piątek, 29 marca 2013

Symphonic Theater Of Dreams - A Symphonic Tribute to Dream Theater (2013)


Po długich zapowiedziach i z lekkim poślizgiem w marcu tego roku pojawił się album Symphonic Theater Of Dreams. Ten niezwykły projekt został założony przez dwudziestoczteroletniego obecnie Michała Mierzejewskiego - kompozytora muzyki klasycznej i autora opracowań utworów, między innymi na orkiestry symfoniczne i kameralne. A prywatnie wielkiego miłośnika twórczości Dream Theater. W dodatku Dream Theater projekt "pobłogosławił" i symfoniczny projekt stał się pierwszym tego typu oficjalnym hołdem dla Bogów progresywnego metalu...


Płyt z coverami Dream Theater na przestrzeni lat było dokładnie sześć, z czego cztery wydawnictwa miały w zestawie dwa krążki ("Tribute to Dream Theater: Sin City Dreams Go On", "Voices", płyta ludzi ukrywających się pod pseudonimami Pipo i Elo oraz zespołu Celestial Horizon z miejcsowości  Trzebinia). Na płyty "Sin City Dreams Go On" oraz "Voice", a także płytę zatytułowaną "Deja Vu" zaś złożyły się przeważnie zespoły z Ameryki Południowej, gdyż głównie oni są mistrzami coverowania DT. Powstał także hołd na orkiestrę smyczkową, a mianowicie zbiór utworów przerobionych przez The String Quartet. Jednak to projekt Michała Mierzejewskiego przykuł największą uwagę samego Dream Theater. Może z racji rozmachu z jakim Michał podjął się powierzonemu sobie samemu zadaniu, a może dlatego, że po raz pierwszy udało się zmienić ekstremalnie ciężkie i zaawansowane technicznie dźwięki DT i połączyć je z aranżacyjną lekkością muzyki klasycznej, a nie da się ukryć, że płyta The String Quartet była zaledwie namiastką tego, co można było z  niej wyciągnąć. Tej sztuki na pewno dokonał Mierzejewski ze swoją Sinfonietta Consonus i znamienitymi gośćmi. Siódmy płytowy hołd, ale i zdecydowanie najlepszy.

Ale zacznijmy od początku: Michał Mierzejewski założył razem ze studentami Akademii Muzycznej w Gdańsku orkiestrę Sinfonietta Consonus w październiku 2008 roku. W dwa lata później dołącza do grona studentów Akademii Muzycznej. W muzyce Dream Theater zakochał się znacznie wcześniej, bo w 2003 roku. W 2010 roku, postanowił zrealizować krótki symfoniczny utwór, który był hołdem dla DT, zrealizowany przy pomocy cyfrowej orkiestry. Rezultat swojej pracy umieścił na youtubie. Widoczny dla fanów DT zrzeszonych przy różnych forach internetowych został znaleziony i zalinkowany przez Mike'a Portnoya (byłego już perkusistę zespołu), który miał nawet napisać: "Wygląda na to, że będzie to bardzo epicki symfoniczny hołd dla DT". Marzenie przerodziło się w działania, razem z fanami wybrał utwory i zaczął je realizować. Projektem zainteresował się wówczas Jordan Rudess (obecny klawiszowiec DT - przypomnijmy, że od 1999 roku), który poprosił Michała o opisanie mu idei projektu i jego plany. Prace przy płycie rozpoczęto w listopadzie 2011 roku, a sesje nagraniowe odbyły się na przestrzeni ośmiu miesięcy (od stycznia do sierpnia 2012 roku podczas czterech sesji i w trzech studiach, w tym także gdyńskim Sounds Great Promotion Studio (Kuba Mańkowski razem z Janem Galbasem). Między czasie Mierzejewski miał okazję także współpracować z grupą Affector oraz Bad Salad.

Otwiera płytę uwertura "When Dream Come True" napisana specjalnie przez Michała Mierzejewskiego, dopiero po niej pojawiają się kompozycje oparte o utwory DT. Napisana w duchu symfonicznej uwertury do "Six Deegrees Of Inner Turbulence", przywodzącą jednak mocno wersję znaną z koncertu wydanego pod tytułem "Score". Fantastyczny, mroczny i filmowy finał zaś kojarzyć się może trochę z muzyką Johna Williamsa do "Gwiezdnych Wojen", a nawet z fragmentami "Scenes From the Memory: Metropolis Pt. II" czy "Octavarium". Drugim utworem, a pierwszym z repertuaru DT jest "Hell's Kitchen" z niedocenianej (i jak powszechnie wiadomo, mocno okrojonej w stosunku do wersji pierwotnie zrealizowanej) "Falling Into Infinity" z 1997 roku. Różni się ona od oryginału jedynie tym, że jest łagodniejsza, bardziej liryczna, i ponownie bardzo filmowa. I jest to jedyna na całej płycie interpretacja utworu instrumentalnego, w dodatku nieco dłuższa od wersji znanej z płyty.


Jednak to trzeci utwór, którego proces nagrywania można było śledzić na soundcloudzie STOD, dopiero daje popalić. "Sacrifcied Sons" z niesamowitego (i jednego z moich najbardziej ulubionych albumów DT) "Octavarium" w tej wersji to istny majstersztyk. Nieco krótszy od oryginału, bo pozbawiony przeglądu wiadomości ze świata, od razu pojawia się tutaj przepisany na smyczki majestatyczny klawiszowy wstęp Jordana Rudessa, który zyskał tutaj stosunkowo mroczny, jeszcze bardziej tajemniczy klimat. Fantastycznie wychodzi bardzo filmowo zrobiony pasaż, który w oryginale wybucha charakterystycznym szybkim riffingiem Petrucciego i linią basu Myunga, tutaj dodano sekcję dętą i mocno zaznaczono pociągnięcia smyczków. Jako czwarty numer pojawia się "Beneath the Surface", ballada która wieńczyła ostatnią płytę DT, a pierwszą z Mike'em Manginim przy perkusji, "A Dramatic Turn Of Events" z 2011 roku. Tutaj gościnnie na gitarze zagrał Daniel Fries z grupy Affector, w której grał między innymi u boku Jordana Rudessa, Dereka Sheriniana (byłego klawiszowca DT i już, niestety BCC). Co ciekawe na debiucie sprzed roku "Harmaggedon" zagrała z nim również Sinfonietta Consonus.

Po wyciszeniu nadchodzą dwie kolejne, bodaj najbardziej epickie kompozycje na tej niezwykłej płycie. Najpierw "The Ministry of Lost Souls", znany z "Systematic Chaos" z 2007 roku. Ponownie łagodniejsza od oryginału, ale gdy około ósmej minuty pojawiają się ostrzejsze, ciemniejsze pociągnięcia smyczków znów ma się wrażenia filmowe. Mi osobiście skojarzyło się z "Scherzo for Motorcycle and Orchestra" Williamsa z "Indiany Jonesa i Ostatniej Krucjaty", na art rock z kolei wskazano skojarzenia z muzyką do "Ojca Chrzestnego", nie do końca się z tym zgadzam, choć faktycznie wolniejsze, liryczne fragmenty trochę przywodzą na myśl słynny motyw. Po prostu fantastyczna interpretacja. Na finał zaś wstawiono końcową część z najdłuższej suity Dream Theater, czyli  "Six Deegres Of Inner Turbulence" z 2002 roku, która razem z pięcioma innymi utworami znalazła się na płycie pod tym samym tytułem. "Losing time/Grand Finale", bo o nim mowa, idealnie wieńczy tę płytę. Nieco krótsza od oryginału, bez mocniejszych uderzeń, ale udana.

Na pewno nie jest to płyta dla wszystkich. Osoby, które nie znają, lub co gorsza, nie lubią DT, na pewno po tę płytę nie sięgną. Ale już Ci, którzy DT uznają za jeden z najwspanialszych zespołów na świecie, a nawet wielbiciele muzyki klasycznej znajdą tutaj mnóstwo niesamowitych przeżyć estetycznych i dźwięków. Mierzejewski nie przesadził z długością albumu, bo trwa on niecałe czterdzieści pięć minut, przez to wydaje się on dość krótki, ale nie ma to znaczenia, gdyż zawsze można włączyć go od początku. Słychać w całości ogrom pracy w jaki włożył zarówno Michał, jak i jego orkiestra, zaproszeni goście i realizatorzy dźwięku.

Dodatkowym atutem jest też intrygująca okładka płyty, autorstwa Stephena van Baalena, który umieścił na niej niemal wszystkie charakterystyczne elementy z okładek płyt DT (Majesty logo, pustynię, fabrykę i obraz z "Awake", różę z "A Change of Seasons", lornetkę z "Falling Into Infinity", metalową kulę z "Octavarium" i mrówki z "Systematic Chaos"). Bardzo też daje ta płyta do pomyślunku, czy będzie ten projekt kontynuowany. Osobiście bardzo bym bowiem chciał usłyszeć takie orkiestrowe wersje "A Nightmare to Remember" (z "Black Clouds & Silver Linnings"), suitę "A Change of Seasons", a nawet któryś z utworów z zapomnianego już nieco debiutu DT, czyli "When Dream And Day Unite".
Kończąc, jest to płyta niezwykła i silnie polecana przede wszystkim zagorzałym wielbicielom Dream Theater, zwłaszcza tym, którzy z niecierpliwością wypatrują ich dwunastego krążka. Ocena: 9/10


Garść linków dla zainteresowanych: strona soundcloud STOD , strona facebook oraz strona oficjalna projektu.

4 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Dlatego nie 10/10 Dominiku, gdyż według mnie spokojnie mógł być dłuższy o ten jeden utwór, taki dłuższy i ostrzejszy, może z większym udziałem Daniela Friesa, bardziej wyraźną gitarą i większym udziałem mrocznych sekcji smyczkowych. Pod tym względem zabrakło mi punkta, może następnym razem? ;)

      Usuń
  2. "Na pewno nie jest to płyta dla wszystkich." Z przykrościa informuję, ze ja sie do nich zaliczam.... :/

    OdpowiedzUsuń