środa, 17 lipca 2013

WNS XXXII: Golden Resurrection, Highlord



Zachód słońca nad Wenecją.  Taki sam zachód można zaobserwować nad power metalem...  jest piękny, ale niestety coraz bardziej schyłkowy...

Kolejny, trzydziesty drugi już "WNS" ponownie należy do płyt power metalowych. Ze szwedzkim Golden Resurrection byłem już zaznajomiony wcześniej, zbierałem się nawet do napisania o nich tekstu, ale jakoś nigdy nie zebrałem się w pełni. Nowością dla mnie był włoski Highlord, który na szczęście nie zostawił złych wrażeń i traumatycznych przeżyć słuchowych. Żaden z nich debiutantem nie jest, ale każdy przeciera, naturalnie, utarte szlaki. Całe szczęście te dwa zespoły, robią to sprawnie i stylowo, naprawdę da się je polubić. Ich najnowsze, tegoroczne płyty, styczniowy "One Voice for the Kingdom" Golden Resurrection i marcowy "The Warning After" Highlord dowodzą, że w power metalu można jeszcze nagrać porządne kawałki...


1. Golden Resurrection – One Voice for the Kingdom (2013)

Nie przepadam za chrześcijańskim metalem. Reaguję wręcz alergicznie, a bodaj jedynym wyjątkiem w tej materii jest szwedzki Golden Resurrection założony w 2008 roku przez Tommyego Johanssona, znanego z power metalowej grupy ReinXeed. Można powiedzieć, że nowy zespół to nowa odsłona nieistniejącej już Narnii, która na kilka lat wcześniej, przed rozpadem rozstała się z wokalistą Christianem Liljegrenem.


„One Voice for the Kingdom” to trzeci album tej grupy łączącej wpływy melodyjnego i neoklasycznego power metalu z chrześcijańskimi tekstami. Najciekawszą sprawą jest to, że nie epatuje się w nich biblijnymi przypowieściami, bełkotem o zbawieniu i dobrym pasterzu, to wszystko zostało sprytnie zakamuflowane w batalistyczno-średniowiecznej otoczce, gdzie Jezus Chrystus równie dobrze może być królem w którymś ze zwykłych państw, a jego rycerze krzyżowcami walczącymi z pogaństwem i złem świata. 


Podobnie jak na dwóch poprzednich, utwory są przebojowe i melodyjne, shredowane gitary w stylistyce Malmesteena, zróżnicowane tempa i bardzo dobry szorstki wokal Liljegrena potrafią zaskoczyć świeżością, co w tym gatunku graniczy z cudem. W tych dziesięciu utworach, które znalazło się na tej płycie, podobnie jak na poprzednich, również na próżno szukać czegoś nowego, ale co także jest sporym plusem, wpadają one w ucho, co niestety coraz rzadziej można powiedzieć o parających się power metalem zespołach. 


Nie ma właściwie sensu rozpisywać się o każdym numerze z osobna, ale warto zapytać dla kogo jest to album. Na pewno dla wielbicieli twórczości grupy ReinXeed, także nie brakuje filmowych zapędów, dla tych którzy czują niedosyt po rozwiązaniu Narnii i chyba przede wszystkim dla wielbicieli solidnego, melodyjnego grania. Ponadto, chrześcijańska treść, podobnie jak w wielu przypadkach satanistyczna, wcale nie musi przeszkadzać, bo to po prostu kawał porządnego grania. Ocena: 8/10


2. Highlord – The Warning After (2013)

Siódmy album włoskiego Highlord nie wyważa żadnych drzwi, te są szeroko otwarte. Piąty zrealizowany z wokalistą Andreą Marchisio i pierwszy z nowym basistą i klawiszowcem. Ponadto to chyba jeden z nielicznych włoskich zespołów, który nie epatuje operowym brzmieniem, rozbuchanymi do granic możliwości kompozycjami i złożonymi strukturami poszczególnych instrumentów. Zapędy bowiem mają zdecydowanie bardziej progresywne niż symfoniczne.


Świetna okładka autorstwa Felipe Machado Franco (tego samego, co robił między innymi okładki do ostatnich płyt Blind Guardiana), niecałe trzy kwadranse i dziesięć numerów wystarczają by zainteresować. Granie w żadnym wypadku nie jest odkrywcze, nie należy się tego spodziewać, ale na pewno nie pozostawia złych wrażeń. Melodyjne gitary, ciekawe klawiszowe tła i ciekawy wokal Marchisio to cechy jakie składają się na ten album. Wystarczy posłuchać bardzo dobrego „The Goggle Mirror” żeby zostać porwanym, równie dobrze wypada też krótki instrumentalny „Inside The Vacuity Circle” (aż szkoda, że nie został bardziej rozbudowany), zaraz po nim następuje jednak równie udany i jakby kontynuujący wątek „Standing in the Rain”. Nie może się obyć bez ballady, tę formę reprezentuje „Of Tears And Rhymes” i nie wypada wcale tak słodko jak mogłoby się wydawać. Bardzo dobre wrażenie robi utwór tytułowy i nieco szybszy „In This Wicked World” (w którym klawisze za bardzo zostały schowane z tyłu).


Dużą zaletą tej płyty jest także brzmienie, dość surowe, ale nieprzesadzone, kontynuujące ścieżkę obraną na także udanych poprzednikach, zwłaszcza czterech ostatnich albumach. Słychać postęp kompozycyjny i brzmieniowy jaki Highlord poczynił od pozostawiających wiele do życzenia początków. Nie jest to zespół szeroko znany, ale zdecydowanie wart uwagi. Na poletku power metalowego grania, gdzie łagodnie mówiąc nie dzieje się ostatnio do końca najlepiej, to jedna z tych grup, która wypada naprawdę przekonująco. Nie jest to także w żadnym wypadku płyta wybitna, bo powtarzająca znane już patenty, ale słucha się jej przyjemnie i bez zażenowania jakie towarzyszyło mi przy słuchaniu najnowszych dokonań Austriaków z Serenity czy Vision of Atlantis. Włosi to bowiem  perfekcjoniści, nie tylko w wyśmienitej kuchni, ale także w porządnym graniu. Ocena: 8/10


Recenzje napisane dla magazynu Heavy Metal Pages

1 komentarz:

  1. "Zachód słońca nad Wenecją. Taki sam zachód można zaobserwować nad power metalem... jest piękny, ale niestety coraz bardziej schyłkowy..." - świetnie to ująłeś....

    OdpowiedzUsuń