środa, 31 sierpnia 2011

Relacja po fińsku: Driller, Bob Malmström, Profane Omen (Rockz, 29 VIII 2011)


Jak mówi znane powiedzenie: Polak – Węgier dwa bratanki i do szabli i do szklanki. W przypadku koncertu, który odbył się w ostatni poniedziałek sierpnia (i zarazem wakacji) w gdyńskim Rockzie, należałoby jednak powiedzieć: Polak – Fin dwa bratanki i do grania i do szklanki. Rzadko też ma okazje się gościć w Polsce, a zwłaszcza w Trójmieście i w klubie innym niż Ucho, zespoły zagraniczne, zwłaszcza te nieznane szerokiej publiczności, młode i istniejące od niedawna. Grupy fińskie zagrały razem z gdyńskim Drillerem i był to ich jedyny występ w Polsce – wydarzenie zatem nietuzinkowe.
Zanim powiem jak przebiegł koncert i wyłuszczę swoje spostrzeżenia, należy powiedzieć słów kilka o naszych fińskich gościach, czyli o grupie Bob Malmström i zespole Profane Omen.

Ten pierwszy powstał w 2010 roku jako reakcja na standardy i system, zgodnie z założeniami punkowymi. Nie chodzi jednak muzykom o biedę, zło i jaki system jest niesprawiedliwy, a o założenia wypływające z czystej radości życia, pozytywnego myślenia i hedonizmu.
Czego życzą swoim potencjalnym słuchaczom i fanom? Niech deszcz Don Perignion leje się z nieba, piękne dziewczyny tańczą przed Wami, wypasione bryki mkną ulicami prowadzone przez Was, a nie obok Was, a dobra materialne nigdy się nie kończą. – czytamy na stronie internetowej. – Jesteśmy jedynymi i niekwestionowanymi twórcami i królami borgarcore („burżuazyjny” core – gatunek muzyczny będący odmianą muzyki core’owej wymyślony przez Finów propagujący hedonistyczny, wystawny i bogaty tryb życia, często nowobogacki).
Celem zespołu jest stworzenie lepszego jutra, takiego w którym każdy uśmiecha się, z byle powodu. Ten niezwykle radosny i spontaniczny zespół składa się z czterech pozytywnie zakręconych muzyków: wokalisty Carolusa Aminoffa, basisty Carla Johana Langenskiölda, gitarzysty Olofa Palména i perkusisty Wilhelma Wahlroosa. Ubierają się w eleganckie garnitury (gitarzysta i wokalista), basista wygląda jak kapitan superluksusowego statku pasażerskiego (z rodzaju tych, które przybijają od czasu do czasu do Nabrzeża Prezydenckiego) a perkusista nosi drogie spodnie i eleganckie sweterki. Wszyscy czterej zarażają optymizmem i nieskończoną energią i radością życia.

Drugi powstał w 1999 roku z inicjatywy gitarzysty Janne Tolonena, perkusisty Länä Varjola, basisty Jukka Keisala i gitarzysty Bönde Pöllänen. Do zespołu dołączył wokalista Jules Näveri. Grający melodyjny heavy metal zespół nagrał w 2000 roku demo zatytułowane po prostu „Profane Omen”, a pod koniec tego samego roku kolejne „Bittersweet Omen”. W tym samym czasie odchodzi z grupy Pöllänen, który zostaje zastąpiony przez Williami Kurki’ego.
Początek 2001 roku przynosi trzecie demo zatytułowane „Fuck the Beast”, również w tym roku pojawia się kolejne wydawnictwo „Load Of Lead”. Z końcem roku 2001 z grupy odchodzą fundatorzy Tolonen i Varloja, którzy zostali zastąpieni przez perkusistę Mika Tanttu i gitarzystę Anti Kokkonen’a. Latem 2002 roku wydają swój pierwszy oficjalny materiał – epkę „Label Of Black”. Latem 2003 roku dochodzi do kolejnej zmiany w składzie: odchodzi dotychczasowy basista, a jego miejsce zajmuje Tompa Saarenketo, a w 2005 zaś zespół rozstaje się z perkusistą Tanttu, którego zastąpił Samuli Mikkonen. W tym składzie grupa gra do dnia dzisiejszego.
W sierpniu 2006 roku zespół nagrywa swój debiutancki album „Beaten Into Submission”. W 2009 powstaje kolejny album „Inherit the Void, a w międzyczasie zostaje wydana kompilacja utworów z dymówek i epek pod zbiorczym tytułem „The Past”. Premiera trzeciego pełnowymiarowego krążka grupy Profane Omen „Destroy” według strony internetowej to 28 września.

Koncert? Ciekawa sprawa w sumie. Pierwszy grał „nasz” Driller. Jakiś czas temu dość mocno pojechałem po tym zespole i chyba trochę niesłusznie. Gdyby ktoś mnie zapytał jak zagrali chłopacy z Drillera na pewno nie powiedziałbym, że tak samo jak zawsze (w domyśle chujowo). To, co pokazali na tym koncercie przerasta po prostu wszelkie pojęcie. Ten zespół dopiero na tym koncercie brzmiał i to nie jak podrzędny, garażowy zespół, który dorwał się do grania, tylko jak czołg, który bezlitośnie miażdży na swojej drodze wszystko, co napotka.
Częściowo nagłośnieni sprzętem własnym, a częściowo fińskim pokazali chłopacy pełnię swoich możliwości. Pokazali też Finom, że my Polacy tez gramy zajebistą muzykę.
Perkusja grała, gitary grały, nawet wokal wypadł jakoś zupełnie inaczej, nader ciekawiej niż poprzednio. Utwory? Własne i covery, jak zawsze, ale zagrane ostrzej, ciężej i mocniej – i w dodatku bardzo przyjemnie dla ucha. Odtwórcze? Na pewno, ale podane świeżo i przystępnie – Driller to kapitalny zespół do rozkręcania towarzycha pod sceną, po prostu do świetnej zabawy i niepozbawiony energii.

