sobota, 9 lipca 2011

Relacja XVII: Trupwzsypie (5 VII 2011, Open Source Art, Państwowa Galeria Sztuki, Sopot)

Wtorkowy wieczór spędziłem na nietypowym koncercie odbywającym się w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie z okazji trwającego trzy dni (od 5 do 7 lipca) festiwalu Open Source Art w ramach którego prezentowano zarówno wystawy sztuki nowoczesnej jak i muzykę nastawioną na przestrzeń i minimalizm. Jednym z występujących artystów był Dawid Adrjańczyk, czyli Trupwzsypie – i na nim właśnie bym chciał się skupić.


Równo o dwudziestej na ekranie (czy też raczej w całym pomieszczeniu) pojawiły się psychodeliczne krwiste linie przesuwające się do góry, a wraz z nimi pierwsze dźwięki. Winylowo – śniegowy szum i ptaszki, jakieś skrzypiące huśtawki na wietrze, stłumione syreny przeciwmgielne i jakby dzwony wybijające południe, albo nawet północ. Po chwili dołączają do tego metaliczne, rytmiczne uderzenia. Mroczny, płynący i nieco senny klimat przywiódł mi na myśl „Asylum” – intro z płyty „In Search of Sanity” Onslaughtu, choć ta grupa akurat reprezentuje zupełnie inny gatunek muzyczny). Płynne przejście do strojącej się orkiestry i pojawia się utwór z „Intymnego Życia Pantofelka”. Na ekranie i wokół zaczynają się pojawiać zielone linie, a także takie w odcieniu ledwo dostrzegalnego niebieskiego.
Następnie w tym samym szumie pojawiają się kropelkowe bity z delikatnymi mocniejszymi uderzeniami. Skojarzenia z wolno rozwijającym się ambientem bez szybkich pulsujących elementów i wstępami do niektórych utworów Archive, gdzieś na tym tle zaczyna śpiewać kobiecy głos. Linie momentami zamieniają się w tęcze. Wraz z narastaniem oceany różnobarwne, jednoczesne zachody i wschody słońca i mgły złociste przechodzą w łagodne uderzenia instrumentów perkusyjnych i z cicha wyłaniającej się kołysankowej melodii.
Konstelacja barw i dźwięków zaczyna delikatnie kołysać, podczas gdy dalekie szczekanie psa i płacz dziecka (z publiki) fantastycznie uzupełniło się z żałobnym tonem trąbki.
Kolejne zejście do szumu zagłuszyły kolejne łagodne dźwięki, które lekko zniekształcone unoszą się w powietrzu i zaczynają pulsować tonami przypominającymi dźwięk oczekiwania na połączenie, ale bardziej basowo i mroczno. Wokół wielki powrót czerwonych linii z odrobiną toksycznej zieleni i przebłyskami niebieskiego. Powolne narastanie całości, gdzieś pomiędzy wszystkim delikatne orkiestracje, znów jakieś strojenia i dźwięki zaczynają pulsować coraz mocniej i bardziej noiosowo, stopniowo zamieniając się w tak zwany disturbing sound, czyli to, co u nas nazywa się ścianą dźwięku. Telefoniczne tony przechodzą w dudniące gwizdy ogromnych transatlantyków torujących sobie drogę poprzez lodowce albo nawet starych parowych lokomotyw sunących po szynach dawno zapomnianych przez czas, na tym tle delikatne elementy klawiszy, jakby odgłos gotującej się wody w starym czajniku, znów jakieś piski i wyciszenie do szumu, który po chwili zamilknął jakby wcale go nie było.


Trupwzsypie ukłonił się i na tym zakończył się jego niesamowity koncert. W szumach, zlepach i ciągach prezentowanych przez mojego Kuzyna (nie widzę przeciwwskazań, żeby o tym nie wspomnieć i nie jest to też bynajmniej powód do faworyzowania) zakochałby się nawet Miron Białoszewski, mój ulubiony poeta i pisarz. Fantastyczna akustyka pomieszczenia pozwoliła dźwiękom na płynięcie w przestrzeni, a wielobarwne wrażenia wzrokowe, choć nieskładne i niestety niełączące się z muzyką Dawida pozwalały na to, co mój dobry kolega, tu akurat nieobecny, Grzesiek nazywa „upijaniem się muzyką” lub nawet nieco radykalniej „naćpaniem się muzyką”. Ponad pół godzinny set był właśnie nastawiony na taki klimat, w którym się odlatuje coraz bardziej i głębiej w jakieś nieznane światy i wrażenia. Można było wraz z nimi unosić się w wielobarwnej przestrzeni i drzemać… niektórym się nawet to udawało, choć tym razem ja do tych osób nie należałem.
Niestety nie mam porównania z innymi koncertami Dawida, ale mając w pamięci niesamowitą płytę i ten nietypowy koncert, uważam, że było warto się wybrać.
Następna okazja by zatopić się w minimalistycznej podróży serwowanej przez Trupawzsypie po wakacjach, kiedy dokładnie i co po drodze, jeszcze nie wiadomo…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz