wtorek, 16 lipca 2019

Bastard Disco - China Shipping (2019)


Uwaga! Statek z wybuchowym towarem na pokładzie!

Zostaliście ostrzeżeni, ale pomału - wpierw parę słów wyjaśnienia, co to za grupa, bo prawdopodobnie widzicie nazwę po raz pierwszy. Niechaj nie zmyli Was też tytuł ich drugiego krążka - nie pochodzą z Chin. To Polacy, kwartet prosto z naszej stolicy. Chłopaki otwarcie mówią o inspiracjach alternatywną sceną lat 90tych, począwszy od grunge, przez alternatywny rock tamtych czasów na długo przed ekspansją indie, aż po metalowo-hardcore'owe wycieczki. Pośród nich wymieniają choćby Fugazi, Quicksand, Smashing Pumpkins, Sonic Youth czy Pixies, a ja dodam jeszcze Dinosaur Jr. Taką mieszanką chłopaki wystartowali w 2015 roku i następnie debiutanckim "Warsaw Wasted Youth" w 2017 roku, który przy okazji poznawania najnowszej, przesłuchałem zaledwie parę dni temu - i to jeden z tych debiutów, który nie tylko świetnie rokuje, ale też autentycznie zagryza i prosi o ponowne puszczenie. Panów jako się rzekło, jest czterech: na gitarze Kamil Fejfer, na perkusji Marek Kamiński, na basie gra Paweł Cholewa, a przy mikrofonie stoi Yuri Kasianenko. "China Shipping", choć na pokładzie ewidentnie ma kontenerów znacznie więcej, w wersji płytowej oferuje spojrzenie i odsłuch dziewięciu kontenerów. Sprawdźmy zatem, co dobrego się w nich znalazło.

Kontener pierwszy to "Sophia", być może jest to nawet nazwa samego statku. Wyłania się on niepokojącym surowym riffem, dość leniwym tempem, ale jednocześnie pełnym zadziorności i melodyjności i lekkich naleciałościach progresywnego grania, których w tych gatunkach w minimalnym stopniu nigdy nie brakowało. Kontener drugi nosi nazwę "Future Crimes", który wita równie surowym riffem i nieco tylko szybszą motoryką i tymi charakterystycznymi naleciałościami alternatywy z lat 90tych - o lekkim, chwytliwym, ale stosunkowo chłodnym brzmieniu, pełnym luzu, a jednocześnie jakiegoś żalu do świata. Naprawdę bardzo dobre i idealne pod względem czasu trwania. W trzecim kontenerze spotykamy wędrowca w czasie, czyli "Time Traveller"  - bo taki właśnie nosi tytuł. Te najtisowe chłodne brzmienia brzmią tutaj niezwykle świeżo, dziarsko i nowocześnie zarazem. Kawałek fajnie się rozkręca do stosunkowo szybkich obrotów w którym dużą rolę odgrywają surowe, motoryczne riffy i perkusja raz po raz przyspieszająca lub budująca lekko duszną atmosferę. Podróż w czasie o jakiej wiele zespołów i to do tego zagranicznych moze tylko pomarzyć! Z punkową zadziornością wpadamy na kolejny kontener, czyli do utworu "Clear!" który pędzi na łeb na szyję i znakomicie sprawdzi się na każdym terenie i w każdym pojeździe, nawet jeśli tym pojazdem będzie wyłącznie nasza kanapa lub fotel przy biurku.

Chłopaki w porcie. Jak widać: gotowi do rozładunku! (fot. Piotr Szewczyk)




Kontener piąty to "Shining Confidence" który udowadnia, że chłopaki mają swoje inspiracje opanowane w małym palcu, bo zwalniamy i niezwykle klimatycznie budują w nim atmosferę. Jest lekko, przejrzyście, a jednocześnie niepokojąco, bo ostrości w tym kawałku też występują, ale przez cały czas kapitalnie są osadzone na chłodnych relacjach między sobą, niemal szczątkowej melodyce, ścianowości i tym specyficznym grunge'owo-alterntywnym znudzeniem, które często budowało niezwykłe brzmienie tego grania właśnie w latach 90tych. Kontener szósty okupuje "Ministry of Self-Defence" i wraca tutaj zadziorność, zdecydowanie bardziej agresywne riffowanie, punkowa ekspresja i ta cudowna surowość oraz spontaniczność, której próżno szukać w większości współczesnych kapel. Tak, to już było, ale jeśli jest tak podane to poproszę więcej z pieczątką tegoż Ministerstwa i zaniosę innym! A, chwileczkę przecież właśnie to robię! Kontener siódmy swoim tytułem zdaje się odnosić do postaci Jacka Ryana z powieści Toma Clancy'ego, bo nosi tytuł "Game of Patriots". Świetny, rozwijający się zimno falowy początek i niepokojące wejście wokalu, a następnie znakomite rozpędzenie w którym najważniejsza jest motoryka riffu i budowanie napięcia, a dopiero potem melodia, a właściwie jej brak, do momentu gdy chłopaki pozwalają sobie na pachnące nieco progreswynie rozbudowanie motywów w drugiej połowie kawałka, ale bez szarżowania, technicznych popisów, a jedynie kapitalnym budowaniem gęstej atmosfery, aż do zerwania. Przedostatni kontener, zatytułowany "Sink or Swim" wraca do lżejszych, bardziej leniwych zagrań i ponownie jest fantastycznie. To taki kawałek, który gdyby powstał w latach 90tych, a panowie nie byli Polakami, byłby na ustach wielu i mógłby być wskazywany jako jeden z najważniejszych numerów swojego gatunku, a nawet epoki. I mówię to całkowicie poważnie. Ostatni kontener, chyba przekornie został zatytułowany "B-side Son" - tytułem sugeruje bowiem, że to taki jakby bonus z sesji, który właściwie powinien się znaleźć na jakimś singlu albo epce z remiksami wydanej pół roku po premierze płyty. Nic bardziej mylnego, bo czeka nas z kolei powrót do szybkiego, wżerającego się w głowę riffowania, punkowej zadziorności i agresji kapitalnie łagodzonej czystym i bardzo sprawnym wokalem Yuriego. A kiedy wybrzmi, to bez wahania włączamy całą płytę od początku.

Ocena: Pełnia
Ten wypełniony po brzegi niebezpiecznym ładunkiem kontenerowiec dziarsko sunący samym środkiem okładki trwa zaledwie pół godziny, ale może to być jedno z najlepszych trzydziestu minut jakie usłyszycie w tym roku, zwłaszcza gdy mówimy o polskiej muzie. To podróż sentymentalna do czasów niesłusznie dawno minionych, kiedy życie było prostsze a podwórka pełne dzieciaków, które na takiej muzie wyrastały. Do tego podana z niesamowitym polotem, radością i szacunkiem do źródeł, brzmiąca jakby była wyrwana z tamtych lat, a zarazem bardzo współczesna - na przekór modom i trendom, zupełnie tak samo jak parę dni wcześniej pisałem o krakowskim WAVS. Bastard Disco daje się poznać nie jako stracony potencjał czy użalanie się nad przeszłością, ale jako niezatapialny kontenerowiec, który z impetem wpłynie nie do portu, a prosto do Waszego pokoju z głośników i głośnym trąbieniem ogłosi swoje przybycie. Made In China? Nie, in Poland! A kontenerów z dobrą muzą jak widać starczy dla każdego, także nie wstydźcie się i słuchajcie, bo naprawdę warto!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz