niedziela, 10 marca 2013

RXV: Budgie - In For the Kill (1974)



Napisał: Marcin Wójcik

Ostatnio czytając „Wprost” natknąłem się na artykuł o filmie dotyczącym Sixto Rodrigueza, niedocenianego w świecie muzyka, który zyskał wielką popularność w RPA. Autor próbował w nim obalić mity dotyczące artysty, podając także przykład Burke Shelley’a, lidera Budgie: Mit dziewiąty. przypadek Rodrigueza jest wyjątkowy. Nieprawda. Artystów, którzy mają podobną historię można mnożyć: Burke Shelley z walijskiego zespołu Budgie, która to grupa wśród krytyków uchodzi za jedną z najbardziej wpływowych w hisotrii ciężkiego rocka. W Polsce zyskała gigantyczną popularność. I właściwie tylko u nas. (...) Dziś Shelley jest po przebytej chorobie, żyje skromnie i sporadycznie występuje w pubach Cardiff, akompaniując innym lokalnym muzykom. Zainspirował mnie do napisania tekstu o największym sukcesie komercyjnym zespołu Budgie – płycie „In For The Kill!” z 1974 roku.


„In for The Kill” to czwarty album w dyskografii grupy i zawiera siedem utworów, ale tradycyjnie dla Walijczyków, większość z nich przekracza pięć minut („Zoom Club” trwa prawie dziesięć). Kompozycje są rozbudowane (utwory ‘dwa w jednym’ – całe Budgie) i energiczne. Fundamentem każdego z nich jest chwytliwy riff, rozbudowane partie gitary, charakterystyczny puls basu, mocne uderzenia bitu perkusji. Całości dopełnia wysoki głos Shelley’a i wyśpiewane przez niego historie, będące treścią ciekawych tekstów. 

 

Na początku drogi „Żądzy zabijania” (ang. In for the kill) zastajemy… utwór tytułowy. Wita nas stare, dobrze znane z trzech poprzednich płyt Budgie. Mamy tu typową dla nich kompozycję „dwa w jednym”, czyli dwa chwytliwe, dynamiczne riffy poprzedzone klasycznym, patrząc z perspektywy czasów współczesnych, wstępem opartym na przeciąganych dźwiękach - jękach wysoko podciąganych strun gitary. Brzmienie, jak zwykle genialne, co tu dużo mówić. Mimo zmiany perkusisty zespół nie stracił formy, ani charakterystycznego, wyżej wymienionego brzmienia. Tekst oczywiście jest niejasny, pełen przenośni trudnych w interpretacji. Oczywiście, jak w większości tekstów lidera pojawia się motyw kobiety, ale są też motywy standardowe dla tematyki poruszanej w ciężkim rocku, czy później metalu – umieranie, zabijanie. Mimo to osobiście odbieram przesłanie podobne do „Jestem Bogiem” hip-hopowej grupy Paktofonika. „Żądza zabijania” może tak naprawdę oznaczać wszechmoc… twardy orzech, długo można próbować go rozgryźć…
 

Numer dwa to „Crash Course In Brain Surgery” – jeden z moich ulubionych numerów nie tylko z tej płyty, ale ogólnie pojętej twórczości grupy. Opiera się na bardzo dynamicznym, „drogowym” riffie.  Mówi się, że ten utwór jest bardzo podobny do „Paranoid” Black Sabbath. Zgodzę się z tą tezą, ale „Crash Course…” jakoś bardziej do mnie przemawia. Może dlatego, że nie jest standardem jak „Paranoid”? Może dlatego, że to Budgie? Riff ten, moim zdaniem, idealnie pasuje do samochodu, jakiejś trasy. Kompozycja jako całość, jest jedną z najkrótszych na krążku i nie posiada solówki.
„In For The Kill!” to nie tylko hard rock i heavy metal.  Znajdziemy tu także coś bardziej lirycznego. Tak jak na poprzednich płytach, także i tutaj znalazła się kompozycja akustyczna. „Wondering What Everyone Knows” to spokojna, liryczna kompozycja z refleksyjnym tekstem. W tle pojawiają się bębny, które zastąpiły perkusję. Słychać także lekkie i ciche frazy gitary elektrycznej. Miło się go słucha.


Drugim takim numerem jest „Hammer And Tongs”. To ballada, o zabarwieniu bluesowym, na której końcu pojawia się standardowy rytm, oparty na bluesowej triadzie. Utwór brzmi głęboko i patetycznie, rozciąga się w czasie, ale nie czuje się znudzenia. O dziwo tekst nie jest patetyczny, to raczej strach przed gniewem kobiety, moim zdaniem, skrzywdzonej przez podmiot liryczny. Myślę, że każdy znalazł się, albo znajdzie w takiej „skowyczącej” sytuacji, nie tylko w sferze uczuciowej… Na koniec warto wspomnieć o „Running Away From My Soul”, klasycznej rock’n’rollowej kompozycji, „płynącej z duszy” jej twórców. Brzmi klasycznie, ale jak w przypadku rock’n’rolla słucha się go bardzo przyjemnie. Jest tu trochę zabawy napięciem, improwizacji na gitarze.

Za rok płyta skończy okrągłe czterdzieści lat. Mimo to, słucha się jej bardzo dobrze i liczę na to, że przyszłe pokolenia będą słuchały zarówno „In For The Kill” jak i innych albumów grupy. „In For the Kill” nie ma dla mnie aż takiej wartości jak „Never Turn Your Back On A Friend”, (poprzedni album, notabene uważany za największy sukces artystyczny grupy) czy wydany w 1975 roku „Bandolier”, od którego brzmienie zespołu zabarwiło się nieco funkiem. Znajdzie się parę dobrych numerów, całość trzyma poziom artystyczny jaki prezentowało Budgie. Myślę, że płyta jest jak najbardziej godna polecenia, tym bardziej, że można zastanowić się, co spowodowało jej sukces komercyjny…


Cytat za: Jacek Nizinkiewicz, Filmowe Kłamstwa [w:] Wprost, nr 10/2013, 4-10 marca



3 komentarze:

  1. Pan Piotr Rozbicki na Facebooku pisze tak: "O Budgie nigdy za wiele:) Mała uwaga -"Crash Course In Brain Surgery" / "Nude Disintegrating Parachutist Woman" (1971) to singiel i nagranie z 1971 roku. Z jednej strony skrócona Spadochroniarka, a z drugiej kawałek , który szerzej poznał świat w tej samej wersji na In For The Kill. Można też go spotkać na pierwszej płycie Budgie-wczesne wydanie USA na CD wytwórni Road Runner. Na perkusji w tym kawałku gra oczywiście Ray Phillips Pozdrawiam." - bardzo cenna i zaiste prawdziwa to uwaga. Dziękujemy i również pozdrawiamy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja najbardziej lubię "Young is a world".... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten o którym mówisz znajduje się na ich drugiej płycie "Squawk" z 1972. Może Marcin zdecyduje się kiedyś opisać i tą płytę. Ja, choć lubię, to nie jestem specjalistą od Budgie.

      Usuń