czwartek, 4 grudnia 2014

Przed Premierą: R.O.I - Ragdoll EP (2014)



Napisała: Milena "Lady Stoner" Barysz

Udało mi się przedpremierowo zdobyć „Ragdoll” - debiutancki album EP warszawskiej formacji R.O.I. Zainaugurowali go sowitym łomotem, pokazując, że nie są jakimś kolejnym metalowym zespołem. Pokazują jak się debiutuje; pokazują, że to nie są żarty. 

Perkusja została nagrana w Sound Studio. Dowodził temu Marian Lach. Gitary i wokale nagrano w Sounds Great Promotion Studio pod opieką Kuby Mańkowskiego i Jana Galbasa. Tam też został zrobiony mix i mastering albumy – nad czym piecze obiją Kuba Mańkowski.  Anna Helena Szymborska jest autorką komiksowej okładki. Obrazuje ona ciemny pokój dziecięcy, przedstawiony  z perspektywy uchylonych drzwi. W środku widać porozrzucane zabawki, szmacianą lalkę, rozprutego pluszowego misia – pokazującego środkowy palec (!). Na podłodze widnieje cień dziewczynki, stojącej w drzwiach. Rewers natomiast, przedstawia członków zespołu, gdzieś nocą, być może na nowojorskiej ulicy. Wszyscy są uzbrojeni. I tak od lewej: Wstał zza garów, pałki zamienił na dwa sztylety i jest gotowy… na wszystko – Mateusz „Werbel” Badacz. Piotr „Pastor” Ćwiek – z basisty stał się ulicznym drwalem, gitarę bowiem zamienił na toporek. Żeby przekonać resztę o swoim wokalnym talencie Osama „Shake” Al-Rumaihi potrzebuje dwóch argumentów. I tak je dzierży jednego glocka w jednej, a drugiego glocka w  drugiej dłoni. Ostrzejsze od gitarowych solówek Krzysztofa „Levego” Lewandowskiego jest tylko ninjato, z którym to widzimy go na tyłach okładki.  Solidnie uzbrojeni atakują albumem i z całą pewnością bronią przed złośliwymi recenzentami. Sprawdźmy czy obie rzeczy robią skutecznie.

Cała historia zaczyna się tytułowym – „Ragdoll”. Bardzo mocno uderzające, ostre rozpoczęcie albumu. Jest ciężko, ale jednocześnie szybko. W partie gitarowe wpleciono bluesowe opóźnienia. Jednym z trafnych określeń może być - głośno tupiący metal z zabawowym rock’n’rollem. Końcówka utworu, rozpieszcza słuchacza, melodyjną gitarą i serią perkusyjnych blastów. „Must be”, to najbardziej chwytliwy i wpadający w ucho kawałek. Już po pierwszych taktach mamy świadomość, że pozostanie w głowie na dłużej. I bardzo dobrze, bo jest warty zapamiętania. Do tego dużo thrash metalowych brzmień gitarowych, zabawa tempem i wzmocnione zakończenie. Trzeszczące basowe wejście, to tylko początek znakomitości jakie szykuje namMy reflection”.

Dalej następuje odpalenie lontu perkusją i zostaje odsłonięte stonerowe oblicze albumu. Perkusja jest nieco doomowa, gitara przybiera bluesowy aranż, bas nadaje ciężkości. Leniwe, a jednak z przytupem - południowo amerykańskie wokale dopieszczają i idealnie wykańczają utwór. Słuchając tej pozycji zapominamy co się działo do tej pory, teraz czas na wybuchy, eksplozje, a wreszcie bluesowo - rockowe zgliszcza. Riot, to przede wszystkim rytmiczny wstęp. Tak jak w reszcie utworów, zostaje utrzymana melodyjna ciężkość. Następuje prezentacja fantastycznej gry perkusisty. Zaskakująca zmiana tempa i aranżu całości utworu, wyrywa z krzeseł. Zmusza do opętańczego machania głową. Solidne uderzenie ale za razem tajemnicze wejście – to czego można się spodziewać poHomeworld”. Zawrotnie szybkie tempo i szeroki wachlarz wokali, od śpiewu przez scream, aż po growl - kończąc na śpiewie. Najszybszy i najbardziej krzykliwy utwór. Jednocześnie zachowujący rockową radość. Ostatnia pozycja to melodyjne spokojne wejście, które prowadzi do bardzo mocnego uderzenia. Ciężkie gitary poprowadzone pod delikatnie bluesowy aranż. Utwór nosi tytuł „War” i faktycznie brzmi jak na wojnie, jakby spadały bomby.  Trzymające w niepokoju instrumentalne solo – zwiastujące wybuch, tak naprawdę kończy płytę. Pozostawia jednak uczucie niedosytu. 

"Ragdoll" to jedna z lepszych płyt jakie słyszałam w tym roku, choć wielu z Was będzie musiała poczekać jeszcze trzy miesiące. Stylistyczna mieszkanka, elementy zaskoczenia, ciężkie brzmienie, fantastyczny wokal, doświadczenie i perfekcjonizm muzyków. Największym minusem tego albumu jest to, że jest za krótki. Kiedy będę miała swój własny egzemplarz albumu, zajmie on miejsce zaraz obok „Blood Mantra” Decapitated i „Devil’s Share” Corruption. Kawał bardzo dobrej roboty. Płyta, która ma bardzo duże szanse zostać dobrym kumplem wielu z Was -  a przede wszystkim miłośników mocnego, konkretnego uderzenia. Ocena:5/5

Premierę płyty przewidziano na 6 grudnia. Płytę można posłuchać na Spotify zespołu!

3 komentarze:

  1. Fajnie mieć coś przedpremierowo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda! Będzie więcej takich przedpremierowych recenzji! Już wkrótce, ale jeszcze w grudniu na przykład, będzie płyta która pojawi się dopiero na początku 2015 roku! :)

      Usuń
  2. Levy inteligentnie łoi ;-)

    OdpowiedzUsuń