sobota, 1 listopada 2014

Zodiac - Sonic Child (2014)



Napisała: Milena "Lady Stoner" Barysz

Niemiecka grupa Zodiac, zaczęła tworzyć swoją historię w roku dwóch tysięcy jesieni. Wydali wtedy debiutancką epkę zatytułowaną po prostu "Zodiac". Później ukazały się dwa albumy długogrające "A Bit Of Devil" w 2012 roku i "A Hilding Place" w 2013. We wrześniu tego roku zaprezentowany został "Sonic Child". Czego można się spodziewać po bluesowo hard rockowych Niemcach? Kolejnego hard bluesa? Brudnych stonerowych dźwięków? Przy trzeciej publikacji, Panowie przygotowali coś specjalnego. Zaczynając już od okładki, która robi swoisty wstęp dla albumowych kompozycji i jest zupełnie inna od tej, która witała na drugim albumie...

Na okładce widzimy małego chłopca, siedzącego na podłodze. Dziecko ma na uszach słuchawki. Dookoła jego głowy widać świetlisty nimb, który rozgałęzia się i przypomina pawi ogon. Może on symbolizować bardzo wiele. Proces słuchania muzyki, myśli chłopca, wrażenia, emocje. W rozgałęzieniach wychodzących z nimbu widać uszy, oczy, komórki nerwowe, fragmenty płatów mózgowych. Przeważają kolory w tonacji zimnej. Okładka jest bardzo przemyślana. Finezyjna barwność i frywolność z delikatnymi psychodelicznymi elementami może przywodzić na myśl okładki Toola, które swoją drogą cieszą się sporą sławą. Grafika wzbudza ciekawość, jest czymś obiecującym, wyostrza zmysły i daje nadzieję a być może stawia wysoką poprzeczkę – widząc taką okładkę słuchacz może sobie życzyć czegoś specjalnego. Czy "Sonic Child" to coś specjalnego? Całe wydawnictwo składa się dwu płytowy album. Skład podstawowy to dwanaście utworów, drugi album (bonusowy) to cztery pozycje koncertowe. 

Stosunkowo psychodeliczne i mroczne, ale za razem subtelnie melodyjne intro - delikatnie wodzi za nos. Stylistycznie, brzmieniowo i aranżacyjnie słuchacz jest przygotowany na coś innego. Na pewno nie na to, co usłyszy w kolejnych pozycjach. Dodatkowo, wokalista wyjaśnia w intro, że album ten to esencja jego życia – czyli muzyka i miłość do niej. Wprowadzenie jest adekwatne do reszty utworów. Co prawda jest to hard rock połączony z bluesem. Jest to też specyficzna odsłona stoneru. Dlaczego specyficzna? I dlaczego ostrożnie nazywam to hard rockiem? Cały materiał ma bardzo złagodzone i zmiękczone brzmienie. Na próżno tam szukać surowych partii i brudu. Wszystko jest szalenie przyjemną i spójną całością. Już od pierwszego, nawet pobieżnego przesłuchania przekonuje do siebie, wywołuje uśmiech na twarzy. Nawet nie słuchając intra, nie czytając nic o "Sonic Child" ma się wrażenie, że płyta ta została zrobiona ze szczerym oddaniem muzyce, miłością do dźwięków, do melodii. Zapewnia słuchaczowi pewnego rodzaju oazę, odskocznię. Uspokaja, pomimo porywających fragmentów. W żadnym wypadku nie jest melancholijna ani nostalgiczna. Raczej pełna żywiołu i energii.  Mocny i charakterystyczny wokal, który jednocześnie jest bardzo subtelny w połączeniu z bluesowymi partiami pozostawia poczucie estetyki. Nie brakuje oczywiście instrumentalnego solo, jak na przykład w "Holding On", "A Penny And A Dead Horse", który jest okraszony akustycznymi wstawkami czy "Out The City", który bawi się słuchaczem zmieniając tempo i eksplodując na końcu.

Odnosząc się do całości, można mieć mieszane uczucia. Powstaje wewnętrzne rozdarcie. Chce się powiedzieć, że właśnie przesłuchałeś kawał dobrego, mocnego rock bluesa, ale z drugiej strony nie była to brutalna odsłona tych gatunków – jakiej można by się spodziewać po takim połączeniu. Chce się powiedzieć, że to dziwaczna odsłona stoneru ale nie jest się do końca o tym przekonanym. "Sonic Child" to porcja bardzo dobrze i czysto zrobionego materiału. Bardzo przyjemnie się tego słucha, rozpieszcza zmysły i przenika przez wszystkie komórki nerwowe. Dobrze dobrano kompozycje, skrojono i zadbano o brzmienie. W zasadzie nie ma się do czego przyczepić -  to album naprawdę ładnie wydany i przyjemny w odsłuchu. Ocena: 9/10


1 komentarz: