poniedziałek, 17 listopada 2014

Progresywnie Mi VIII: Soen, Haken

Jesienne stwory Andy'ego Kehoe świetnie pasują do jesiennej progresywy...
Jakiś czas temu przypomniałem sobie o grupie Soen i zastanawiałem się co się dzieje z tym zespołem. Odpowiedź przyszła następnego dnia, gdy okazało się, że wreszcie wydaje drugą płytę. Tymczasem inny znakomity zespół, brytyjski Haken, zapowiedział rozpoczęcie prac nad czwartym albumem studyjnym, który poprzedziła wydana w tym roku epka z nagranymi na nowo numerami z (pełnometrażowego) dema z 2008 roku. Tym dwóm fantastycznym płytom przyjrzymy się w ósmej odsłonie "Progresywnie Mi"...

1. Haken - Restoration EP (2014)


Na trwającej nieco ponad trzydzieści minut epce Haken nie ma w pełni premierowego materiału, a przynajmniej nie do końca. Trzy utwory to nowe wersje najlepszych zdaniem zespołu kompozycji z trudno dostępnego dema "Enter the 5th Dimension". Ów nie porażał jeszcze brzmieniem, czy oryginalnością, ale już wtedy pokazywał zespół od interesującej strony oraz spore umiejętności Brytyjczyków.

To, na co warto zwrócić uwagę na początku to znakomita okładka, która jakby specjalnie sprawia wrażenie niedokończonej, zaledwie naszkicowanej. Trzy postacie: nagi mężczyzna o dwóch twarzach (czyżby Janus?), faun i leśna driada wirują w tańcu. Każda szkicuje następną postać, co przywodzi trochę na myśl okładkę "The Amanuensis" Monuments. Każda ma atrybut: klepsydrę, różę i oczy. Każdy symbolizuje jeden utwór. Przysłuchajmy się im. "The Darkest Light" to nowa wersja "Blind", którą nieco skrócono i nadano większej spójności oraz oczywiście mocno poprawiono brzmieniowo. I tak zamiast ponad jedenastu minut otrzymano około siedmiominutowy utwór. Do tego bardzo dobry i stanowiący jakby przedłużenie trzeciego studyjnego, znakomitego "The Mountain". Odrobinę wydłużono "Black Seed", który tutaj nosi tytuł "Earthlings" i zamiast niecałych sześciu minut, trwa niecałe osiem minut. Ambientowy, lekko rozwijający się początek, bujające ale wciąż lekkie rozwinięcie, a następnie przepięknie, nienachalnie przyspieszający finał. Perfekcja. Perfekcją jest też ostatni numer, ponad dziewiętnastominutowy "Crystallized" oparty na dwóch utworach, a mianowicie "Snow" oraz "Sleeping Thoughts Wake". Wietrzny początek i zaczyna się szaleństwo: lekkie, "cyrkowe" Hakenowe plumkania, ciężkie walcowate wręcz uderzenia, orkiestracje... Gościnnie można też tu usłyszeć Mike'a Portnoy'a oraz Pete'a Rinaldi (gitarzystę Headspace). Niesamowity utwór pod wieloma względami - także nawiązań do Dream Theater, Tool czy wcześniejszych płyt.

Nie jestem zwolennikiem nowych wersji starych utworów, ale to, co zrobiło Haken jest absolutnie wyjątkowe. Nie są to dosłownie tamte utwory, ale Ci, którzy je znają na pewno wychwycą elementy wspólne. Haken nie robi tutaj kolejnego kroku do przodu, jakim okazał się być "The Mountain", ale jednocześnie robiąc mały kroczek w tył, sprawia że jeszcze mocniej zyska w uszach tych, którzy już go znają. Zaś Ci, którzy nie znają na pewno sięgną po wcześniejsze. Ocena: 5/5


2. Soen - Tellurian (2014)



Nieźle pokręcona była już okładka debiutanckiego, bardzo dobrego debiutu "Cognitive" sprzed dwóch lat. Wówczas była to jakby wypadkowa Opeth, Tool i naszego Riverside. Najczęściej jednak mówiono się o Toolu, co dla wielu przekreślało tę grupę na starcie, zresztą nie słusznie. Równie nieoczekiwanie jak debiut, niezauważenie, trochę jakby bocznymi drzwiami pojawia sie drugi krążek Soen - równie niesamowity i odpowiednio pokręcony "Tellurian".

Na okładce jest wiktoriański król nosorożec, który nie tylko jest kolekcjonerem rzadkiego gatunku ludzkiego, ale także wielkim smakoszem delikatnego ludzkiego mięsa. Na stole mamy ludzkie szaszłyki, ludzkie spaghettii i ludzkie pierożki. Równie intrygujące, nawet straszliwe są okładki dwóch singli promujących ten album. Na jednym mamy przeróbkę słynnego obrazu "Lekcja anatomii doktora Tulpa" z króliczkami pochylającymi się nad odciętą ludzką dłonią, a na drugim nagą ludzką hybrydę z króliczą głową, która siedzi sobie z parasolem w fotelu. Są groteskowe, przerażające, ale jednocześnie niezwykle wysmakowane.

Na nowy album złożyło się dziewięć numerów. tytuł płyty "Tellurian" odnosi się do bogów tellurycznych, które według wierzeń starożytnych cywilizacji miały władać sferą ziemską. To, co zostaje poruszone w tekstach to przede wszystkim walka jednostki o indywidualizm oraz ucieczka od alienacji w imię wyższych wartości. Innymi słowy, jest grubo, także muzycznie. Otwiera ją prawie czterdziestosekundowe intro zatytułowane "Komenco". Rytualne perkusjonalia, taniec starożytnych ludów i wjazd gitary, a następnie płynne przejście w mocny "Tabula Rasa". Po nim pojawia się jeszcze lepszy "Kuraman". Ostre gitary fantastycznie łączy się tutaj z miękkim, lekkim brzmieniem, charakterystycznym dla Soen. Pojawiają się tutaj nawet fragmenty zahaczające o djent, niesamowicie balansują się spokojniejsze fragmenty z cięższymi rozwinięciami. Znakomity jest także "The Words", który wręcz poraża atmosferą. Wyraźnie słychać, że Soen znalazł swój styl, w którym nie ma już miejsca na nieświadome nawiązywanie do grup, które przychodziły na myśl przy "Cognitive". W następnym lecimy na "Plutona', który do niedawna był dziewiatą planetą naszego Układu Słonecznego (od 2006 według Międzynarodowej Unii Astronomicznej już nie jest). Ten także jest bardzo dobry, a ciężkie fragmenty łączą się z tymi spokojniejszymi i miękkim, intrygującym brzmieniem. Szóstym utworem jest "Koniskas", bodaj najlżejszy na płycie, choć wcale niepozbawiony ostrzejszych fragmentów. Znakomity jest też "Ennui", który może jeszcze przywodzić skojarzenia z Opethem, ale jednocześnie wyraźnie słychać, że to zupełnie inny zespół. W przedostatnim ponad ośmiominutowym "Void" również nie ma miejsca na zawód. Jest po prostu znakomicie. Równie długi i intensywny, jest wieńczący płytę "The Other's Fall", który cudownie "Telluriana" podsumowuje.

Soen dojrzał muzycznie, Ci którzy zarzucali im kopiowanie Toola nie mają tu raczej czego szukać, bo poszedł znacznie dalej, "wychylając" się poza obręb tych inspiracji, a jeśli zajrzą to najprawdopodobniej szybko zmienią zdanie i swoje mylne założenia. Nie miałem wątpliwości, że jest to bardzo dobry zespół już przy okazji "Cognitive", ale swoim drugim krążkiem jeszcze mocniej mnie w tym przekonaniu utwierdził. Przemyślana, spójna forma i własny, rozpoznawalny styl, perfekcyjnie skomponowane utwory, w których cały czas coś się dzieje nie zawsze idzie w parze, zwłaszcza gdy mówimy o nowych grupach. "Tellurian" to zdecydowanie pozycja godna uwagi i smakowania oraz jeden z najciekawszych albumów tego roku. Ocena: 10/10


1 komentarz:

  1. Soen bardziej mi przypadł do gustu. I okładka faktycznie niesamowita, jak nie lubię takich przeładowanych obrazów, tak tutaj wszystko ma swoje miejsce.

    OdpowiedzUsuń