Zeszłoroczny, ale wpisujący się w tegoroczny trend udanych płyt progresywnych. W dodatku to kolejny polski zespół, który nie ukrywa swoich inspiracji znanym już za granicą warszawskim Riverside, a także mogącym swobodnie z nim konkurować. Odnoszę nawet wrażenie, że drugi album grupy Retrospective przeszedł, podobnie jak znakomity album Padre, trochę bez echa...
Pochodząca z Leszna grupa Retrospective wydała dotychczas trzy płyty: debiutancką epkę "Spectrum of Green Morning" w 2007 roku, pełnometrażowy album "Stolen Thoughts" zrealizowany w rok później oraz "Lost In Perception", którym się zajmiemy. Najpierw jednak kilka słów należy napisać o dwóch poprzednich albumach grupy. Na epce, na której znalazło się sześć utworów o łącznym czasie około trzydziestu sześciu minut dało się usłyszeć wyraźne inspiracje Riverside (i już wtedy ścisłą klasyką taką jak Rush czy Marillion), nie tylko w konstrukcji kompozycji, napięcia, ale także wokalu. Nie zabrakło także na nim bardzo ciekawego instrumentalnego utworu "Wake Up In the Zoo". Na pierwszej pełnometrażowej płycie poszli krok dalej. Nadal słychać było na niej inspirację Riverside, ale wyraźniej zaczęły się tez rysować elementy własnej tożsamości. Był to materiał dość zachowawczy w formie, nie odkrywający niczego nowego, ale słuchało się go naprawdę dobrze ("Sitting In The Red Train" nadal robi wrażenie). Bardzo ciekawie wypadało łączenie się poszczególnych kawałków ze sobą, jak na przykład te wprowadzające do bardzo dobrego "It's Time To Grow Up". Najnowszy zaś, przede wszystkim jest bardziej dopracowany brzmieniowo. Znacząco rozwinął się też wokal Jakuba Roszaka, który jakby mocniej zaczął mi się kojarzyć z Robertem Amirianem (znanym z Collage czy Satellite), a muzycznie z kolei zaczęło też intensywniej pachnieć Areną i Pendragonem.
Drugi album Retrospective jest przede wszystkim dojrzalszy i mocniejszy. Kapitalny jest początek i finał otwierającego płytę numeru "The End of the Winter Lethargy", równie mocny jest "Huge Black Hole" z przejmującą końcową partią klawiszy. Następujące po nim spokojniejsze utwory "Egoist" i "Lunch" nigdzie się nie spieszą, delikatnie szurają. W drugim fantastycznie wypada partia wokalna Beaty Łagody, grającej na klawiszach. Po nich kolejne niespieszne tempo w utworze "Our Story Is Beginning Now", by cięższymi i ciemniejszymi dźwiękami uderzyć w "Tomorrow Will Change" trochę mogącym kojarzyć się z Riverside. Bardzo podobny do niego jest "Musical Land", który choć nieco wolniejszy zawiera ciekawy ostrzejszy fragment. Kolejnym udanym, dość przebojowym, utworem jest "Ocean of a Little Thoughts". Finałowy, dziewiąty utwór to najmocniej rozbudowany, ponad dziesięciominutowy "Swallow the Green Tones" z przestrzennym wejściem nawiązującym do Pink Floyd, mrocznym pochodowym tempem w rozwinięciu i ciekawym przyspieszeniem od połowy kawałka, pulsującym, drapieżnym choć nadal trochę za łagodnie potraktowanym.
Brzmienie płyty jest solidne, pełne i zdecydowanie cieszące ucho, brakuje jednak czasem kompozycjom drapieżności, która jakby była trochę wytłumiona, a szkoda. To samo dotyczy także konstrukcji utworów, które są jak najbardziej spójne i pełne, ale wyraźnie w nich słychać, że te fragmenty, które mogłyby zostać rozbudowane, gdzie mogłyby być puszczone wodze fantazji, a muzycy mogliby wyszaleć się trochę dłużej bez udziału wokalisty są ucinane, jakby w obawie, że dłuższa forma mogłaby zniechęcić słuchaczy. A w tej muzyce, nawet przy krótszych utworach, potrzebne jest też miejsce dla muzyków, nie mogą być jedynie tłem dla wokalisty. Mocną stroną jest też zdecydowanie grafika na okładce, jak i te, które znalazły się w książeczce. Wizja dwóch małych chłopców otoczonych umarłymi duszami i cieniami, nawet takich o twarzach zakrytych ptasimi maskami niczym z czasów epidemii czarnej śmierci, jest cokolwiek przerażająca. Dzieci w tym wieku jeszcze nie do końca zdają sobie sprawę ze zła jakie je otacza, tymczasem oni prawdopodobnie już wiedzą. Naprawdę mocne.
Podsumowując, albumu słucha się przyjemnie i bez znużenia, ale brakuje w nim energii, większego zaangażowania i fragmentów, w którym muzycy pokazaliby na co ich stać. Nie ma też wątpliwości, że Retrospective jest zespołem bardzo interesującym, ale do takiego Riverside jeszcze sporo brakuje. Oczywiście, nie chodzi o oto, żeby mieliby być ich kopią, czy kopią kogokolwiek, a udowadniają, że są w stanie zbudować własną tożsamość, ale muszą zrzucić zachowawczość, pozwolić swojej muzyce żyć. Ocena: 8/10
Drugi album Retrospective jest przede wszystkim dojrzalszy i mocniejszy. Kapitalny jest początek i finał otwierającego płytę numeru "The End of the Winter Lethargy", równie mocny jest "Huge Black Hole" z przejmującą końcową partią klawiszy. Następujące po nim spokojniejsze utwory "Egoist" i "Lunch" nigdzie się nie spieszą, delikatnie szurają. W drugim fantastycznie wypada partia wokalna Beaty Łagody, grającej na klawiszach. Po nich kolejne niespieszne tempo w utworze "Our Story Is Beginning Now", by cięższymi i ciemniejszymi dźwiękami uderzyć w "Tomorrow Will Change" trochę mogącym kojarzyć się z Riverside. Bardzo podobny do niego jest "Musical Land", który choć nieco wolniejszy zawiera ciekawy ostrzejszy fragment. Kolejnym udanym, dość przebojowym, utworem jest "Ocean of a Little Thoughts". Finałowy, dziewiąty utwór to najmocniej rozbudowany, ponad dziesięciominutowy "Swallow the Green Tones" z przestrzennym wejściem nawiązującym do Pink Floyd, mrocznym pochodowym tempem w rozwinięciu i ciekawym przyspieszeniem od połowy kawałka, pulsującym, drapieżnym choć nadal trochę za łagodnie potraktowanym.
Brzmienie płyty jest solidne, pełne i zdecydowanie cieszące ucho, brakuje jednak czasem kompozycjom drapieżności, która jakby była trochę wytłumiona, a szkoda. To samo dotyczy także konstrukcji utworów, które są jak najbardziej spójne i pełne, ale wyraźnie w nich słychać, że te fragmenty, które mogłyby zostać rozbudowane, gdzie mogłyby być puszczone wodze fantazji, a muzycy mogliby wyszaleć się trochę dłużej bez udziału wokalisty są ucinane, jakby w obawie, że dłuższa forma mogłaby zniechęcić słuchaczy. A w tej muzyce, nawet przy krótszych utworach, potrzebne jest też miejsce dla muzyków, nie mogą być jedynie tłem dla wokalisty. Mocną stroną jest też zdecydowanie grafika na okładce, jak i te, które znalazły się w książeczce. Wizja dwóch małych chłopców otoczonych umarłymi duszami i cieniami, nawet takich o twarzach zakrytych ptasimi maskami niczym z czasów epidemii czarnej śmierci, jest cokolwiek przerażająca. Dzieci w tym wieku jeszcze nie do końca zdają sobie sprawę ze zła jakie je otacza, tymczasem oni prawdopodobnie już wiedzą. Naprawdę mocne.
Podsumowując, albumu słucha się przyjemnie i bez znużenia, ale brakuje w nim energii, większego zaangażowania i fragmentów, w którym muzycy pokazaliby na co ich stać. Nie ma też wątpliwości, że Retrospective jest zespołem bardzo interesującym, ale do takiego Riverside jeszcze sporo brakuje. Oczywiście, nie chodzi o oto, żeby mieliby być ich kopią, czy kopią kogokolwiek, a udowadniają, że są w stanie zbudować własną tożsamość, ale muszą zrzucić zachowawczość, pozwolić swojej muzyce żyć. Ocena: 8/10
ciekawe, ciekawe :)))))
OdpowiedzUsuń