Drugim zespołem, który zagrał tego wieczora był Bob Malmström. Występ, poprzedzony fińskim hymnem narodowym, rozpoczęły potężne uderzenia riffów gitarowych i łomot perkusji. Hedonistyczna i energetyczna muzyka Finów wlewała się do uszu świetnym (ewidentnie fińskim – niesamowitym, magicznym i klarownym) brzmieniem.
O czym były (i są) piosenki nie wiem, fińskiego nie znam, ale nawiązali (zwłaszcza fantastyczny, naturalnie growlujący i screamujący, wokalista) kapitalną interakcję z publicznością, zwłaszcza z tymi, którzy pod sceną oddawali się pogowaniu. Każdy utwór był krótko omówiony i przedstawiony, a my odpłacaliśmy uczeniem Finów „polskich” słów w rodzaju: „napierdalać” i „kurwa” – piękny przykład doprawdy. Carolus z nieukrywaną radością jednak wypowiadał słowo „kurwa”, a na „napierdalać” odpowiedział ze zdziwieniem łamaną angielszczyzną: Napierdalać? I don’t really know what does it mean, but all right. (Napierdalać? Naprawdę nie wiem, co mają te słowa oznaczać, ale niech będzie). I napierdalali równo, że aż miło. Niezwykle energetyczna i zaprawdę hedonistyczna dawka ciężkich brzmień Finów dobiegła końca (utwory króciuchne, ale intensywne). Bardzo sympatycznie się mi gadało z Carolusem i kupiłem nawet ich debiutancki album, składający się z trzech numerów i bagatela tylko ośmiu minut (! - pięknie wydana płytka z małą, ale równie intensywną dawką muzyki – pełnowymiarowa w każdym razie może nie jest, ale cieszy równie wspaniale jak koncert grupy i stanowi obok wspomnień super pamiątkę). Jako pierwsi mieliśmy też okazję usłyszeć najnowszy kawałek grupy "Tala svenska eller dö".

Jako trzeci, a zarazem ostatni wystąpił Profane Omen. Grający specyficzną mieszankę death, black, groove i thrash metalu zespół szczerze mówiąc nie powalił mnie. Brzmiał rewelacyjnie i to, co było grane również było bardzo przyjemne dla ucha, ale było kompletnie nie odkrywcze. Wszystko już gdzieś było. Nie, nie było nudne, tylko po prostu skądś znane.
Najbardziej podobał mi się wokal Julesa Näveri’ego, który dysponuje niezwykłą skalą głosu – od łagodnych, spokojnych i szeptanych wokaliz po najróżniejsze odmiany growlu i screamu. Również i on podchwycił w mig słowo „kurwa”, które nawet przetłumaczył na fiński (w słowniku znalazłem słowo „huora”, ale kumpel twierdzi, że to było coś na „p”).

Wieczór był to niezwykły i magiczny. Był to chyba jeden z najwspanialszych koncertów w moim życiu, a na pewno jeden z najlepszych w tym roku. Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie Driller. Ten zespół tak właśnie powinien brzmieć i życzę im, aby dobrą tendencję udało się utrzymać (a obawiam się, że na kolejnym koncercie znów wyjdzie słabizna). Strasznie mnie denerwuje jednak zielone światło i dym, jakim Driller okrasza swoje występy - kompletnie nic nie widać, ale skoro to część scenicznego wizerunku, niech będzie. Zainteresował i poraził Bob Malmström, Profane Omen z kolei nie, ale nie pozostawił jakiś totalnie negatywnych wrażeń. Oba są warte uwagi dla wszystkich ciekawych nie tyle nowości, ile kolejnych świetnych zespołów z mroźnej Skandynawii. Ja jednak pewnie z niecierpliwością będę śledził karierę Malmströma.
Zadziwił mnie też fakt, że w tak małym klubie jakim jest Rockz, w którym zwykle jest tak marny dźwięk, wszystko brzmiało potężnie i soczyście. Kapitalnie też z klimatem, a zwłaszcza z twórczością Profane Omen współgrały powieszone na ścianach intrygujące, mroczne prace malarskie.
Cóż jeszcze? Więcej takich fantastycznych koncertów, więcej niespodzianek w postaci zespołów z zza granicy (nie tylko z północy) i jeśli w Rockzie, to tylko tak nagłośnionych, jak w ów deszczowy, mroczny, ale i radosny poniedziałek.

Wypowiedzi w tłumaczeniu własnym. Jeśli słowa są zmienione, ogólny sens został zachowany.

1 komentarz:

  1. Słowo na "P" Perkele :). Często nie zgadzam się z Twoimi recenzjami ale muszę przyznać, że masz lekkie pióro i naprawdę świetny styl. Dzięki za pozytywną opinię.
    pozdrówka
    Marcin Driller

    OdpowiedzUsuń