poniedziałek, 16 lipca 2018

Muzyczna Biblioteka: Magdalena Grzebałkowska - Komeda. Osobiste Życie Jazzu















To nie jest książka tylko o Komedzie, czy też raczej Krzysztofie Trzcińskim. I bardzo dobrze. To opowieść o jazzie w Polsce w której Grzebałkowska opowiada o jednym z najwybitniejszych polskich jazzmanów, bada zależności i analizuje jego skomplikowane życie. W tej odsłonie Muzycznej Biblioteki sprawdzamy dla kogo jest ta książka i czy autorka biografii rodziny Beksińskich z takim samym polotem potrafi mówić o muzyce, zwłaszcza tak trudnej jak jazz i w specyficznym wydaniu Komedy...

Przyznam się, że właściwie nie znam twórczości Trzcińskiego, bardziej znanego pod pseudonimem artystycznym Komeda. Wiem kim był i do jakich filmów pisał muzykę, wydaje się niemożliwe nie znać słynnego i przejmującego motywu do filmu Romana Polańskiego "Dziecko Rosemary", czy niezwykłego "Astigmatic". Wiedziałem, że zmarł młodo, ale szczegółów jego życia nie znałem i nie miałem parcia by poznać, bo nie ukrywam że tego typu jazz jaki Komeda uprawiał nigdy nie należał do moich ulubionych, a i specjalnie w polskie wydanie tego gatunku się nie zgłębiałem. Po książkę Grzebałkowskiej sięgnęłem jednak z zaciekawieniem, nie tyle postacią Trzcińskiego, ale także faktem, że autorka nie napisała biografii. Na próżno szukać tutaj hagiograficznego opisywania życia Komedy od momentu narodzin aż do śmierci, czy dokładnych opisów jego kolejnych sukcesów czy porażek, czy twórczości. Magdalena Grzebałkowska podeszła do tematu w zupełnie inny, przyznam, że według mnie nie oczywisty, sposób. Komeda jest tylko punktem wyjścia, swoistym pretekstem, by opisać środowisko jazzowe w Polsce po II Wojnie Światowej, a dopiero na tym tle osadza historię życia muzyka.

Pozycja jest napisana przede wszystkim z perspektywy dziennikarskiej, a całość jest rozbudowanym reportażem o tym, co zostało po Komedzie, zwłaszcza w chwili gdy coraz mniej osób mogło z autorką na temat muzyka rozmawiać. Podkreślając że niektóre osoby odeszły zanim zdołała do nich dotrzeć by porozmawiać, a sam obraz Komedy wyłaniał się powoli podczas osiemdziesięciu dwóch spotkań jakie przeprowadziła z ludźmi żyjącymi w tamtym czasie, znającymi Trzcińskiego lub z nim pracujących. To książka zdecydowanie o charakterze badawczym, poznawczym i retrospektywnym, ale bynajmniej nie została napisana suchym, zachowawczym tonem. Grzebałkowska ma sprawny, lekki styl dzięki czemu książkę czyta się stosunkowo szybko i przyjemnie, nie jest też tak że autorka żongluje suchymi faktami czy próbuje interpretować wypowiedzi pod jakąś obraną przez siebie tezę, którą próbuje udowodnić. Nie to jest celem "Komedy". Z jednej strony jest to bowiem opowieść o Trzcińskim jako zwykłym człowieku w niezwykłych czasach, szerokim kontekście artystycznym, kulturowym i społecznym, a dopiero na samym końcu o Komedzie jako muzyku i twórcy. Nie bawi się też Grzebałkowska w wartościowanie lub potępiania zachowań muzyka, nie snuje własnych kontrowersyjnych komentarzy ani nie próbuje pisać mu hagiograficznej laurki. Jest rzetelnie i sprawnie, a przez to interesująco. W moim odczuciu wręcz jest to książka, która powinna być przyczynkiem do głębszej analizy polskiego jazzu z lat 60 tych, postaci jaką był Komeda i całej jego twórczości, czego mam nadzieję się doczekamy.

Po "Komedę" warto sięgnąć będąc nie tylko wielbicielem jazzu, jak i Komedy, ale także ze względu na bardzo dobry warsztat pisarski Grzebałkowskiej. Autorka nie zdecydowała się na zwykłą biografię, a wielowarstwowy portret człowieka i muzyka, dzięki czemu podobnie jak w przypadku jej wcześniejszej książki o Beksińskich skłania do przemyśleń nie tyle o twórcy, ale także nas samych o człowieczeństwie jako takim. To kawał ciekawej i dobrze napisanej literatury faktu w której nie ma miejsce na snucie teorii, lanie wody ani niepotrzebne komentarze. Dodatkowo książkę uzupełniają liczne zdjęcia, także z najwcześniejszych lat życia Trzcińskiego, a mi przez całą lekturę towarzyszyło uczucie, że gdyby ktoś zdecydował się zrobić film o muzyku to rolę Komedy powinien otrzymać... Tom Holland. Nie jestem jednak pewien, czy obraz filmowy byłby tak fascynujący jak książka Magdaleny Grzebałkowskiej i skłaniająca do własnego śledztwa, choćby tylko muzycznego, odnośnie muzyka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz