sobota, 2 kwietnia 2011

W niewielu słowach

W niewielu słowach: Część I


Na początek małe wyjaśnienie. To nie jest żadne zgapienie pomysłu, a raczej wyjście naprzeciw, coś w rodzaju odpowiedzi. Niektórych płyt czy zespołów nie da się opisać w pełnych artykułach czy recenzjach, a na pewno nie zawsze jest to łatwe. Nie będę o opisanych w taki sposób płytach pisał później szerzej. Nie widzę bowiem większego sensu wracania do raz opisanego materiału. Związku z tym, że mamy do czynienia z wersją skróconą: obniżam punktację do pięciu punktów.
Na początek zaś garść debiutów.

1. Celtachor – In The Halls Of Our Ancient Fathers (2010)

Debiutancka płytka, a właściwie debiutanckie demo, tego irlandzkiego zespołu wpadło mi w ręce dość przypadkowo. Nie szukałem tej płyty, ani tego zespołu. Znaleźli mnie sami – na moim Myspace. Styl grupy można określić jako połączenie black metalu z folkiem. Mocno zbliża się ona stylem do tego, co zapoczątkował Quorthon (wraz ze swoim projektem Bathory) – zarówno w sferze black metalu, ale także epic i viking metalu czy wczesnego Satyricona. Płyta zawiera bowiem siedem potężnych, epickich kawałków a całość zamyka się w nieco ponad trzydziestu sześciu minutach. Obok ciężkich, mrocznych riffów i potężnej dającej po głowie perkusji, mamy wstawki na fletni, zapewne oparte na tradycyjnej celtyckiej muzyce i bardzo dobrym charczącym, growlowanym wokalu. Spokojne, wyłaniające się z mgły intro „Nemed’s Wake” z chorałami i delikatną orkiestracją fantastycznie wprowadza w klimat opowieści. Drugi utwór „Rise of Lugh” i kolejne to już bitewny zgiełk. Kiedy pojawia się flet, ma się jednak przed oczami tańce driad i faunów przed ogniskiem. Stanowi on piękny, liryczny dodatek, który melodyjnymi dźwiękami uzupełnia całość. Materiał jest nagrany bardzo surowo i z dużą dawką ukrytej mocy. Podsumowując,  jest to płyta godna polecenia każdemu wielbicielowi takich klimatów, zarówno tym, którzy ubóstwiają Bathory jak i dla tych, którzy preferują klasyczny black metal. Jedna z tych, którą można słuchać bez znudzenia po kilka razy pod rząd.          5/5

2. Godsized – Godsized EP (2011)

Stoner ma się dobrze. Wszystko za sprawą Zakka Wylde’a i jego Black Label Society oraz nierdzewiącej legendy, jaką jest Lynyrd Skynyrd. Zespoły i płyty oscylujące wokół tej stylistyki powstają już nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale także w Polsce i we Włoszech jak grzyby po deszczu. Godsized pochodzi z Wielkiej Brytanii, aktualnie jest w trasie z BLS i właśnie wydał swoją debiutancką epkę. Płytka trwa około czterdziestu jeden minut i zawiera materiał nawiązujący do stylistyki BLS, ale jednocześnie prezentują swój własny, oryginalny styl. Stawiają na chwytliwość kawałków, które są dopracowane w najdrobniejszym szczególe. Jak na brudne stonerowe brzmienie jest ono bardzo wysublimowane i eleganckie. A cała płyta to potężna i nowoczesna mieszanka bluesa z ostrym, tnącym hard rockiem i z imponującymi, silnymi heavy metalowymi wstrząsami sejsmicznymi. Otrzymujemy osiem utworów, które porażają doskonałą jakością nagrania, bardzo ciekawymi riffami i (jak na standardy stoner rocka) chwytliwymi melodiami. Już otwierający płytę pędzący „Walking Away” wypada niezwykle interesująco, a potem jest już coraz ciekawiej. Bardzo dobra epka zachęca do śledzenia kariery tego młodego zespołu.  Jest to pozycja silnie rekomendowana nie tylko wielbicielom stoner rocka, BLS czy BSC, ale także wszystkim tym, którzy szukają po prostu dobrej, mocnej muzy.        5/5

3. Delifony – Human Time (2010)

Zespół pochodzi z Francji i gra metal progresywny. Nie kopiują założeń jakie wypracowali Bogowie, czyli Dream Theater, mają bowiem swój własny styl. Utwory zawarte na płycie nie są długie, najdłuższy trwa raptem osiem minut z sekundami. Album zaś jest jak sądzę konceptem, opowiada bowiem jeden (?) dzień z życia pewnego człowieka zawieszonego pomiędzy światami – naszym i tym, którego nie znamy. Intrygująca jest już sama okładka – po lewej stronie tarcza zegara dworcowego, po prawej tarcza zegara słonecznego, a pośrodku stacja metra, korek uliczny i załamany mężczyzna siedzący na łóżku. Poniżej jeszcze linia życia… W ogóle czas odgrywa na tym albumie dużą rolę – na początku mamy nawet tykanie i dzwonienie budzika. Choć wokale są po angielsku, momentami słychać przebijający się francuski akcent. Bardzo ciekawe riffy i klawiszowe pasaże budują klimat, a perkusja przepięknie uzupełnia całość. W momencie kiedy Dream Theater zaczyna zjadać własny ogon, powielać schematy i boryka się z problemami braku perkusisty (podobno kogoś już mają, ale tylko rzucają hasełkami w rodzaju „jesteśmy podnieceni”, „nagrywamy miażdżący materiał, najlepszy jaki stworzyliśmy” -  a to zazwyczaj niestety nie wróży niczego dobrego) Delifony jest zespołem dużo ciekawszym i oryginalniejszym od Bogów. Spośród albumów oscylujących wokół klimatów progresywnych jest to jeden z najlepszych albumów ostatnich kilku lat jaki słyszałem. Polecam go każdemu kto jest ciekawy muzyki z innego kraju niż Stany czy Wielka Brytania, wielbicielom metalu progresywnego, również Bogów i każdemu, kto lubi zatopić się w dźwiękach i na chwilę znaleźć się w innych miejscach czy stanach świadomości.    5/5

4. Sinebreed – When Worlds Collides (2010)

Ta niemiecka supergrupa powstała niedawno i od razu przystąpiła do realizacji debiutanckiego albumu. W każdym razie muzycy, którzy wchodzą w skład zespołu nie są amatorami, grają już jakiś czas, często nawet w kilku różnych grupach i międzynarodowych składach. Otrzymaliśmy ciekawą mieszankę power metalu w stylu wczesnego Helloween i Edguy z hard rockowym szlifem w rodzaju Jorna, czy Blach Sabbath i progresywnymi wędrówkami i operowym zacięciem. Mamy więc pędzącą perkusję, ciężkie charczące riffy, klawiszowe wstawki, orkiestracje i chwytliwe melodie. Wokal jest szorstki, hard rockowo chrypliwy i na tyle wysoki, że wyciągane fragmenty brzmią naprawdę dobrze i nie męczą zbyt wysokimi rejestrami. Wszystkie utwory są przemyślane i dopracowane w najmniejszym szczególe, nie nużą i dobrze dają po głowie, po prostu słuchanie tej płyty sprawia satysfakcję. Choć podobnego grania jest w ostatnich latach sporo, jest to bardzo dobra pozycja, którą śmiało polecam każdemu wielbicielowi podobnych brzmień i stylistyki heavy/power metalowej. 4/5

                                                                                              Cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz