czwartek, 3 marca 2011

Relacja

Wieczór poetycki Wojciecha Kullinga
i koncert zespołu State Urge
(Bohema Jazz Club 2.03.2011)

Gdyński klub jazzowy Bohema słynie z organizacji małych, kameralnych koncertów dość niecodziennych zespołów, zarówno legendarnych grup i artystów jazzowych i bluesowych, ale również polskich muzyków takich jak Wojtek Pilichowski czy supergupy πr².
Tym razem w klubie odbyła się w ramach spotkań poetyckich magazyny Bliza promocja tomiku wierszy Wojciecha Kullinga połączony z małym koncertem młodego gdyńskiego kwartetu State Urge.
            Oto bowiem bohaterowie wieczoru, z którego chcę przytoczyć swoje wrażenia i spostrzeżenia, a także zachęcić do zainteresowania się twórczością opisywanych artystów, a zwłaszcza muzyką zespołu State Urge:
            Mieszkający w Sopocie, ale urodzony w Gdyni w 1972 roku Wojciech Kulling wydał właśnie swój trzeci tomik poetycki zatytułowany „Krzesełko Goulda”, na który składają się teksty z dwóch poprzednich tomików („Cisza bez cienia” 1998, „Album długogrający” 2005), wcześniejszej działalności poetyckiej przy grupie „Wrzesień” oraz teksty nowe. Ukończył Filologię Polską na Uniwersytecie Gdańskim. Był pomysłodawcą i współzałożycielem grupy poetyckiej „Wrzesień” (1994-1998), obecnie nauczyciel języka polskiego i wiedzy o kulturze w liceum.
            Zespół State Urge istniejący od 2009 roku gdyński kwartet, w którego skład wchodzą młodzi, niezwykle utalentowani muzycy: Marcin Bocheński na perkusji, Marcin Cieślik na gitarze i wokalu, Krystian Papiernik na basie oraz Michał Tarkowski na instrumentach klawiszowych.
Grupa zagrała już kilka koncertów i pojawiła się nawet na antenie radiowej Trójki, gdzie puszczono jej utwór, a redaktor Kaczkowski zachwalał i polecał ich twórczość (do posłuchania) .Nie znaleźli się na dopiero co wydanej płycie „Minimax.pl 6”, ale sam fakt, że zostali ciepło wspomniani przez redaktora Kaczkowskiego zobowiązuje do zainteresowania.
           
            Bohema nie należy do klubów dużych, kameralna atmosfera i mała przestrzeń jest przewidziana raczej na małą liczbę osób, także Ci, co przyszli za późno musieli stać.
Ja nie należałem do tej grupy, ponieważ usiadłem w wydzielonym rezerwowanym dla zespołu stoliku, ponieważ nasz wspólny znajomy zaproponował żebym usiadł z nimi. Wspólnym znajomym jest mój dobry kolega Marcin „Kleryk” Kowalewski, gitarzysta zespołu Blind Crows, który mocno wczuwał się w klimat i próbował nawet dodawać efekty specjalne i wykazał się klakierskim zmysłem. Najistotniejsze jest jednak chyba to, że „dwugłos” artystów idealnie się ze sobą łączył, w przerwach między kolejnymi utworami swoje wiersze czytał pan Wojciech, a zespół grał w przerwach między kolejnymi wierszami. Najpierw opiszę jednak koncert SU, a następnie twórczość pana Kullinga.
            Zaczęło się o 19:18 kiedy podjęto decyzję o rozpoczęciu wydarzenia i chłopaki uderzyli pierwszym utworem, własną kompozycją silnie nasączoną Pink Floydowskim, może nawet Deep Purplowym szlifem. Perkusja, podobno bez dodatkowego nagłośnienia, i klawisze fantastycznie wprowadziły w nastrój obustronnego i nierozłącznego wszak odczuwania sztuki – poezji i muzyki.
            Drugi utwór zagrany przez zespół (na razie nie znam tytułów ich kompozycji, więc muszę się posłużyć jedynie odczuciami i przypuszczeniami) zaczął się lekko, powolnie jakby deszczowo (klimaty pierwszego King Crimson, może nawet Doorsów), a potem progresywne przyśpieszenie z małym solem perkusyjnym z elementami klawiszowej przeciwwagi – ekstatyczny majstersztyk z idealnie wyliczonymi proporcjami.
            Kolejny był cover utworu Jeffa Buckleya „Hallelujah”, który z powolnego i rozrzewnionego kawałka przeradza się w rozbuchaną improwizację. Piękno i liryzm z nie kopiowanym wokalem, tylko gitara, klawisze i dym, a później dobrze słyszalny bas i wibrująca gitara grająca melodię przypominającą trochę nie dawno zmarłego Gary’ego Moore’a. Następnie zespół zagrał, jeśli się nie mylę, kompozycję „Echoes” Pink Floydów, która również w pewnym momencie przeradza się w improwizowaną, rozbudowaną strukturę przefiltrowaną przez nieposkromioną wyobraźnię chłopaków. Klawiszowy, „hammondowy” wstęp, następnie krocząca gitara i delikatne uderzenia w hi-hata, a potem coraz szybciej. Dosłownie miałem wrażenie, że zaraz odlecę.
            Potem znów był powolny, melancholijny utwór na początku (taki jakby Doorsowy), który w momencie uderzenia i wejścia ostrego riffu gitary natychmiastowo skojarzył mi się z przestrzennym space rockiem w rodzaju Hawkwind czy nawet heavy rockiem w rodzaju Coupla Prog ze zwolnieniem w stylu Weather Report z płyt koncertowych (te niesamowite rozimprowizowane długie wersje króciuchnych utworów…). Potem znów w kolejnym utworze z płynącym klawiszem i niemal floydowską gitarą gdyby zamknąć oczy zobaczyłoby się figury geometryczne w ferii barw (tak jakoś podświadomie mi się to ze sobą skojarzyło). Momentami przypominał nawet utwory U2 z wczesnego okresu działalności. Wówczas pan Wojciech powiedział: „Oni tak dobrze grają, że mam wrażenie, że ja im tylko przeszkadzam”.
            Ostatnim utworem zagranym przez SU był również potraktowany improwizacją cover utworu „Again” grupy Archive. Coś cudownego – rozwijający się, płynący i pulsujący na przemian, oszałamiająco piękny i potężny… bez ani jednej zbędnej nutki, dźwięku i uderzenia.
W rozimprowizowanym fragmencie przypomniały się najlepsze koncertowe rozbudowane momenty kompozycji Deep Purple, a solówki to pewnie nie powstydziliby się wielcy, których już z nami nie ma.
            Z kolei wiersze pana Wojciecha Kullinga fantastycznie uzupełniały i łączyły się z muzyką chłopaków. Częściowo nawet wiersze kapitalnie odzwierciedlały nastroje, tematy i wachlarz inspiracji SU. Utwory początkowe były krótkie, przypominające budową aforyzmy, dopiero późniejsze zaczęły jakby bardziej wpasowywać się w klimat. „Metafizyczne szczeliny” i „obserwacje głębokie” to wyrywkowe fragmenty z utworów Kullinga, które oddają dość pełnie, to jak grają chłopaki. Niektóre wiersze były żartobliwe, a inne pełne trafnych obserwacji i spostrzeżeń: „wolę długogrające płyty od opasłych rozgadanych książek zdania nie zmieniam zdania”, „poświęcona kreda do gry w klasy”. Bardzo podobał mi się utwór „Rozmowa erotyczna” z bardzo udanymi metaforami. Po ostatnim wierszu, nastąpiła w pełni zasłużona burza oklasków. Po wszystkim kupiłem promowany tomik (15 złych) i stanąłem w ogonku po autograf: „Do spotkania w rzeczywistościach, których nie widzimy” – nie tylko pięknie łączy się z muzyką graną przez SU, ale też oddaje z jakim typem poezji mamy do czynienia. Choć jego poezja wydaje się prosta, taka zwykła, nie jest ona łatwa. Liczne odniesienia do kultury, obserwacji i życia poety, a także do innych twórców stanowią rodzaj pewnego kolażu, w którym trzeba się zagłębić, żeby odnaleźć ukryty sens i znaczenie. Nie wiem czemu, ale ja lubię takie niejednoznaczne teksty, które reprezentują sobą coś więcej niż tylko myśl, które są czymś więcej same z siebie. Podobnie odczuwam muzykę, a chłopaki naprawdę czują to, co grają i przekazują za jej pomocą tą ukrytą głębię, której tak usilnie szukamy każdego dnia.
              Ciekawostką może być też fakt, że w klubie przypadkiem (nie ma przypadków) pojawił się Dr. Hackenbush, który przyszedł sobie na piwo i dziwił się, że trafił na koncert „ czegoś takiego fajnego pink floydowskiego” (!).
            Podsumowując, zarówno koncert SU, jak i czytanie wierszy przez Wojciecha Kullinga, bardzo dobrze się ze sobą spasowały. Bardzo mi się podobało. Zwłaszcza warstwa muzyczna, choć trzeba przyznać, że liryczna (utworów Kullinga) też, inaczej nie kupiłbym tomiku, który zawiera teksty naprawdę interesujące i przemyślane. 
Warto się zainteresować twórczością zarówno pana Wojciecha, jak i zespołu State Urge, który na ten miesiąc planuje kilka koncertów. Najbliższy już 14 marca w gdyńskim Blues Clubie. [i] 



[i] Cała lista koncertów dostępna na Facebooku i Myspacie grupy. W najbliższym czasie przewiduje wywiad z chłopakami, który naturalnie znajdzie się na blogu. Zapraszam do uważnego śledzenia i życzę miłej lektury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz