poniedziałek, 5 maja 2014

Insomnium - Shadows Of The Dying Sun (2014)



Finowie z Insomnium na szczęście nie wydają nowego albumu każdego roku, przez co w ich melodyjnym death metalu słychać świeżość i oddech, choć wcale odkrywczy nie są. Jeden z ciekawszych obecnie tego typu zespołów, łączący w klasycznej formule death metalu, melodyjność i elementy mrocznej progresji spod znaku Opeth, właśnie zrealizowali swój szósty album.

Podobnie jak dwa poprzednie albumy, "Across the Dark" z 2009 i "One For Sorrrow" z 2011 roku, także i najnowszy poprzedziła epka zawierająca nie tylko zapowiedź nowego albumu, ale także stanowiąca jego uzupełnienie i integralną część. W tym wypadku, "Ephemeral" pojawił się we wrześniu 2013 roku i zawierał utwór tytułowy oraz trzy instrumentalne kompozycje o łącznym czasie niespełna dwunastu minut. Tym razem pełnometrażowy album nie wyszedł jesienią tego samego roku, a wiosną następnego, konkretniej, 28 kwietnia. Niechaj nie będzie to mylące, granie Finów nadal jest mroczne, ciężkie i zdecydowanie jesienne, po prostu tym razem pojawił się wcześniej.

Insomnium to także jeden z tych zespołów, które wydają albumy utrzymane na tym samym, dobrym poziomie, nigdy nie schodząc poniżej oczekiwań, nie sprzedając bubla. Nawet jeśli, "One For Sorrow" sprzed trzech lat był zdecydowanie słabszy od swoich poprzedników, nie można było bowiem powiedzieć, żeby był zły czy nudny. Jak zatem przedstawia się najnowszy?

Niemal post-rockowy początek "The Primeval Dark" płytę otwiera i dopiero po chwili całość się zaostrza w progresywnym szlifie. Niestety na dość ciekawej warstwie muzycznej growl Niilo Sevänena wypada blado i nijako. Płynne i melodyjne przejście do utworu "While We Sleep", w którym znów warstwa muzyczna jest ciekawsza od wokalu, czysta partia Ville Frimana za bardzo przypomina wokale wyjęte z jakiegoś emometalu, przynajmniej tu growl jest wyraźniejszy i bardziej pasuje do kompozycji. Nie zmienia to jednak faktu, że wypada dużo gorzej niż na poprzednich płytach grupy. Następujący po finałowym wyciszeniu "Revelation" rozpoczyna się ostrzej i melodyjniej. Dobrze wypada wokal, który nadal wydaje się być znacznie łagodniejszy od tego z wcześniejszych płyt, miłym akcentem jest też lekkie nawiązanie do linii gotycko-industrialnych. Nie sposób się jednak oprzeć wrażeniu, że lepiej by to wszystko brzmiałoby w wersji instrumentalnej oraz, że wszystko się już gdzieś słyszało.

Płynnie przechodzimy do łagodnego początku "Black Heart Rebellion", który po kilku sekundach rozpędza się w black metalowy sposób: szybką perkusją i shoegaze'owym szumem gitar. Później jednak jest to samo co zwykle w Insomnium, znacznie lżej i z dużą ilością melodycznych zagrywek.
Kolejny "Lose to Night" otwiera klimatyczna ściana gitar i krocząca perkusja, ponownie pojawia się wokal przywodzący na myśl industriale, ciekawie zestawione z partiami czystymi. Tylko czemu pachnie to tanim popem? "Collapsing Words" rozpoczyna się szybko i melodyjnie po klawiszowym wyciszeniu numeru poprzedniego. Niestety także szósty numer jest jakby parodią, bo brzmi tak jakby panowie z Insomnium postanowili być jak Dethklok, w którym sama muzyka była parodią gatunku.

Słabiutko wypada też udający balladę niemal w całości akustyczny "The River", kopiujący liryczne zapędy Opeth. "Ephemeral" znany już z epki, w tak zwanej albumowej wersji ma głębsze i cięższe brzmienie i jest bodajże jedynym dobrym numerem, choć niestety wokal mocno mnie tutaj drażnił. Zdecydowanie zbyt łagodnym, choć oryginalnie poprowadzonym wokalnie (niemal shogeae'owe szepty) jest numer kolejny "The Promethean Song".  Numer tytułowy znalazł się na ostatnim miejscu i obok "Ephemeral" tak naprawdę jest jedynym wartym uwagi numerem. Drugą dodatkową płytę otwiera "Out to the Sea". Kawałek ma znacznie bliżej do pierwszych albumów Finów, jest melodyjny, szybki i gęstą atmosferę. trzy kolejne to znane już z epki akustyczne instrumentale, które są naprawdę dobre, ale brakuje w nich mocniejszego rozwinięcia. Są jak niedokończone szkice, nie wnoszą nic do tego albumu i znacznie lepiej wypadały na epce.

Insomnium przeżywa chyba poważny kryzys. Najnowszy album choć nie nudzi i słucha się go przyjemnie jest przeraźliwie wręcz słaby. Brakuje w nim mocy, ciekawych rozwiązań melodycznych, ma się poczucie silnego deja vu. Jest nawet słabszy od swojego poprzednika, nawet tytuł zdaje się być symboliczny. Słońce, które dotąd świeciło jasno nad fińskimi death metalowcami gaśnie i gdyby chociaż oznaczało to, że schodzą jeszcze bardziej w mrok, zaostrzają swój styl, niestety oznacza tylko poważny zastój i pustkę, nie niosącą już za sobą nic co by porwało na dłużej, oznacza najsłabszy album jaki został wydany pod tym szyldem - szkoda.

Ocena (płyty podstawowej): 6/10
Ocena (płyty dodatkowej): 3/5
Ocena ogólna: 6/10


2 komentarze:

  1. Póki co tylko raz słuchałem nowego Insomnium, ale już wiem, że nieprędko zapuszczę go po raz drugi. Właśnie jego największą bolączką jest ciągnąca się w nieskończoność nuda. Zdecydowanie lepiej wrócić chociażby do "Across the Dark".

    OdpowiedzUsuń