poniedziałek, 15 lipca 2013

Wydział Filmowy V: 10 LAT Star Wars - Knights Of the Old Republic

Okładka "Knights of Old Republic"
 Uwaga! Artykuł zawiera spoilery dotyczące fabuły i rozgrywki w grze!

15 lipca 2003 roku pojawiła się jedna z najlepszych gier komputerowych, jakie kiedykolwiek powstały. "Knights of the Old Republic" nie tylko przenosiła w czasy znacznie odleglejsze niż te znane z filmów, nie tylko stała się częścią kanonu rozszerzonego uniwersum, ale przede wszystkim dała światu i fanom jednego z najlepszych bohaterów ze świata "Star Wars" jaki kiedykolwiek został wymyślony: Revana - bohatera, zdrajcę, zdobywcę, złoczyńcę i zbawcę, upadłego Jedi i nawróconego ze ścieżki Ciemnej Strony Mocy Sitha. Od tego czasu minęło dziesięć lat, a gra właściwie wcale się nie zestarzała...


Należy jednak nadmienić, że tak naprawdę tamtego dnia gra pojawiła się na platformie Xbox, a dopiero w cztery miesiące później w wersji na komputery stacjonarne, W polskich sklepach gra pojawiła się jednak dopiero 18 grudnia tego samego roku. Co ciekawe, pod koniec maja 2013 roku  niespodziewanie pojawiała się na tablety iPad firmy Apple (nad konwersją bowiem pracowało studio Aspyr). Nie zmienia to też jednak faktu, że w tym właśnie roku mija dokładnie 10 lat od gry, uznawanej przez fanów "Star Wars" za najlepszą grę osadzoną w uniwersum. Mimo, że nie należę do graczy pochłaniających każdą wydaną rzecz na każdej możliwej platformie, w swoim życiu miałem okazję zagrać w kilka gier komputerowych, w tym właśnie, w pierwszego "KotORa", a później także w jej drugą część "The Sith Lords". W sieciową kontynuację gry "The Old Republic", która została zrealizowana pod koniec 2011, jednakże nie miałem już okazji grać. Tu, skupimy się na pierwszej części gry, a w niedalekiej przyszłości, nie wykluczam powstania tekstu o jej drugiej odsłonie.

W pierwszym "KotORze" mamy przede wszystkim kapitalną historię, która przenosi nas do roku 3956 przed pamiętną z filmu Bitwy o Yavin. Wojna z Mandalorianami dobiegła końca, Revan - Jedi i bohater Republiki, powraca z niej jako Sith. Razem ze swoim uczniem Malakiem, odkrył tajemnicze Gwiezdne Mapy, prowadzące do prastarej Gwiezdnej Kuźni - przesiąkniętej ciemną stroną stacji kosmicznej starożytnego imperium Rakatan. Jego celem było bowiem opanowanie i przygotowanie Republiki do odparcia nadchodzącego zagrożenia ze strony Prawdziwych Sithów. Jedi postanowili wysłać specjalny oddział, w którego skład wchodziła Bastila Shan, aby pochwycił on oraz unieszkodliwił przywódcę Sithów, Dartha Revana. Ten zdradzony, a następnie ostrzelany przez Malaka, został uratowany przez Bastilę Shan. Revan utracił pamięć, a sprowadzony przed oblicze Rady Jedi, nadano mu nową tożsamość. Mieli nadzieję, że pomoże im pokonać swojego byłego ucznia, który teraz objął kontrolę nad flotą Sithów.

Okładka soundtracku
Do samej gry i moich wrażeń jeszcze wrócimy, bo najbardziej interesującą sprawą, z racji tematyki bloga, jest muzyka, jaka znalazła się w grze. Tę stworzył Jeremy Soule. Urodzony w 1975 roku w Keokuk, w stanie Iowa kompozytor znany jest z tego, że całą muzykę tworzy z pomocą komputerów, a jego aranże symfoniczne ciężko odróżnić od tych należących do prawdziwej orkiestry. Był twórcą muzyki między innymi do serii gier "Elder Scrolls" czy gier komputerowych na bazie filmów o "Harrym Potterze". Na potrzeby "KotORa" stworzył pięćdziesiąt utworów i pięćdziesiąt cztery muzyczne przerywniki do tak zwanych "cutscenes", co dało najdłuższy wówczas soundtrack w historii "Gwiezdnych Wojen", a także gier komputerowych, o łącznym czasie dziewięćdziesięciu minut (o ile się nie mylę, rekord ten został ostatnio pobity przez soundtrack do "Elder Scrolls V: Skyrim" tego samego kompozytora). Soule uczestniczył też przy realizacji muzyki do "The Sith Lords", gdzie głównym kompozytorem został Mark Griskey (który tworzył także muzykę do obu części "The Force Unleashed") oraz przy grze "Star Wars: Bounty Hunter" z Jango Fettem w roli głównej, a wprowadzające w kwestię jego werbunku przez Lorda Tyrannusa, szerzej znanego jak Hrabia Dooku.

Płytę otwiera krótki motyw znany z menu gry, a następnie klasyczny motyw Williamsa otwierający każdy film, który płynnie przechodzi w dźwięki muzyki połączone z odgłosami bitwy nad Endar Spire. Po nim zaś kolejnym utworem jest świetnie zaaranżowany nowy, bardzo charakterystyczny motyw przewodni dla Starej Republiki. Trochę pachnący oryginalnymi dźwiękami Williamsa wydaje się być utwór "Taris Upper City", podobnie jest w "Apartments". Bardzo dobry jest też mroczny motyw dla Sithów, który pojawia w różnych miejscach rozgrywki. Bardzo intrygujący jest numer z kantyny Javyara, który nawiązuje zarówno do muzyki Figrin D'ana (z kantyny w Mos Eisley), jak i do twórczości Maxa Rebo (niebieskiego słonia z Pałacu Jabby), ale wykorzystuje także nowe, elektroniczne patenty. Podobna muzyka rozbrzmiewa przy partiach paazaka, które gracz może rozegrać z różnymi szulerami swoją postacią, czyli Revanem. Niezwykły też jest motyw napisany dla najważniejszej kobiecej postaci w grze, czyli dla Bastili Shan, który także w pewien sposób nawiązuje do muzyki Williamsa, ale nie kopiuje bynajmniej w nim Soule znanych już fragmentów.
Wykorzystuje za to znane "imperialne motywy" we fragmentach, jak na przykład w numerze "Inside the Sith Base" czy motyw rodziny Skywalkerów, gdy bohaterowie przybywają na Dantooine, do enklawy Jedi. W ciekawy sposób wykorzystuje też Soule harfę w motywie napisanym dla akademii Jedi.

W ogóle fragmenty z Dantooine, należą do do małych arcydziełek muzycznych, są niezwykle charakterystyczne, a słuchając tej muzyki poza grą, od razu ma się przed oczami każdy fragment rozgrywki. Bardzo charakterystycznym fragmentem jest bogato zaaranżowany motyw dla Mandalorian, których w tej grze nie brakuje. Soule wykorzystuje też chóry i etniczne dźwięki jak na przykład we fragmencie z jaskini Kinrathów czy w czasie pojedynku ze starożytnymi droidami bojowymi w ruinach czy we fragmentach z Anchorchead na Tatooine. Etniczne perkusjonalia i fleciki dominują z kolei we fragmentach napisanych dla Tuskenów, kojarzyć się nawet mogą delikatnie z tymi, które Williams napisał na potrzeby drugiego epizodu. Równie charakterystyczny jest także wykorzystujący etniczne wstawki fragment napisany dla planety Kashyyk, czyli ojczyzny Wookiech.
Fantastycznie, mrocznie i dość tajemniczo wypadają dźwięki ze świątyni Sithów na Korribanie. Jednym z najbardziej charakterystycznych motywów jest też świetny utwór napisany dla Dartha Malaka. Oczywiście jak w grze można dokonywać wyboru pomiędzy Jasną i Ciemną Stroną Mocy, tak i dla odpowiednich zakończeń Soule napisał osobne muzyczne motywy. Ten, który znalazł się na płycie to "Evil Ending". Najpierw mroczny wstęp, a następnie Williamsowskie fanfary wieńczące każdy film w trakcie napisów. Gdy te wybrzmią płynnie pojawia się repryza motywu Bastili Shan, a a także nawiązania do motywu rodziny Skywalkerów, te zaś przechodzą w motyw Starej Republiki napisany przez Soule'a. Płytę wieńczy także zakończenie właściwe, czyli po Jasnej stronie. Najpierw fragment z fety na cześć bohaterskiego Revana i jego grupy uderzeniowej, a następnie ponownie Williamsowskie fanfary i powtórzenie motywu Bastili Shan i Starej Republiki.

