wtorek, 2 lipca 2019

5 pytań do Lastryko: Szlaki zostały przetarte


W połowie marca odbył się trzeci koncert promujący patronacką płytę „Gdynia 1988-2018” wydaną przez Muzeum Miasta Gdyni, podczas którego można było usłyszeć Lastryko oraz Nową Ziemię 2. Koncerty dobiegły już końca, ale zostały nam jeszcze wywiady, które przeleżały trochę czasu, ale dzięki temu część z nich będzie zaktualizowana o nowe ciekawe informacje. W tej odsłonie „5 pytań do...” cofniemy się zatem w czasie do marca i do naszej rozmowy z Lastryko. Z perkusistą Jackiem Reznerem oraz gitarzystą Arturem Bieszke rozmawiamy nie tylko o „Gdyni”, bo również o ich najnowszej płycie „Tętno Pulsu” i między innymi o trasie koncertowej po Litwie, Łotwie i Estonii, którą chłopaki wówczas mieli odbyć, a tymczasem zdążyli ją już zagrać w dniach 22 – 26 maja...

Lupus: Od premiery oryginalnej „Gdyni” minęło 30 lat. Jak postrzegacie tamtą płytę i scenę, czy da się ją według Was przyrównać do sceny współczesnej?

Jacek Rezner: Myślę, że ciężko ją przyrównać do współczesnej, bo po prostu 30 lat temu był zupełnie inny klimat w Polsce i w Trójmieście. Co prawda 30 lat temu nas albo nie było, albo byliśmy z a młodzi żeby pamiętać, jednak swoje wnioski wyciągam z tego, jakie zmiany obserwuje w ostatnim czasie.

Artur Bieszke: Dużo jest takich praktycznych aspektów, które istnieją obecnie. Wtedy był dużo trudniejszy dostęp do muzyki, dużo mniejszy był dostęp do sprzętów..

JR: Ludzie chyba wtedy mieli większe ciśnienie na granie...

AB: Większe?

JR: Wiesz, ja też mam sporo ciśnienia na granie, ale jak sobie wyobrażam tamte czasy, kiedyś ludzie grali chyba więcej, bo nie mieli nic innego do roboty, bo co mogli tak naprawdę robić? Nie było facebooka, nie było Netflixa [śmiech] A tak na serio to jednak 30 lat w Trójmieście zrobiły swoje. Muzyka poszła przecież w zupełnie innym kierunku w stosunku do tego, co było. Jakość, jeżeli chodzi o instrumenty, oraz sam warsztat muzyczny bardzo poszedł do przodu. Świadczy o tym fakt, że są zespoły z lokalnej sceny, które znajdują uznanie na zachodzie, czy w ogóle zagranicą. Grają na światowych festiwalach, wydają w legendarnych wytwórniach. Kiedyś można było co najwyżej o tym pomarzyć. Co nie zmienia faktu, że mocno doceniam to jaka kiedyś była muzyka. Mimo braków warsztatowych czy sprzętowych, muzyka miała w sobie dużą dozę szczerości oraz emocjonalności. Słuchając nagrań sprzed 30 lat, faktycznie można poczuć klimat tamtej epoki, a nawet przenieść się w czasie. Dla mnie ma to bardzo dużo znaczenie.

L: Wybraliście utwór „Frontline” z repertuaru Rocka's Delight. Czemu akurat ten, ile zostało w nim Rocka's Delight, a ile jest Was?

JR: Z tym numerem było tak, że bardzo późno zabraliśmy się za wybranie numeru. Był jeden z ostatnich numerów, który został. Wojtek [Lacki, basista Lastryko – przyp. red.] miał ochotę go zrobić, miał na niego wizję.

Artur Bieszke
AB: On miał zupełnie inną wizję, niż my. Chciał go zrobić w inną stronę...

JR: Generalnie od razu wiedzieliśmy, że to utwór w zupełnie nie naszym klimacie czy stylu. Nie będę ukrywał, że nie jesteśmy fanami polskiego reaggae. Nie mam na myśli, że całe polskie reaggae jest nie fajne, bo zdarzają się perełki. Jak już wiedzieliśmy, że ten numer będziemy robić to dążyliśmy do tego, aby zachować w nim element oryginału – w tym wypadku został wokal, a resztę zmieniliśmy zupełnie na inną modłę, bliższą naszej twórczości. To był nasz pierwszy cover i uważam, że to była ciekawa przygoda. Niestety zabraliśmy się za niego późno i działaliśmy pod wpływem presji. Zrobiliśmy go na zajawce, podczas sesji nagraniowej płyty. Zostaliśmy po godzinach w studiu, pracowaliśmy w nocy, po całodniowym nagrywaniu. Teraz wiem, że jakbyśmy mieli jeszcze kiedyś zrobić cover, to sami wyjdziemy z taką inicjatywą. Na pewno dało nam to obraz, jak się do takich rzeczy zabierać.

AB: Samo nagranie zrobiliśmy w Porażynie pod Poznaniem przy okazji nagrywania ścieżek na drugą płytę, która tam powoli się robi. Dla mnie to była ciekawa przygoda zrobić coś takiego trochę obok.

L: Jak dołączyliście do tego projektu?

JR: Goran [Michał Miegoń – przyp. red.] do nas napisał...

AB: Trójmiasto to jest jedna wielka grupa znajomych, więc nie było trudno dowiedzieć się o tym.

JR: Goran to równy gość i chyba nas trochę lubi, na pewno muzycznie [śmiech], a personalnie to się dość dobrze znamy. Zaprosił nas, a my stwierdziliśmy, że to jest bardzo spoko idea...

AB: Bardzo nam miło, że mogliśmy wziąć udział w tym projekcie i że jesteśmy uważani za jakąś część trójmiejskiej sceny.

L: Jakie plany na najbliższą przyszłość ma Lastryko – koncerty, nowa płyta? Coś zdaje się wczoraj wypuściliście?

JR: Trochę wcześniej, niż wczoraj, bo we wtorek [12 marca – przyp. red.]. Wypuściliśmy pierwszy numer z naszego najnowszego wydawnictwa. 25 marca wydajemy cały [cały album dostępny na bandcamp i youtube – przyp. red], nie wiem czy możemy to nazwać albumem, czy bardziej sesją improwizacyjną. Nagraliśmy to wiosną zeszłego roku bez jakiegoś dużego przygotowania i chcieliśmy zrobić to na zupełnym luzie i z nowym podejściem do naszej twórczości. Jednocześnie pracowaliśmy dużo nad nowym materiałem, nad którym dalej pracujemy i który ukaże się jak go już dobrze przygotujemy. W międzyczasie chcieliśmy w ramach takiego eksperymentu, nagrać kilka improwizacji, wybrać te które są fajne i zobaczyć jak to będzie brzmiało. Udało się nam to zrobić w studiu Jana Galbasa, miksował i masterował nas Mateusz Danek. Jesteśmy bardzo zadowoleni z uzyskanego efektu. Miało być bez spiny, że trzeba tę drugą płytę już zrobić, bo w branży jest taki klimat, że druga płyta to w ogóle jest najcięższa...

Jacek Rezner
L: Nie zawsze...

JR: Może inaczej, nie że najcięższa, w sensie muzycznym, tylko że jest duża presja żeby wydać szybko drugą płytę, bo są oczekiwania samych muzyków, może nawet jakiś ludzi, którzy słuchają kapeli [śmiech]. Postanowiliśmy się w ogóle nie stresować i właśnie na zasadzie eksperymentu, nagraliśmy improwizacje kompletnie na świeżo. Sami jesteśmy ciekawi, czy komuś się to spodoba czy nie. Mamy też pewne plany koncertowe, o które mocno zabiegał ostatnio Wojtek i bardzo fajnie mu to wyszło. W kwietniu gramy w Gorzowie, Wrocławiu i Szczecinie, a później jedziemy do krajów bałtyckich – zagramy w Wilnie, Kownie, Tartu, Rydze i Tallinie. Już rok temu mieliśmy okazję tam grać i wyszło bardzo fajnie, chcieliśmy powtórzyć taką akcję.

AB: Szlaki zostały przetarte, także teraz idziemy po naszych śladach z zeszłego roku także mamy nadzieję, że zajdziemy nimi jeszcze dalej.

L: Na „Tętno Pulsu”, czyli właśnie Waszej płycie eksperymentalnej z improwizacjami zagrał także Maciej Szkudlarek. Wystąpił także podczas koncertu promującego „Gdynię”, więc można powiedzieć że staliście się kwartetem. Ile wniósł Szkudlarek do Waszego brzmienia i projektu?

JR: Bardzo dużo. Mieliśmy już pierwsze podchody rok temu, żeby grać ze sobą. Zespołowo zgadaliśmy się dopiero od początku tego roku, wcześniej była to opcja na luzie. Teraz znalazł więcej czasu, gra z nami jako pełnoprawny członek naszego zespołu. Na chwilę obecną, jesteśmy jeszcze na etapie zgrywania się, ale już czujemy, że wnosi do naszej muzyki sporo nowości. Maciej ma bardzo dobry zmysł aranżacyjny, jest zdolnym muzykiem! .

L: Świetnie. Trzymam zatem kciuki. Ostatnie pytanie do Was zaś brzmi: dokąd zawiezie Was trolejbus?

AB: Do pracy... albo do Tallina!

JR: Tak naprawdę to nie wiem, sami jesteśmy ciekawi dokąd nas zawiezie. Nie mamy jakiś dużych oczekiwań, jesteśmy opcja „hej przygoda”, więc jakby się pojawił taki trolejbus to wsiadamy i mam nadzieję, że ją przeżyjemy. [śmiech]

L: Takiego trolejbusa Wam życzę. Dzięki za wywiad!

Zdęcia własne. Kopiowanie zdjęć bez zgody zabronione. Więcej zdjęć na naszym facebooku.  

Wywiad jest częścią cyklu 5 pytań do... przeprowadzanych w ramach koncertów promujących płytę "Gdynia 1988-2018", które zakończyły się 7 czerwca. 

Wywiadów jednak jeszcze będzie kilka w niedługim czasie. Stay Unleashed!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz