niedziela, 3 lipca 2011

Relacja XVI: Rock Nation vol. I (Rockz, Gdynia 30 VI 2011)

Kolejny koncert w gdyńskim Rockzie i po raz kolejny pozytywne wrażenia. Dobrze spędzony wieczór, nie tyle z grupą znajomych, ile przy dobrych zespołach to chyba najlepsze, co może się przydarzyć na koniec miesiąca, dobry początek nowego i prawie koniec tygodnia.
Trzy zespoły i trzy różne style, dwa z Gdyni i jeden z Gdańska. Z czego we dwóch grają osoby z którymi miałem styczność przy okazji szukaniu lub składaniu zespołu w którym mógłbym udzielać się wokalnie, niestety z żadnym skutkiem, choćby z tego względu, że wówczas jeszcze było dość nędznie. Ale to nie jest akurat ważne, nieważne też jakie to osoby, to pozostanie moją małą tajemnicą, bo najważniejsze są zespoły, które zagrały tego wieczora.
A zagrały takie zespoły jak: Option Hoax, Ad Rem i Dry.

Option Hoax


Zespół powstał w grudniu 2009 roku po rozpadzie Comanches Scream z inicjatywy gitarzysty i wokalisty Łukasza Remisiewicza oraz gitarzysty Krzyśka Drzewieckiego. W kwietniu 2010 roku do zespołu dołączył basista Paweł Piwowarski, z nim i Krzyśkiem na perkusji zagrali dwa koncerty, ale z powodów artystycznych rozstają się z Pawłem, a jego miejsce zajął Szymon Browarczyk (ex – The Dionysos). W lipcu 2010 roku zespół znajduje perkusistę Oskara Handzlika, który po jakimś czasie opuścił zespół i został zastąpiony Rafałem Kozerą, a ten Kubą Jastrzembskim.
Zespół gra luźną mieszankę chwytliwego, melodyjnego rocka z brzmieniami alternatywy i metalu oraz post – rocka.

Tytułu pierwszego numeru nie dosłyszałem, ale zabrzmiał jak odrobinę łagodniejsza wersja sludge metalu w rodzaju grupy Kyuss z dość wysokim wokalem zamiast growlów.
Z kolei w utworze "The end of history”, który został zaprezentowany jako trzeci, odniosłem wrażenie inspiracji takimi grupami jak Pagan’s Mind czy Dreamscape. Potężne wejście oparte na ciężkich riffach i uderzeniach perkusji, a potem delikatne zwolnienie do mrocznego pochodowego tonu w klimatach space metalu (gatunku, który reprezentuje grupa Amplifier).
Rewelacyjny utwór, szkoda tylko, że krótki. Zabrakło rozimprowizowanych dłuższych instrumentali, które ubarwiłyby znacznie i tak bardzo ciekawy utwór.
Bardzo podobał mi się też przebojowy „Lonely Heart" z fantastycznym wibrującym basem. Ciekawie został też zaprezentowany cover utworu „Imagine” Johnna Lennona z lekko fałszującym wokalem (specjalnie jak sądzę, taki żarcik) i mocniejszym, pochodowym szlifie.
Gdzieś dało się nawet wyczuć zimno falowe podejście, które zapewne wcale nie jest takie odległe zespołowi, jeśli na basie gra Browarczyk.
Ostatni utwór (z jedenastu, które zaprezentowało Option Hoax) nosił tytuł „Walking” o ewidentnie progresywnej budowie – najpierw wolno i łagodnie a momentami odrobinę szybciej. Bujający, a jednocześnie jakiś taki dziwnie smutny.

To, co prezentuje Option Hoax nie jest specjalnie odkrywcze i nie wyważa grupa żadnych drzwi, ale nie można zaprzeczyć, że słucha się ich bardzo przyjemnie.
Ogromne brawa należą się grającemu na gitarze i śpiewającemu Łukaszowi Remisiewiczowi, który z powodu choroby porusza się na wózku. Mimo tej przeciwności bardzo ciekawie gra na gitarze i dobrze śpiewa – gratulacje za charyzmę i po prostu duży szacunek.
Niewiele osób stać na takie poświęcenie i oddanie się pasji mimo przeciwności na jakie się natrafiło niezależnie od siebie. Co do grania – dobrą i ciekawą drogą dla Option Hoax byłoby skręcenie w stronę stylistyki Amplifier, grupy która łączy ciężkie metalowe brzmienia z przestrzennym dźwiękiem, klimatem i czystym, dość wysokim wokalem.

Ad Rem


Grupę tę widziałem wcale nie tak dawno w Uchu. Miałem dość mieszane uczucia. W wypadku koncertu w Rockzie, który słynie z małej sceny i dość fatalnej akustyki (choć zdarzają się koncerty nagłośnione bardzo dobrze), zespół wypadł znacznie ciekawiej. Bardziej brudne i garażowe brzmienie znacznie lepiej wyszło w małym pomieszczeniu niż na dużej scenie Ucha.


Pierwszy utwór, którego niestety nie znam z tytułu, który stylistyczne zahacza gdzieś o stary klasyczny punk rock zapachniał mi kawałkiem „Już idziemy spać” zespołu WC.
Następnie został zagrany fantastyczny „Black Devil”. Bardzo ciekawie wypadł też utwór „A ty na pewno wiesz” odśpiewany razem z publicznością. Ad Rem zaprezentowało też utwór, o który fani zespołu się dopytywali, bo taki fajny, a dawno nie był grany, czyli „Papierowy motyl”. Nieco wolniejszy od pozostałych utworów zespołu, nie wywarł na mnie wrażenia. Nie zauważyłem nadzwyczajnej fajności tego kawałka, no ale słyszałem go pierwszy raz, może trza usłyszeć go więcej razy, żeby wyczuć to „coś”. Kapitalnie wypadły utwory „Stąd do wolności” i pędzący „Bez winy”. Przedostatni był utwór „do skakania”, czyli „Stać nas na więcej” i na koniec był jeszcze jeden szybszy kawałek.


Koncert grupy Ad Rem w Rockzie zdecydowanie bardziej się mi podobał niż ten z Ucha.
Tym koncertem udowodnili też chłopaki, że są zespołem ciekawym i konsekwentnie szukającym swojego brzmienia. Duży plus dla Mateusza, wokalisty zespołu, za to, że nie pytał się już publiczności po każdym kawałku: „Może być?” i za zdecydowaną poprawę stylistyki wokalu, który już tak bardzo nie przypominał mi Lemmy’go.
Jest to też zespół, przy którym można świetnie się bawić bo utwory, zwłaszcza te szybkie są dosłownie przesycone nieposkromioną energią i zapałem do fantastycznej zabawy. I oby tak dalej!

Dry


Początki zespołu sięgają marca 2009 roku. Styl grupy to połączenie rocka z lat 70 i 80 z funkiem, bluesem z naciskiem na hard rock. To, co wyróżnia zespół to zapomniane już trochę brzmienie organów Hammonda (niestety nie jest to model B5, tylko XK3).


Cóż, wiele słyszałem o tym zespole, o tym jaka to fantastyczna kapela i jaką kapitalną atmosferę potrafi zrobić. Niestety z mojego punktu widzenia wcale tak niesamowicie i ciekawie nie jest. Organy Hammonda niewątpliwie brzmią cudownie i dodają utworom zespołu niezwykłej energii, gdzieś dzięki temu czuć w powietrzu powiew dawnego Deep Purple. Również groteskowe, zdystansowane czy też raczej trochę kabaretowe podejście do grania wypada intrygująco – wokalista noszący dresowy kombinezon i dosłownie uprawiający gimnastykę nie tylko na scenie, ale i poza nią i rzucający dowcipne teksty w rodzaju: „Ubrałem kombinezon jak Elvis. A teraz słuchaj tego szajsu, ziom” czy „Dziękuję wszystkim za ten ekskluzywny wieczór w wyselekcjonowanym i tak doborowym towarzystwie”. No to jest ciekawe. Nie da się ukryć, że aktorstwo wokalisty jest przednie i moim zdaniem obok klawiszy chyba najciekawsze z całości.
Gitara Adama Neubauera ma też bardzo ładne, soczyste brzmienie. I właściwie na tym się kończy, bo utwory jak dla mnie są kopią choćby właśnie dawnego Deep Purple (z okresu MK 2 i MK 3). Zupełnie brakuje tutaj świeżości, własnego pomysłu, wszystko już gdzieś było, taki utwór „Haszysz” zawiera przecież tony klawiszy ewidentnie wyjęte z Deep Purplowych pasaży koncertowych z choćby kawałka „Space Truckin’”. Szkoda, bardzo szkoda.

Dry nie powalił mnie. Nie mogę jednak powiedzieć, że jest to zespół zły. Jest to bardzo dobry zespół, tylko bez własnej tożsamości i pomysłu. Odgrzewa to, czego już się nie da odgrzać, a przynajmniej nie w takiej formie. Uważam też, że klawiszowiec się w tym zespole po prostu marnuje - słychać, że chłopak grać potrafi i wyraźnie inspiruje się stylem Lorda, ale niestety w Dry ma mało do pokazania, gdzieś indziej rozwinąłby skrzydła mocniej, tymczasem jest według mnie najciekawszym instrumentalistą w zespole. Nie bardzo też jakoś mam ochotę by ponownie zetknąć się z tą grupą.

1 komentarz:

  1. A więc tak - tym razem krócej niż próbowałam poprzednio.

    Co do Option Hoax muszę zgodzić się, że bardzo dobrze się ich słucha. Grupa ma przyjemne brzmienie, a ich muzyka potrafi miejscami zahipnotyzować. Na chwile traci się poczucie czasu i chwila obecna wypełnia się dźwiękiem i jakąś nutą zadowolenia.

    Następny w kolejności jest Ad Rem. W mojej ocenie zespół bardzo dobry. Oczywiście posiada pewne braki czy niedociągnięcia, czego nie da się uniknąć nawet w przypadku szanowanych wykonawców, który na scenie są już piąty, dziesiąty czy dwudziesty rok.
    Ale nie odbiegając - zespół ten ma fantastyczny kontakt z publiką. Słuchacz czuje, że grają dla niego, zamiast zamykać się w niewidzialnym pudełku i odgrywać tylko wyznaczone role. Zgadzam się z opinią, ze jest to zespół ciekawy. Muszę powiedzieć, że niektóre utwory wciągają człowieka w fantastyczny wir. W tym wszystkim jest masa emocji, a przede wszystkim jest energia i jeszcze raz sama energia. Po takim koncercie potrafię chodzić dziwnie spokojna i mieć niesamowicie dobry humor przez kilka kolejnych dni.
    Odnosząc się jeszcze do Twojej wypowiedzi dziwi mnie fakt, iż odnajdujesz najdalsze podobieństwa w każdym prawie kawałku, brzmieniu czy nucie, a nie zauważyłeś dotąd bardzo wyraźnej inspiracji "Piosenką Ekologiczną" Dżemu. Który utwór jest tym zainspirowany..? Myślę, że zorientujesz się łatwo po przesłuchaniu choćby fragmentu.

    O ostatnim zespole, jakim jest Dry, nie mogę wiele napisać, gdyż zwyczajnie musiałam jechać do domu i przegapiłam cały ich występ.

    Komukolwiek uda się przez to przebrnąć, zaznaczam, iż jest to, w większości, moja subiektywna opinia i nikt nie musi jej podzielać. Z góry przepraszam za ewentualne błędy ortograficzne, interpunkcyjne, składniowe oraz wszystkie inne.

    OdpowiedzUsuń