poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Wydział Filmowy XV: Oglądamy filmy Clinta Eastwooda (3) Dylogia Iwo Jimy (2006)


31 maja Clint Eastwood skończy 85 lat. Z tej okazji blog filmowy Po Napisach razem z innymi blogerami ogląda i opisuje filmy, które Mistrz wyreżyserował. My również dołączyliśmy do tej akcji, choć nie zajmiemy się wszystkimi jego filmami, a jedynie tymi dotyczącymi muzyki lub do których Clint sam skomponował swoją muzykę. 

W piętnastym Wydziale Filmowym, a trzecim z pod tytułem "Oglądamy filmy Clinta Eastwooda" zajmiemy się dwoma obrazami reżysera, które były robione w tym samym czasie i opowiadające tę samą historię z dwóch perspektyw - amerykańskiej i japońskiej. Mamy tu na myśli dylogię Iwo Jimy na którą złożyły się filmy "Sztandar chwały" oraz "Listy z Iwo Jimy". Do obu filmów Clint Eastwood razem ze swoim synem Kylem przygotował muzykę, której również się przysłuchamy. Podobnie jak w poprzednich odsłonach Wydziału ostrzegamy przed potencjalnymi spoilerami odnośnie fabuły obu filmów.

1. Historia, a filmy Clinta Eastwooda 

Sztandar chwały staje po raz drugi...

Bitwa o Iwo Jimę ciągnęła się przez pięć tygodni, od 19 lutego do 26 marca 1945 roku, choć z początku miała być szybką kilkudniową ofensywą. Siły Stanów Zjednoczonych Ameryki zdobyły w niej silnie ufortyfikowane pozycje Imperium Japonii, przyczyniając się do przerwania hegemonii Kraju Kwitnącej Wiśni na Pacyfiku. Uznawana jest za jedną z najkrwawszych bitew II Wojny Światowej.

19 lutego 1945 roku po czterodniowym bombardowaniu morskim i lotniczym, Amerykanie rozpoczęli desant. Desant poprowadziła Piechota Morska po przeciwnych stronach wyspy, z północno–zachodniej i południowo–wschodniej plaży. Pierwszym zadaniem miało być zajęcie lotniska a następnie zajęcie góry Suribachi skąd prowadzono zaciekły ostrzał artyleryjski plaż i wód przybrzeżnych. Po zaciętych walkach 20 lutego zdobyto lotnisko. Po pięciu dniach walki zdobyto górę Suribachi, choć walki trwały jeszcze 34 dni. 21 lutego w efekcie ataku około 20stu kamikaze Amerykanie utracili lotniskowiec eskortowy USS Bismarck Sea. Bez wsparcia artylerii Japończycy 27 lutego stracili połowę wyspy. Formalnie walki trwały do 26 marca, do niewoli dostało się tylko 1083 Japończyków (wliczając jeńców schwytanych w kwietniu i maju, podczas operacji wymiatających), a straty amerykańskie wyniosły ponad 6800 zabitych. - czytamy na wikipedii.

W wyniku następstw bitwy, zdobycie Iwo Jimy umożliwiło późniejszy atak amerykański na Japonię i zakończenie Wojny na Pacyfiku. Amerykańska okupacja Iwo Jimy trwała do 1968 roku. Obecnie jest to baza japońskich Morskich Sił Samoobrony, w zasadzie niedostępna dla cywilów. W kulturze masowej temat tej krwawej, ale niestety koniecznej bitwy, obserwować można w ósmym odcinku znakomitego serialu "Pacyfik", w filmie "Piaski Iwo Jimy" z 1949 roku oraz w dwóch filmach Clinta Eastwooda. Pierwszy z nich, "Sztandar chwały" (a właściwie "Sztandar naszych ojców") opowiada o Bitwie z perspektywy amerykanów, a drugi "Listy z Iwo Jimy" mówi o tych wydarzeniach z perspektywy japońskiej.

"Sztandar chwały" dzieje się na dwóch płaszczyznach czasowych - w ogniu Iwo Jimskiej bitwy oraz krótko po wojnie (zarówno po bitwie, jak i po wojnie). Oparto go o książkę Jamesa Bradleya i Rona Powersa skupiającej się (podobnie jak film) przede wszystkim na słynnym zdjęciu Joe Rosenthala, które przedstawiało zatknięcie amerykańskiego sztandaru na szczycie Suribachi przez grupę US Marines, w tym: Indianina Irę Hayesa oraz pięciu jego kolegów Franklina Sousleya, Johna Bradleya, Harlona Blocka, Michaela Stranka i Rene Gagnona - poniekąd ich oczami obserwujemy bitwę i powojenne losy bohaterów. Opierając się na zdjęciu, w 1954 roku rzeźbiarz Felix de Weldon stworzył pomnik Marine Corps War Memorial, który oglądać można w Arlington w Wirginii. Eastwood nie ustrzegł się tutaj (koniecznego) amerykańskiego mitu i apoteozy amerykańskiego narodu, dłużyzn w scenach rozgrywających się po wojnie i nadmiernej patetyczności cierpienia żołnierzy podczas i po wojnie (wszak widzieliśmy to już mnóstwo razy). Jednocześnie jednak wykonano pierwszorzędną robotę w odwzorowaniu samej bitwy i ulubionego tematu Eastwooda: postaw ludzkich, konfliktu nie tyle z samym wrogiem, ile z samym sobą.

Z kolei "Listy z Iwo Jimy" zostały luźno oparte wokół listów znalezionych w 2005 roku w tunelach okalających wyspę. Następnie fabuła cofa się do 1944 roku, a następnie przeskakuje do 1945 roku i do straceńczej próby obrony przed ofensywą amerykańską. Tu historię śledzimy głównie z perspektywy generała Tadamichi Kuribayashi (którego zagrał Ken Watanabe) oraz podobnie jak w amerykańskiej odsłonie, grupy żołnierzy rzuconych na wyspę, prosto w wir walki. Japoński punkt widzenia, wydaje się być (a nawet moim zdaniem jest) znacznie ciekawszy od amerykańskiego, jest mniej znany i rzadziej poruszany nie tylko przez filmowców, ale także historyków. Tu również obserwujemy bitwę, postawy ludzkie i ich cierpienie jednakże fakt, że widzimy drugą stronę także z punktu kulturoznawczego jest bardziej intrygujący. Ile bowiem znamy z historii widzianej oczami drugiej strony? Na palcach by policzyć można by tego typu tytuły, zarówno w literaturze jak i w samym kinie.
Mistrz Eastwood reżyseruje na planie "Sztandaru chwały"

2. Sztandar chwały/Listy z Iwo Jimy - produkcja

Prawa do książki na motywach której powstał "Sztandar chwały" zostały nabyte przez Dreamworks w czerwcu 2000 roku. Steven Spielberg będący producentem filmu szkic scenariusza oddał do poprawek Williamowi Broylesowi, a następnie zajął się nim Paul Haggis na życzenie samego Eastwooda. Eastwood chciał, by była to opowieść o "bohaterach, którzy stają się gwiazdami, choć wcale nimi nie są i wcale nie czują się gwiazdami". Od początku też wiedział, że będzie chciał opowiedzieć tę historię także z perspektywy Kuribayashiego. "Sztandar chwały" nakręcono w 58 dni i kosztował 55 milionów dolarów. Zdjęcia zakończono na początku 2006 roku, a już w marcu rozpoczęto zdjęcia do "Listów z Iwo Jimy".

Film, który pierwotnie miał nosić tytuł "Czerwone słońce, czarne piaski" powstał w całości po japońsku, choć kręcono go w Kalifornii.  Wszyscy japońscy aktorzy, poza Kenem Watanabe zostali wyłonieni za pomocą castingów. Co ciekawe 8 kwietnia Eastwood z częścią ekipy i Watanabe poleciał do Japonii na jedno dniowy dzień zdjęciowy na wyspę Iwo Jima. Była to pierwsza i jedyna ekipa filmowa, która uzyskała pozwolenie na kręcenie tam potrzebnych zdjęć. Inną ciekawostką związaną z tym filmem jest mało znany fakt, iż okręt wojenny USS Texas, który wykorzystano także w "Sztandarze chwały" naprawdę brał udział w prawdziwej bitwie o Iwo Jimę. Budżet "Listów z Iwo Jimy" wyniósł z kolei 19 milionów dolarów. Ten pierwszy swoją premierę miał 20 października, a drugi z dyptyku 20 grudnia 2006 roku (9 grudnia w Japonii). Oba zebrały przychylne recenzje, choć temu pierwszemu Spike Lee nie poskąpił krytyki o braku czarnych żołnierzy w filmie. "Listy z Iwo Jimy" zdobyły statuetkę Oscara za najlepszy dźwięk i Złotego Globa dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego.

Clint Eastwood z aktorami z filmu "Listy z Iwo Jimy". Po jego lewej Ken Watanabe. Jak widać humor na Berlinale dopisywał wszystkim.

3. Sztandar chwały/Listy z Iwo Jimy - muzyka

To, co nas interesuje najbardziej to oczywiście muzyka. Do pierwszego filmu napisał ją sam Clint Eastwood łącząc epickie, typowo bitewne podniosłe orkiestrowe brzmienia z numerami budującymi nastrój, nie tylko wzbudzający smutek, czy zadumę, ale także strach o głównych bohaterów. Pomiędzy nimi pojawiają się też utwory z epoki, a więc jazz oraz fragmenty muzyki klasycznej (Mozart, Haydn). Jazzowe numery reprezentuje tutaj "Any Bonds Today" Irvinga Berlina, "Summit Ridge Drive" Artiego Shaw czy utwór napisany przez syna Eastwooda, Kyle'a "Knock, Knock" który został nawet opatrzony winylowym szumem. Pojawiają się tu także marsze Sousa, a mianowicie słynny "The Thunderer" oraz "Washington Post March" oraz "Victory Polka" Sammy Cahn i Jule'a Styne'a.

Muzyka napisana przez Eastwooda nie jest odkrywcza, powiela wiele znanych schematów z podobnych filmów, ale nie paradoksalnie nie wypada źle, a wręcz przeciwnie słucha się jej przyjemnie, zwłaszcza poza filmem, w którym znacznie mocniej wyróżniają się jazzowe i klasyczne dodatki. Są one nie tylko istotnym elementem dla fabuły i odzwierciedlenia epoki, ale także znakomicie rozluźniają atmosferę jaka towarzyszy "Sztandarowi chwały". Przepięknie wypada smutny utwór "The Medals" w którym nie ma patetyzmu i radości ze zwycięstwa, a raczej gorzka refleksja i smutek za tymi, którzy zginęli i byli prawdziwymi bohaterami. Soundtrack kończą trzy różne wersje motywu przewodniego napisanego do filmu. "Flags Theme" wyróżnia się mrocznym, niepokojącym początkiem jakby wyjętym z horroru, ale przecież filmy wojenne są w pewnym stopniu horrorem. Uczucie grozy potęguje szum wiatru wyzierający spomiędzy smyków. To motyw bardzo smutny, refleksyjny, ale jednocześnie bardziej wzbudzający naszą refleksję odnośnie cierpienia żołnierzy amerykańskich i niesłuszności faworyzowania tylko kilku spośród tych, którzy zasłużyli na chwałę. Jest też wersja gitarowa, znakomicie pokazująca wszechstronność Eastwooda, choć nie brakuje w niej także orkiestry, która pięknie motyw uzupełnia. W "End Credits" zaś dodatkowo pojawia się przejmująca pieśń śpiewana przez jednego z żołnierzy.


Do "Listów z Iwo Jimy" muzykę napisał z kolei w całości syn Eastwooda, Kyle, który na co dzień jest muzykiem jazzowym (dotychczas wydał sześć albumów jazzowych oraz zajmował się muzyką do dziesięciu filmów) i okazjonalnie aktorem. Dodatkowym kompozytorem, który pomagał Kyle'owi był Michael Stevens. W zbiorczym wydaniu dodano jeszcze bardzo interesujące autentyczne nagranie radiowe z Iwo Jimy z marca 1945 roku. Dopiero po nim wchodzi "Main Titles". Lekki, niezwykle przejmujący pianinowy motyw okraszony orkiestrą zdecydowanie zapada w pamięć. Po chwili następuje także przepiękne, marszowe rozwinięcie rozpisane na orkiestrę i bębny. To bardzo dobry motyw ze znakomitego filmu. Równie udany jest "Letters Montage", który powiela motyw przewodni i idealnie wprowadza w historię. Niesamowicie wypada "Preparing for the Battle" w którym obok nieco ambientowych dźwięków i orkiestry, pojawiają się elementy autentycznej muzyki japońskiej. A do tego świetny, niepokojący klimat niczym z filmów Kurosawy.

Wadą muzyki Eastwoodów do obu filmów, tak Clinta jak i Kyle'a jest nadmierna repetycja tych samych fragmentów, bo główny motyw potrafi przewijać się w różnych konfiguracjach w kilku utworach niewiele do nich wnosząc. Tak na przykład dzieje się w niezłym i złowrogim "Shimizu's Past" w którym fortepianowe przywołanie tegoż wydaje się być kompletnie zbędne. Ciekawie wypada z kolei "Dinner Party", który zdaje się przywoływać dokonania klasyków. Podobnie też jak na albumie z muzyką do "Sztandaru chwały" mamy też dodatek w postaci oryginalnej pieśni śpiewanej po japońsku, notabene zatytułowanej "Song for the Defense of Iwo Jima". Intrygująco wypada dwu częściowy "End Titles", w którym wpierw przywołuje się motyw ze "Sztandaru chwały", a następnie płynnie przechodzi do motywu z "Listów". Druga część z kolei stanowi powtórzenie "Preparing for the Battle" i ponowne przywołanie głównego motywu Iwo Jimskiego, który tutaj stanowi piękną klamrę dylogii. Dodatkowo pojawia się motyw z "Listów" w wersji skróconej do radiowych potrzeb. Podobnie jak na płycie do "Sztandaru chwały" pojawia się też wersja gitarowa, w której warto zwrócić uwagę na znakomity bas.


Kino Eastwooda jest antropocentryczne - to, co zawsze interesuje reżysera to ludzie oraz ich postawy. "Lubię próbować gatunków i historii mających w sobie element dramatyczny; historii, które mogą wygenerować konflikt i bohaterów, muszących pokonać przeszkody. Takie historie są prawdziwe, trafiają do widza, dotykają tej delikatnej, podatnej na współczucie strony" – miał powiedzieć kiedyś Eastwood. Doskonale widać to na przykładzie dylogii Iwo Jimskiej, która nie jest łatwa w odbiorze, ale pokazuje właśnie postawy, spojrzenia na tę samą historię z różnych perspektyw i ludzi, którzy cierpią, podejmują decyzje. Osobiście uważam i podkreśliłem to już wcześniej, że znacznie ciekawszym filmem są "Listy...", ale oba filmy zdecydowanie warte są uwagi. To samo dotyczy muzyki przygotowanej (i wybranej) przez Eastwoodów, bo choć nie ma w niej niczego nowego, słucha się jej naprawdę nieźle poza filmem. Jeśli jeszcze jakimś cudem nie widzieliście tych filmów Mistrza, to koniecznie obejrzyjcie, a potem sięgnijcie po muzykę do filmów. Warto!

Filmy obejrzałem w ramach wyzwania "Oglądamy filmy wyreżyserowane przez Clinta Eastwooda". 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz