Napisał: Marcin Wójcik
Reisefieber.
Oto najnowsze, krótko-grające wydawnictwo Plug&Play, czyli lubelskiej grupy
wykonującej muzykę z pogranicza indie popu i rocka. Indie pop? Naprawdę? Mimo
to posłuchajmy...
Gdy EPka
trafiła do redakcji wzbudziła zaciekawienie, jednak Lupus nie podjął się jej
opisania. Zrobiłem to ja. Pierwsze nuty usłyszanej muzyki od razu mnie nie
porwały, ale jak mówi stare porzekadło:
„Nie oceniaj dnia przed zachodem słońca”. Z minuty na minutę robiło się już
tylko lepiej. Na twarzy malował się uśmiech, a rytmy niezależnego popu
stopniowo zaczęły porywać… może nie do tańca, ale na pewno do ponownego
odsłuchiwania materiału.
Pop
nigdy za bardzo nie kojarzył mi się z czymś wyszukanym, ambitnym, co mogło by
do mnie trafić. Jednak wyjątek zawsze stanowiła trójmiejska grupa Kobiety, a
już szczególnie ich ostatni album – „Mutanty”. Właśnie muzyka proponowana przez
Kobiety zawsze była określana mianem ambitnego popu i mimo charakterystycznego
brzmienia dla tego gatunku, stanowi inną jakość – niezależne, alternatywne
podejście do „sprawy”. Właśnie czegoś takiego oczekiwałem przed rozpoczęciem
słuchania „Reisefieber”.
Tak jak
wyżej wspomniałem, pierwsze nuty musiały mnie do siebie przyzwyczaić, ale dość
szybko dałem się porwać. Plug&Play przywitali mnie oczekiwanym brzmieniem
Kobiet, z tą różnicą, że grupa z Lublina śpiewa po angielsku. W „Analogue
Tapes” pojawia się jednak fragmencik wyrecytowany… po niemiecku. Nie odstrasza.
Jest ciekawym dodatkiem, tym bardziej, że nagle pada „Mein Herz brennt”. Czyżby
to puszczenie oczka w kierunku Rammstein’a? Możliwe, jednak całość brzmi
dyskotekowo, czuć w tym trochę parkiety lat 80. Elektronika przeplata się z
basem i oszczędną, funkującą gitarą, która zdradza, że raczej jest
Telecasterem.
Panie dwie i panów trzech |
„Im
dalej w las, tym więcej drzew”, mawiają. Skojarzeń ciąg dalszy. W utworze,
który najbardziej przypadł mi do gustu i za razem najspokojniejszym z całej
płyty, dostrzegam podobieństwa do Deep Dish, a ściślej – do „Say Hello”. Tak,
tak, za dzieciaka oglądało się Vivę, pamięć jeszcze nie zawodzi. Żeński wokal
jest niemal identyczny jak Anoushesh
Khalili, choć w „Brand New Day” przez cały utwór śpiewają wespół mężczyzna i kobieta,
co daje lepszy efekt. Może właśnie dlatego tak przypadł mi do gustu, bo ongiś
lubiłem „Say Hello”? W każdym razie „Brand New Day” to bardzo przyjemna dla
ucha kompozycja.
Wesolutka
„Sahara” jest utworem promującym album. Tutaj miks wysuwa męski wokal trochę
bardziej na przód. Tempo jest funkowe, tak samo jest z gitarą, pojawia się
nawet saksofon. Ciekawe przejścia na klawiszach –
długie, przechodzące z efektem stereo akordy, bardzo elektroniczne, bardzo
Kombi, bardzo „eighties”.
„Reisefieber”
to ciekawa i naprawdę porywająca płyta. Jak słychać, nie tylko Kobiety są w
stanie zrobić coś sensownego z popem. Za razem cieszę się, że obie kapele są do
siebie podobne. W obu przypadkach mamy wespół brzmiące, męskie i żeńskie
wokale. Lubię takie duety. Ponadto Plug&Play do swoich dzieł dodają jeszcze
trochę funku, elektroniki, lat osiemdziesiątych. To ambitna muzyka, która
jednocześnie nadaje się do wygłupów w towarzystwie czy jazdy samochodem, bo
odpowiednią dynamikę i rytm jak najbardziej ma. Bardzo ciekawe połączenie.
Zastanawiałem się nad tytułem tej EPki. Dlaczego „Reisefieber”? Teraz wydaje mi
się, że już wiem. To gorączka przed wyjazdem. Wyjazdem w trasę, samochodem, z
Plug&Play w odtwarzaczu. Parafrazując pewne hasło wyborcze: „By jeździło
się lepiej. Wszystkim.” Ocena: 5/5
Chyba się jednak nie zgadzam, że oni brzmią bardzo eighties... ale brzmia ciekawie. :)
OdpowiedzUsuńFender Jaguar
OdpowiedzUsuń