poniedziałek, 17 stycznia 2011

Recenzja: Trupwzsypie - Intymne życie pantofelka


Trupwzsypie – Intymne życie pantofelka                       8,5/10
         

Twórczość Trupawzsypie to trudny orzech do zgryzienia. Nie jest to twórczość łatwa, a na pewno nie dla każdego odbiorcy. W każdym razie nie dla zwykłego zjadacza chleba, powiedzmy takiego Kowalskiego czy Nowaka. Nic z tych rzeczy. Nie znajdziemy tu ciężkich riffów, melodii czy chwytliwych refrenów. Nie ma tu miejsca dla skomplikowanych struktur czy wirtuozerskich popisów. Najważniejsze jest to, że muzyków nie ma, jest tylko jeden muzyk, a twórczość nie mieści się w kategoriach żadnych szerzej znanych gatunków. Na pewno nie jest to jazz, rock, a co dopiero metal. Nie jest to też, chwała Bogu, hip-hop ani rap.
Jest to muzyka eksperymentalna, minimalistyczna. Nie znajdziemy, więc tutaj, jak zauważyłem już wcześniej, niczego, co zbliżyłoby ją do popularnej radiowej sieczki czy mniej lub bardziej konkretnego grania. Nie oznacza to jednak, że muzyka Trupawzsypie nie jest konkretna. Bo wbrew pozorom jest bardzo konkretna - ale po kolei.
                Muzyka gdańskiego artysty Trupawzsypie to zbiór najrozmaitszych dźwięków, zarówno żywych instrumentów, jak i tych niemających kompletnie niczego wspólnego z tradycyjnie pojętą muzyką. Mamy więc dźwięki zbierane po mieście, w domu i wszędzie tam gdzie było coś na tyle ciekawego by to zarejestrować, a następnie twórczo wykorzystać. Z takiego konglomeratu dźwięków i doświadczeń muzycznych, z pozornego bezładu i chaosu wyłania się muzyczna opowieść, którą snuje artysta. We wcześniejszych utworach mieliśmy więc dźwięki takie jak stukanie odtwarzającego projektora filmowego dawnego typu, fragmenty filmów noir, szczekanie psa nagranego na osiedlu czy odgłosy rodem z przychodni lekarskiej. Tutaj jest podobnie, jednak tu tworzą one całość, nie są jedynie zbiorem pozornie niepasujących do siebie elementów. Bo Intymne życie pantofelka to concept album w pełni tego słowa znaczeniu.
Ta netlabelowa, czyli z założenia bardzo krótka płyta, zabiera nas w niesamowitą podróż w głąb… no właśnie… w głąb czego?
               
                Pierwszy utwór na płycie to Zapoznanie. Składający się jedynie z pisku mikrofonu i wirującej pralki wstęp zwiastuje, ze nie będzie to spotkanie z łatwym materiałem. Pojawienie się oddalonego gwizdu starej lokomotywy i kurantowego zegara obok dźwięków jakby rozkładających sprzęty robotników, uświadamia słuchaczowi początek opowieści.
Drugi utwór Człowiek podobny do nikogo składa się z szumów i klimatycznych, jakby narastających dźwięków przypominających cymbałki, kończący utwór cytat z polskiego filmu Salto wrzuca nas w wir rozedrganego życia uczuciowego bohaterów opowieści.
Kolacja kontynuuje poprzedni utwór. Mamy tutaj ukochane przez poetę Mirona Białoszewskiego szumy, zlepy i ciągi. Przy tym utworze pochłonąwszy kolację razem z pierwotniakami zaczynamy odpływać w kontrolowaną pustkę, zatapiamy się coraz głębiej i głębiej w umyśle, jak w psychoanalitycznym transie. Powoli zamykamy oczy…
Czwarty utwór zatytułowany Sytuacja komunikacyjna jest równie powolny, wyłaniający się z pustki jak poprzedni, ale jednocześnie jest mroczny, a ascetyczne uderzenia instrumentów perkusyjnych fantastycznie oddają trudy poruszania i niebezpieczeństwa, jakie czyhają na nieostrożnych przechodniów.
Spacer wśród wodorostów to wyciszony i przesterowany dźwięk szumiącego morza połączonego z ładną, klimatyczną partią klawiszową. Przywodzi to na myśl soundtrack z filmu Man of Aran napisany w 2009 roku przez brytyjską formację postrockową British Sea Power.
Najdłuższy, szósty utwór pod tytułem Zmysłowość, znów zaczyna się od przesterowanych dźwięków mikrofonu, jakiś uderzeń i wibracji. Tytuł przywodzi na myśl Mickiewiczowską balladę Romantyczność, ale jest dużo ciekawiej. Zaczyna powoli narastać i na mrocznym, stłumionym tle pojawia się charakterystyczny głos znany z dokumentalnych filmów, które zapamiętaliśmy z lekcji biologii. Czy kiedykolwiek zastanawialiście się nad niesamowitymi epitetami i metaforyką tekstu czytanego przez lektora?
Jeśli nie, słuchając tego utworu, jest ku temu świetna okazja. Na twarzy pojawia się uśmiech.
Następnie wraz z pierwotniakami płyniemy do Ogrodów fruktowych. Mamy przed oczami lasy raf koralowych, tańczące fitoplanktony i kolejną refleksję wyciętą ze starego polskiego filmu. Otwieramy oczy: czas na Pożegnanie. Orkiestrowy, stłumiony utwór prawdopodobnie przedstawia odejście bohatera, jego śmierć. Wracamy do pisku mikrofonu i tykania zegara. Pozostawione po zakończeniu utworu wiolonczelowe uczucie smutku szybko zamienia się w melancholię i filozoficzną refleksję: kim jesteśmy, dokąd zmierzamy. Już…

Jest to płyta dla osób poszukujących w muzyce refleksji i wyciszenia. Dla tych, którzy mają dosyć sztampowych piosenek o miłości czy bezmyślnej łupanki.
A przede wszystkich dla tych, którzy odczuwają muzykę na gruncie zmysłowym, egzystencjalnym, zatapiają się w dźwiękach i na poły drzemiąc, wyobrażają sobie historię snutą przez muzykę. W wypadku tej płyty – zatapiamy się w muzyce ascetycznej, czasami nawet aż za bardzo…
                Choć paradoksalnie jest to płyta bardzo krótka, to nie jest też, jak już wielokrotnie podkreśliłem, łatwa: osiem utworów i niecałe dwadzieścia trzy minuty muzyki to wędrówka ciężka dla zwykłych ludzi. Bo żeby przejść przez całość trzeba być pozytywnie zakręconym, trzeba potrafić wejść w sfery zarezerwowane dla latających w zupełnie innych światach – w swoich transcendentalnych przemyśleniach i odczuciach. Latających wokół spraw i przeżyć głębszych. Należy bowiem zauważyć, że niewiele osób potrafi pilotować w takich miejscach. Niektórzy nie posiadają nawet licencji na takie loty.
A na pewno niewiele osób potrafi pilotować muzyką i dyrygować najprostszymi środkami wyrazu, tak jak Trupwzsypie, by potrafiły one tak mocno uderzyć w sedno i wyrazić niewyrażalne za pomocą dysharmonii i zdekonstrualizowanej nieomal do granic możliwości puli dźwięków.
Warto zwrócić uwagę na to wydawnictwo i na bardzo obiecującego artystę. Obszary wokół których się obraca to przestrzeń. Przestrzeń szeroko pojęta, ale zwłaszcza ta znajdująca się poza sferą myślenia: mistyczna, mityczna i dyskursywna. W jego muzykę się wchodzi z trudem, ale jeszcze ciężej z niej wyjść. Można się zakochać lub odrzucić.
Ale w obu przypadkach nie ma odwrotu, będzie wracać bez końca, jak rzucony od niechcenia bumerang…

1 komentarz:

  1. Rewelacyjny teledysk do jednego z utworów:

    http://trupwzsypie.wordpress.com/2011/05/05/dla-oka-i-ucha/

    Polecam!

    OdpowiedzUsuń