Darth Malak i Darth Revan

Do zagrania w pierwszego, a później także drugiego, namówił mnie mój dobry kolega MaKaB, który prowadzi bloga Silva Rerum na platformie Gameplay, a od czasu do czasu pisze także i dla mnie. Od tamtego czasu jedynkę przeszedłem kilka razy, choć powinienem kilkanaście, a wydaną pod koniec 2011 roku książkę "Revan" Drew Karpyshyna obowiązkowo kupiłem, w oryginale. Obecnie ponownie przechodzę grę z dostawionym modem i znów sięgnąłem po książkę o Revanie. To właśnie on, a nie Darth Vader czy Han Solo (których naturalnie też się lubi), obok Boby Fett jest moją ulubioną postacią. Jest tak z prostego powodu: jego postać nie jest jednoznaczna, a przy każdej rozgrywce zawsze czymś zostajemy zaskoczeni.

Dziś kiedy mija dziesięć lat od stworzenia tej gry, a technologia znacząco poszła do przodu chciałoby się powiedzieć, że jest to ramota. Tak nie jest. Nawet dziś ta gra niemal nic się nie zestarzała, ani nie straciła na zainteresowaniu, o czym świadczy multiplayerowa kontynuacja "The Old Republic" i cała seria książkowa z trylogią o Banie i powieścią o Reavnie Karpyshyna na czele. Oczywiście, widać, że w pewnym stopniu animacja czy ruchy postaci wydają się być nieco archaiczne w stosunku do tego, co można zobaczyć na przykład w najnowszym "Grand Theft Auto V", ale moim zdaniem to nie to, jak zrobiona jest gra i czy się zestarzała czy nie, a to, jaki jest  jej klimat, opowieść w niej przedstawiona, jak również zarysowanie poszczególnych postaci i to nawet drugoplanowych czy trzecioplanowych w najmniejszych szczegółach działa na jej korzyść, często bowiem w nowych grach dalsze plany są zaledwie zarysowane. Także jeśli spojrzeć na oryginalny, angielski dubbing gry, trzeba bowiem przyznać, że głos Jennifer Hale w roli Bastili Shan, podobnie jak jej postać nie daje o sobie zapomnieć. Jest po prostu perfekcyjny.

Nawet dziś, ta gra nie nudzi, nawet jeśli przeszło się ją już kilka razy, a lokacje, teksty i ruchy zna na pamięć. Wydaję mi się, że rzadko kiedy zdarza się taka gra, która cieszyłaby się zainteresowaniem mimo upływu czasu, a nawet niestety widocznej zmiany w polityce menadżerów Lucasfilm. Teraz, kiedy za dwa lata ma pojawić się nie tylko siódmy epizod filmowych "Gwiezdnych Wojen", ale także spin-offy serii, nawet najwięksi sceptycy spekulują, że kiedyś powstanie film na motywach gier i książki Karpyshyna opowiadający o Revanie. Nie ukrywam, że i ja do nich należę. Byłoby to piękne i niesamowite ujrzeć właśnie tę historię na dużym ekranie, bez rodziny Skywalkerów, infantylnych misiów Ewoków czy Jar Jar "Przepraszam, że żyję" Binksa. Nawet grafika, choć oczywiście blado wypadająca przy obecnych możliwościach, nie pozostawia nadal złych wrażeń. Przynajmniej u takiego laika jak ja, Ci co grają częściej i znają się na mankamentach grafiki i często opisują jakie coś jest słabe i nie robiące wrażenia, na pewno by mnie poprawili i zaraz wytknęli mój straszliwy błąd odnośnie jakości tejże w odniesieniu do czasu obecnego. Ale  nie oto chodzi. Na tle innych gier z tamtych lat zdecydowanie "KotOR" nadal się broni pod tym względem i to jest jego spory plus.

Wracając jednak do gry i do muzyki do niej stworzonej, trzeba zauważyć, że w samej grze muzyka nie wypada jakoś szczególnie. Nie wbija się w pamięć, ale na pewno mocno buduje klimat, zwłaszcza w sekwencjach pojedynków czy bitew, a także w filmowych przerywnikach w opowieści. Poza nią nie wypada tragicznie, choć Ci, którzy nie znają tej gry (są tacy?) mogą poczuć się lekko skonfundowani. Nie widząc poszczególnych scen, postaci czy sekwencji, nie przeżywając gry przy słuchaniu muzyki do niej, będzie może i przyjemnym doznaniem słuchowym, ale dla naszej wyobraźni i pamięci pożywką nie będzie. Żeby go słuchać, trzeba znać tę historię w całości. Doświadczyć jej osobiście. Świetnie sprawdza się też muzyka Soule'a jako uzupełnienie przy lekturze powieści Karpyshyna. I jest to jej dodatkowa zaleta.

Za kolejne dziesięć lat pierwszy "KotOR" na pewno zapomniany nie zostanie, ale włąśnie wtedy będzie znacznie bardziej przestarzały, aniżeli obecnie, choć na pewno nie pod względem historii, rozgrywki czy klimatu. Być może doczekamy się z tej okazji, może nie zaniechanej trzeciej części, którą zastąpiła sieciowa "The Old Republic", ale wspomnianego filmu. Albo nawet całej serii osadzonej w odległych czasach Starej Republiki? Kto by nie chciał zobaczyć filmu o Banie? Albo właśnie o Revanie? Schodząc jednak na ziemię, nie pozostaje mi nic innego jak polecić te grę wszystkim tym, którzy z jakiś powodów jeszcze w nią nie grali, bo jest to pozycja naprawdę warta uwagi, nie tylko w uniwersum Star Wars, ale także dziś, jest podobnym fenomenem growym jak Duke Nukem czy Wolfenstein 3d za swoich czasów.

Ocena gry: 10/10
Ocena muzyki w grze: 7/10
Ocena muzyki poza grą: 7/10
Ocena ogólna: 8/10













4 komentarze:

  1. Naprawdę solidna recenzja. Soundtrack z pewnością nie jest genialny, ale Soule dokonał przede wszystkim jednej ważnej rzeczy. Zachował klimat Gwiezdnych Wojen, nie małpując Williamsa, a jedynie inspirując się nim. Za to należą mu się wielkie brawa.

    Polemizowałbym z oceną muzyki w grze. Oceniłbym ją na 8/10. Sam zauważyłeś, że sprawdza się jako tło, a to w moim odczuciu pozwala dać ósemkę.

    PS. Miło mi, że wspomniałeś o mnie :).

    OdpowiedzUsuń
  2. A moja ulubioną postacią z Gwiezdnych Wojen jest Fi Skirata. :) uwielbiam zwłaszcza jego poczucie humoru :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat ARC Republic Commando to nie ta gra, ale spoko. W niedalekiej przyszłości być może będzie też o muzyce z gry "Republic Commando". I miło wiedzieć, że nawet Ty w jakimś stopniu interesujesz się "Star Wars" ;)

      Usuń
    2. ja mam fioła na punkcie Star wars :))))
      aczkolwiek z grami mam mało wspólnego - Fi znam z książek Republic Commando :)))
      w gry gram na stronie Star Warsów najwyżej. ostatnio latałam na odrzutowym plecaku i to juz lekko przekraczało moje mozliwości. ;p

      Usuń