Rodzinny cyrk Cavalery atakuje z jedenastym albumem Soulfly'a, który pojawia w trzy lata od poprzednika zatytułowanego "Archangel" i w rok od czwartego albumu Cavalera Conspiracy "Psychosis". Ten ostatni w przeciwieństwie do niezłego "Pandemonium" wypadł tragicznie, a tymczasem najnowsza płyta Soulfly'a zaskakuje nad wyraz pozytywnie, zwłaszcza mając w pamięci poprzednie wypociny Maxa. Niestety pozytywne aspekty właściwie ograniczają się do kolejnej bardzo ładnej okładki, polepszenia jakości brzmienia, kilku świetnych pomysłów i skrócenia całości do niespełna trzech kwadransów*...
Zaczynamy od tytułowego "Ritual" który wita etnicznymi zaśpiewami i surowym, plemiennym charakterystycznym dla dawnej Sepultury i pierwszych Soulflyów riffem gitary oraz bardzo solidną mocną perkusją Zyona Cavalery. Sam utwór mógłby być jednak w moim odczuciu krótszy o połowę, bo przy drugiej minucie zaczyna się już dłużyć i nie wiem po co wydłużono go do pięciu minut (bez pięciu sekund). W drugim zatytułowanym "Dead Behind The Eyes" jest naprawdę nieźle - wżerający się w głowę ciężki, pędzący na łeb na szyję riff, kilka melodyjnych przebitek i mocna perkusja syna Cavalery, która zresztą na całej płycie stoi na bardzo dobrym poziomie. Trzeba przyznać, że chłopak potrafi grać, o ile łojenie w bębny z całej siły, można nazwać grą, ale w wypadku tego typu grania, chłopak na tym albumie pokazuje naprawdę solidny warsztat. Obok Maxa Cavalery gościnnie na wokalu pojawia się zaś Randy Blythe (Lamb Of God) i to jego partie śpiewane wypadają w tym numerze najciekawiej. Dobrego tempa nie szczędzą też Cavalerowie w "The Summoning", który sam w sobie wybitny nie jest, ale kapitalną robotę w nim robi brzmienie, które jest pełne i wyraziste, a nie przefiltrowane przez suszarkę i grzebień, jak miało to miejsce na wcześniejszych albumach z ostatnich kilku lat. Na podobnym poziomie utrzymany jest "Evil Empowered" który jest takim Soulflyem w pigułce, ale przy dobrym producencie, nawet przy nim idzie potupać nóżką. Na koniec pierwszej połowy wpada "Under Rapture" z gościnnym udziałem Rossa Dolana (znanego z Immolation). Udziela się w nim zdecydowanie death metalowy charakter gościa (soczysty growl Dolana wypada zdecydowanie najlepiej z całych wokali), a numer znów całkiem porządnie wżera się w głowę.
Solidnie zaczyna się również druga połowa płyty, czyli "Demonized" zaczynający się od usypiania czujności (!) wstępem utrzymanym w stylistyce flamenco, który po chwili rozwija się do udanego ostrego wejścia gitar i mocnej perkusji o nieco progresywnym, jak na tego typu granie, zabarwieniu. Nie brakuje tutaj porządnego rozpędzenia i melodyjnych zagrywek, których wyraźnie na ostatnich albumach brakowało i dopracowanego brzmienia, które ponownie sprawia, że tej płyty słucha się nieźle, choć bez większych emocji. Dobre wypada także "Blood on the Street", który zaczyna się od fletów, a następnie ponownie przywołuje plemienne rytmy z pierwszych płyt i nieznacznie tylko zwalnia tempo, by zaatakować nieco bardziej surową gitarowo-perkusyjną sieczką i troszkę niepotrzebnym etnicznym finałem. Bardzo solidnie wypada rozpędzony i dość melodyjny "Bite The Bullet", który znów jest Soulflyem z najlepszych lat w pigułce. Nie zwalnia tempa także "Feedback!" z gościnnym udziałem przy mikrofonie drugiego syna Maxa, czyli Igora Juniora. To chyba najlepszy i najświeższy kawałek na płycie bo flirtujący z estetyką określaną mianem death'n'roll. Jest więc skocznie, bardzo szybko, a przy tym agresywnie i surowo. Okazuje się, że jak Max się postara to jest w stanie zrobić kawałek naprawdę przyjemnie kopiący tyłek. Na deser powracający po trzech płytach i ośmiu latach obowiązkowy utwór instrumentalny**, tym razem z dopiskiem "XI". Poza partią saksofonu niestety nie ma on nic szczególnego do zaoferowania, bo delikatne gitarowa melodia przypomina trochę wprawkę do "Nothing Else Matters" lub "One" Metalliki, a ambientowe tło i perkusjonalia Zyona nic w niej nie wnoszą.
Solidnie zaczyna się również druga połowa płyty, czyli "Demonized" zaczynający się od usypiania czujności (!) wstępem utrzymanym w stylistyce flamenco, który po chwili rozwija się do udanego ostrego wejścia gitar i mocnej perkusji o nieco progresywnym, jak na tego typu granie, zabarwieniu. Nie brakuje tutaj porządnego rozpędzenia i melodyjnych zagrywek, których wyraźnie na ostatnich albumach brakowało i dopracowanego brzmienia, które ponownie sprawia, że tej płyty słucha się nieźle, choć bez większych emocji. Dobre wypada także "Blood on the Street", który zaczyna się od fletów, a następnie ponownie przywołuje plemienne rytmy z pierwszych płyt i nieznacznie tylko zwalnia tempo, by zaatakować nieco bardziej surową gitarowo-perkusyjną sieczką i troszkę niepotrzebnym etnicznym finałem. Bardzo solidnie wypada rozpędzony i dość melodyjny "Bite The Bullet", który znów jest Soulflyem z najlepszych lat w pigułce. Nie zwalnia tempa także "Feedback!" z gościnnym udziałem przy mikrofonie drugiego syna Maxa, czyli Igora Juniora. To chyba najlepszy i najświeższy kawałek na płycie bo flirtujący z estetyką określaną mianem death'n'roll. Jest więc skocznie, bardzo szybko, a przy tym agresywnie i surowo. Okazuje się, że jak Max się postara to jest w stanie zrobić kawałek naprawdę przyjemnie kopiący tyłek. Na deser powracający po trzech płytach i ośmiu latach obowiązkowy utwór instrumentalny**, tym razem z dopiskiem "XI". Poza partią saksofonu niestety nie ma on nic szczególnego do zaoferowania, bo delikatne gitarowa melodia przypomina trochę wprawkę do "Nothing Else Matters" lub "One" Metalliki, a ambientowe tło i perkusjonalia Zyona nic w niej nie wnoszą.
Ocena: Ostatnia Kwadra |
* Brak wersji rozszerzonych!
** Na ostatnich trzech albumach znajdowały się poza płytą podstawową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz