardzo dobrego "Control" nieco nieoczekiwanie wypuścili swój szósty album studyjny, który na pewno spodoba się fanom tej formacji. Ponownie składa się tutaj muzyce rockowej z lat 60, 70 czy 90, choć w ostatnim czasie zdecydowanie bardziej na tę ostatnią dekadę. Solidność u tria z Grimsby to podstawa, więc nie będzie powodów do narzekania, jednakże w moim odczuciu nie jest tak dobrze jak na wspomnianym "Control", który w całości był bardzo nośnym albumem, zwłaszcza po rozczarowującym "The Third Floor". Potrząśnijmy tym drzewem i zobaczmy co z niego spadnie.

Jako pierwszy spada na nas energetyczny "Johnny Moore" w którym od razu doskonale słychać z jakim zespołem mamy do czynienia. Mamy tu znakomita gitarę Barwicka, coraz sprawniejsza perkusję Curtisa i zadziorne basowe tło jego ojca, ale muszę przyznać, że alternatywne zagrania zostały tutaj posunięte nieco za daleko - okrzyki "hey" są na przykład po prostu tandetnie. Przebojowe tempo nie siada w nieco ostrzejszym "Knife Edge", który brzmi jak coś pomiędzy płytą "Control" a bodaj ich największym studyjnym sukcesem jakim był krążek "A Million Dead Stars" sprzed sześciu lat. Po nim wpada kawałek tytułowy, który choć udany nie zaskakuje niczym szczególnym, nie mam jednak wątpliwości, że słucha się go bardzo przyjemnie. Interesujący jest "Black Hole Soul", który zdecydowanie flirtuje ze stylem U2 przepuszczając go przez szaleństwo hard rocka z lat 70. Szkoda tylko, że ma się trochę poczucie deja vu ze wspomnianym już "A Million Dead Star". Sympatyczna jest ballada "Without You", ale poza tym, że słucha się jej bardzo przyjemnie, to nie zachwyca tak jak numery z poprzedniej płyty czy te sprzed kilku lat. Przyspieszamy w skocznym "Rock'n'roll Dealer", który jest naprawdę dobry i doskonale sprawdzi się zarówno w długiej trasie samochodem, jak i na koncertach, ale słuchany w zwykły sposób nie wywołuje takich emocji jakich bym oczekiwał po tego typu graniu, jak i po The Brew. Niezły jest utwór "Name on the Bullet", który znów plasuje się gdzieś pomiędzy "Control" i "A Million Dead Stars". "Small Town Faces" pod względem gitarowego riffu i ogólnego charakteru (i tytułu) może kojarzyć się z Whitewater, śremskeigo zespołu z którym Jason Barwick nagrał debiutancką płytą. Niestety na kolejnym albumie już go nie usłyszymy. Wracając do numeru jest niezły, ale ponownie poza ładnym brzmieniem nie należy się spodziewać rewolucji. Energetycznym przedostatnim jest "Ambassador to the Lonely" i jemu towarzyszy to samo wrażenie, że słyszało się coś bardzo podobnego na poprzednim albumie. Wieńczący album "My Juliet" także jest dobry i utrzymujący bardzo równy, spójny poziom z resztą kawałków, ale ponownie nie zachwycając tak jak bym tego oczekiwał.

Nie mogę powiedzieć, że jestem rozczarowany, bo album jest nie tylko spójny, ale i bardzo przyjemny w odsłuchu. Dopracowane brzmienie, soczyste gitarowe granie, szorstki (coraz mocniej przepalony) głos Barwicka oraz bardzo sprawna perkusja (słychać ogromny progres w grze Kurtisa) i krótki czas trwania (niespełna czterdzieści minut) zdecydowanie punktuje na korzyść tego krążka. Wciąż słychać tutaj także ogromną radość ze wspólnego grania, ale jednocześnie odnoszę wrażenie lekkiego zmęczenia formułą i prostotą jaką charakteryzuje granie The Brew, choć daleki jestem też od stwierdzenia, że płyta jest nużąca. O ile "Control" przesuwał brytyjską grupę w nieco innym kierunku, o tyle na najnowszym jest niestety bardzo przewidywalnie i próżno oczekiwać jakichkolwiek zaskoczeń. To dobry album, wciąż bardzo świeży i żywiołowy, który gorąco polecam na zimne jesienne wieczory czy do podróży (także w zapętleniu), ale mocno zachowawczy. Szkoda. Ocena: 7/10


Ps. Przypominamy, że zbieramy pytania do drugiego Q&A planowanego na styczeń/luty 2017 roku!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz