czwartek, 13 marca 2014

Mayan - Antagonise (2014)


Do nowej płyty mojej ulubionej holenderskiej grupy Epica jeszcze trochę czasu, ale czekając można sięgnąć po drugą płytę Mayan, o której pisałem już w lipcu dwóch tysięcy jesieni. Obecny skłąd grupy to siedem osób, w tym aż trzy z Epiki, gościnnie zaś pojawia się między innymi Floor Jansen, która nie tak dawno wydała znakomitą drugą płytę swojej grupy ReVamp oraz oficjalnie została nową wokalistką Nightwish. "Quaterpast" odkrywczy może nie był, ale bardzo dobrze się go słuchało. Jaki jest "Antagonise"?

Znacznie ciekawsza jest okładka drugiego wydawnictwa grupy Mayan niż ta, która znalazła się na debiucie, mimo, że wykonał ją ten sam człowiek - Stefan Heilemann, odpowiedzialny także za grafiki do płyt Epiki, Legion of the Damned czy ostatniej płyty Kamelot. Tajemnicza maszyna-bożek, która objawia się dwóm ludzkim postacią, na chwilę przed ich destrukcją i ogłoszeniem końca świata z trąb jerychońskich...

Limitowaną wersję płyty otwiera świetna mroczna orkiestrowa, filmowa introdukcja "Descry", a po niej pojawia się ciężki "Bloodline Forfeit". Zwraca on uwagę brzmieniem, które jest jeszcze niżej strojone niż to, z "Quaterpast", całość jest także jeszcze bardziej melodyjna. Numer drugi (licząc bez intra) na płycie to "Burn Your Witches", utwór posiadający ponury klimat i doomowe tempo, ale także dość szybko przyspieszający. Mimo to, jak na death metal jest dość lekką propozycją, znacznie bardziej bliższą metalowi progresywnemu, aniżeli właśnie deathowi. Po nim następuje "Redemption - The Democracy Illusion", w którym interesująco wpleciono melodyjne, rozbudowane ciężkie riffy z orkiestrą czy mrocznymi tonami klawiszy, jednak stylistycznie wyraźnie słychać kontynuację debiutanckiego albumu, nie idzie się w nim dalej.

Jednym z najciekawszych utworów na tym albumie jest "Paladins of Deceit - National Security Extremism Pt. I", który charakteryzuje się równie rozbudowaną konstrukcją jak utwór poprzedni, a jego chóralne partie i klawiszowe dodatki świetnie uzupełniają ciężki gitarowy riff, pędzącą perkusję i wielowarstwowy wokal.. Fantastycznie wypada także "Lone Wolf", w który jest wolny, ciężki i melodyjny, ponownie z mocnym wykorzystaniem orkiestracji stanowiących mroczne tło do nisko strojonych riffów. na szóstej pozycji znalazł się "Devil in Disguise". To jeden z najmroczniejszych i także najciekawszych utworów na płycie, z dużą ilością zmian temp, mocnym riffingiem i charakterystycznym niderlandzkim podejściem do orkiestry. Po nim pojawia się trzyminutowe "Insano", będące czymś w rodzaju interludium, jakie znaleźć można było na płytach poprzednich. Akustyczny, z gościnnym udziałem Isaaca Delahaye, który także gra w Epice i świetnym żeńskim, przejmującym wokalem.

Kolejny, "Human Sacrifice" to powrót do ciężkiego łojenia, odnoszę również wrażenie, że to najcięższy kawałek na płycie. Przypomina trochę ostatnią płytę Legion of the Damned, choć znacznie bardziej zwrócono tutaj uwagę na bogate, orkiestrowe brzmienie, mocno podobne do tego, które charakteryzuje macierzysty zespół połowy składu, czyli Epikę. Równie udany jest "Enemies of Freedom" i następujący po nim "Capital Punishment". Zwłaszcza ten drugi, który wypada, jak na takie granie, przebojowo. Finałowy, "Faceless Spies - National Security Extremism Pt. II" także jest naprawdę dobry, rozbudowany, ciężki i przepełniony operowym klimatem. Mocno też nawiązujący  do stylistyki płyty poprzedniej, ale nieco ją rozwijający: świetna partia smyków na sam koniec - w tym momencie płyta się urywa, jakby miał to być zaledwie wstęp do kolejnego wydawnictwa.

Druga płyta Mayan, jest albumem przyjemnym, ale podobnie jak debiutancki krążek z 2011 niczym odkrywczym. W pomysłowy sposób połączono tutaj elementy symfoniczne z progresywnym death metalem i charakterystyczny dla niderlandzkich grup przepych. Słychać tutaj zarówno wpływy Epiki, jak i stricte death metalowych grup z tego państwa takich jak Legion of the Damned czy Asphyx. Ci, którzy czekają na nową Epikę, wielbiciele podobnego grania i ci, którym się debiut spodobał powinni po ten album sięgnąć, reszta może go sobie darować, choć wcale nie wykluczam, że i im się spodoba. Solidna robota jaką wykonano na tym albumie, nie wystarcza jednak, by był to album wybitny. Taki bowiem nie jest, a nawet uważam, że jest zdecydowanie słabszy od swojego poprzednika. Ocena: 7/10


1 komentarz: