czwartek, 29 listopada 2018

Soulfly - Ritual (2018)


Rodzinny cyrk Cavalery atakuje z jedenastym albumem Soulfly'a, który pojawia w trzy lata od poprzednika zatytułowanego "Archangel" i w rok od czwartego albumu Cavalera Conspiracy "Psychosis". Ten ostatni w przeciwieństwie do niezłego "Pandemonium" wypadł tragicznie, a tymczasem najnowsza płyta Soulfly'a zaskakuje nad wyraz pozytywnie, zwłaszcza mając w pamięci poprzednie wypociny Maxa. Niestety pozytywne aspekty właściwie ograniczają się do kolejnej bardzo ładnej okładki, polepszenia jakości brzmienia, kilku świetnych pomysłów i skrócenia całości do niespełna trzech kwadransów*...


Zaczynamy od tytułowego "Ritual" który wita etnicznymi zaśpiewami i surowym, plemiennym charakterystycznym dla dawnej Sepultury i pierwszych Soulflyów riffem gitary oraz bardzo solidną mocną perkusją Zyona Cavalery. Sam utwór mógłby być jednak w moim odczuciu krótszy o połowę, bo przy drugiej minucie zaczyna się już dłużyć i nie wiem po co wydłużono go do pięciu minut (bez pięciu sekund). W drugim zatytułowanym "Dead Behind The Eyes" jest naprawdę nieźle - wżerający się w głowę ciężki, pędzący na łeb na szyję riff, kilka melodyjnych przebitek i mocna perkusja syna Cavalery, która zresztą na całej płycie stoi na bardzo dobrym poziomie. Trzeba przyznać, że chłopak potrafi grać, o ile łojenie w bębny z całej siły, można nazwać grą, ale w wypadku tego typu grania, chłopak na tym albumie pokazuje naprawdę solidny warsztat. Obok Maxa Cavalery gościnnie na wokalu pojawia się zaś Randy Blythe (Lamb Of God) i to jego partie śpiewane wypadają w tym numerze najciekawiej. Dobrego tempa nie szczędzą też Cavalerowie w  "The Summoning", który sam w sobie wybitny nie jest, ale kapitalną robotę w nim robi brzmienie, które jest pełne i wyraziste, a nie przefiltrowane przez suszarkę i grzebień, jak miało to miejsce na wcześniejszych albumach z ostatnich kilku lat. Na podobnym poziomie utrzymany jest "Evil Empowered" który jest takim Soulflyem w pigułce, ale przy dobrym producencie, nawet przy nim idzie potupać nóżką. Na koniec pierwszej połowy wpada "Under Rapture" z gościnnym udziałem Rossa Dolana (znanego z Immolation). Udziela się w nim zdecydowanie death metalowy charakter gościa (soczysty growl Dolana wypada zdecydowanie najlepiej z całych wokali), a numer znów całkiem porządnie wżera się w głowę.

Solidnie zaczyna się również druga połowa płyty, czyli "Demonized" zaczynający się od usypiania czujności (!) wstępem utrzymanym w stylistyce flamenco, który po chwili rozwija się do udanego ostrego wejścia gitar i mocnej perkusji o nieco progresywnym, jak na tego typu granie, zabarwieniu. Nie brakuje tutaj porządnego rozpędzenia i melodyjnych zagrywek, których wyraźnie na ostatnich albumach brakowało i dopracowanego brzmienia, które ponownie sprawia, że tej płyty słucha się nieźle, choć bez większych emocji. Dobre wypada także "Blood on the Street", który zaczyna się od fletów, a następnie ponownie przywołuje plemienne rytmy z pierwszych płyt i nieznacznie tylko zwalnia tempo, by zaatakować nieco bardziej surową gitarowo-perkusyjną sieczką i troszkę niepotrzebnym etnicznym finałem. Bardzo solidnie wypada rozpędzony i dość melodyjny "Bite The Bullet", który znów jest Soulflyem z najlepszych lat w pigułce. Nie zwalnia tempa także "Feedback!" z gościnnym udziałem przy mikrofonie drugiego syna Maxa, czyli Igora Juniora. To chyba najlepszy i najświeższy kawałek na płycie bo flirtujący z estetyką określaną mianem death'n'roll. Jest więc skocznie, bardzo szybko, a przy tym agresywnie i surowo. Okazuje się, że jak Max się postara to jest w stanie zrobić kawałek naprawdę przyjemnie kopiący tyłek. Na deser powracający po trzech płytach i ośmiu latach obowiązkowy utwór instrumentalny**, tym razem z dopiskiem "XI". Poza partią saksofonu niestety nie ma on nic szczególnego do zaoferowania, bo delikatne gitarowa melodia przypomina trochę wprawkę do "Nothing Else Matters" lub "One" Metalliki, a ambientowe tło i perkusjonalia Zyona nic w niej nie wnoszą.

Ocena: Ostatnia Kwadra
Pod koniec recenzji "Archangela" napisałem, że może warto by chociaż Max odczekał parę lat zanim wyda się kolejnego asłuchalnego gniota i nie spodziewałem się, że to jeszcze możliwe ale Cavalera chyba potrafi słuchać i analizować złe recenzje swoich płyt, bo od dawna nie nagrał tak solidnego, dobrze napisanego i przede wszystkim brzmieniowo oraz pod względem długości spójnego krążka nie tylko pod szyldem Soulfly'a, ale także od wielu lat. Oby nie był to jednorazowy przypadek i tak już zostało. Jedynym aspektem, który jest nadal do poprawy to jego wokal, który zastąpiłbym całkowicie gośćmi lub jednym, mniej przeżartym wokalem. Muzycznie jest naprawdę nieźle, ale głos Maxa nadal boli i jeśli to możliwe poprosiłbym o wersję instrumentalną. Mam nadzieję, że dwunasta płyta Soulfly'a i piąta Cavalera Conspiracy również pojawią się w nieco dłuższych odstępach czasowych od siebie, bo jak się okazuje pośpiech Maxowi zdecydowanie nie służy i dopiero na "Ritual" ponownie pokazał, że zupełnie z pomysłów nie jest wyprany, nawet jeśli na dłuższą metę nadal jest to ten sam odgrzewany kotlet, który się posłucha i szybko o nim zapomni.




* Brak wersji rozszerzonych!
** Na ostatnich trzech albumach znajdowały się poza płytą podstawową.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz