sobota, 20 lipca 2013

Plug & Play - Reisefieber EP (2013)


Napisał: Marcin Wójcik

Reisefieber. Oto najnowsze, krótko-grające wydawnictwo Plug&Play, czyli lubelskiej grupy wykonującej muzykę z pogranicza indie popu i rocka. Indie pop? Naprawdę? Mimo to posłuchajmy...

Gdy EPka trafiła do redakcji wzbudziła zaciekawienie, jednak Lupus nie podjął się jej opisania. Zrobiłem to ja. Pierwsze nuty usłyszanej muzyki od razu mnie nie porwały, ale  jak mówi stare porzekadło: „Nie oceniaj dnia przed zachodem słońca”. Z minuty na minutę robiło się już tylko lepiej. Na twarzy malował się uśmiech, a rytmy niezależnego popu stopniowo zaczęły porywać… może nie do tańca, ale na pewno do ponownego odsłuchiwania materiału.

Pop nigdy za bardzo nie kojarzył mi się z czymś wyszukanym, ambitnym, co mogło by do mnie trafić. Jednak wyjątek zawsze stanowiła trójmiejska grupa Kobiety, a już szczególnie ich ostatni album – „Mutanty”. Właśnie muzyka proponowana przez Kobiety zawsze była określana mianem ambitnego popu i mimo charakterystycznego brzmienia dla tego gatunku, stanowi inną jakość – niezależne, alternatywne podejście do „sprawy”. Właśnie czegoś takiego oczekiwałem przed rozpoczęciem słuchania „Reisefieber”.

Tak jak wyżej wspomniałem, pierwsze nuty musiały mnie do siebie przyzwyczaić, ale dość szybko dałem się porwać. Plug&Play przywitali mnie oczekiwanym brzmieniem Kobiet, z tą różnicą, że grupa z Lublina śpiewa po angielsku. W „Analogue Tapes” pojawia się jednak fragmencik wyrecytowany… po niemiecku. Nie odstrasza. Jest ciekawym dodatkiem, tym bardziej, że nagle pada „Mein Herz brennt”. Czyżby to puszczenie oczka w kierunku Rammstein’a? Możliwe, jednak całość brzmi dyskotekowo, czuć w tym trochę parkiety lat 80. Elektronika przeplata się z basem i oszczędną, funkującą gitarą, która zdradza, że raczej jest Telecasterem. 


Panie dwie i panów trzech

„Im dalej w las, tym więcej drzew”, mawiają. Skojarzeń ciąg dalszy. W utworze, który najbardziej przypadł mi do gustu i za razem najspokojniejszym z całej płyty, dostrzegam podobieństwa do Deep Dish, a ściślej – do „Say Hello”. Tak, tak, za dzieciaka oglądało się Vivę, pamięć jeszcze nie zawodzi. Żeński wokal jest niemal identyczny jak  Anoushesh Khalili, choć w „Brand New Day” przez cały utwór śpiewają wespół mężczyzna i kobieta, co daje lepszy efekt. Może właśnie dlatego tak przypadł mi do gustu, bo ongiś lubiłem „Say Hello”? W każdym razie „Brand New Day” to bardzo przyjemna dla ucha kompozycja.

Wesolutka „Sahara” jest utworem promującym album. Tutaj miks wysuwa męski wokal trochę bardziej na przód. Tempo jest funkowe, tak samo jest z gitarą, pojawia się nawet saksofon. Ciekawe przejścia na klawiszach – długie, przechodzące z efektem stereo akordy, bardzo elektroniczne, bardzo Kombi, bardzo „eighties”.

„Reisefieber” to ciekawa i naprawdę porywająca płyta. Jak słychać, nie tylko Kobiety są w stanie zrobić coś sensownego z popem. Za razem cieszę się, że obie kapele są do siebie podobne. W obu przypadkach mamy wespół brzmiące, męskie i żeńskie wokale. Lubię takie duety. Ponadto Plug&Play do swoich dzieł dodają jeszcze trochę funku, elektroniki, lat osiemdziesiątych. To ambitna muzyka, która jednocześnie nadaje się do wygłupów w towarzystwie czy jazdy samochodem, bo odpowiednią dynamikę i rytm jak najbardziej ma. Bardzo ciekawe połączenie. Zastanawiałem się nad tytułem tej EPki. Dlaczego „Reisefieber”? Teraz wydaje mi się, że już wiem. To gorączka przed wyjazdem. Wyjazdem w trasę, samochodem, z Plug&Play w odtwarzaczu. Parafrazując pewne hasło wyborcze: „By jeździło się lepiej. Wszystkim.” Ocena: 5/5


2 komentarze:

  1. Chyba się jednak nie zgadzam, że oni brzmią bardzo eighties... ale brzmia ciekawie. :)

    OdpowiedzUsuń