poniedziałek, 25 marca 2013

Wieże Fabryk - Cel i Światło (2013)


Miasto Łódź. Stuk maszyn zburzył ciszę, jęk syren rozdarł powietrze. Z kominów poleciał dym, niebo przecięły błyskawice świateł. Wieże Fabryk wreszcie zrealizowały swój drugi album. "Cel i Światło" podobnie jak debiutancki "Dym" sprzed trzech lat jest krótki, zwłaszcza jak na album długogrający. Niecałe półgodziny jest jednak, podobnie jak z paroma innymi płytami opisanymi w ostatnim czasie, pełniejsza od wielu dużo dłuższych płyt. Wkładamy płytę do odtwarzacza, ale jeszcze jej nie włączamy... cel i światło:

Przejeżdżam opuszkami palców po tekturowym biało-czarnym opakowaniu. Powierzchnia jest chropawa, surowa i przyjemnie szorstka w dotyku. Uwagę na okładce zwracają dwie postacie wyjęte niczym z prl-owskich propagandowych plakatów z lat 50. Umięśnieni siłacze przypominają raczej golemów, aniżeli uśmiechniętych przodowników pracy. Gdy jedna z nich siłuje się z ogromną dźwignią, druga spowita dymem w jednej dłoni trzyma cyrkiel i ekierkę niczym Stworzyciel z obrazu Williama Blake'a, a drugą dłonią... no właśnie, może wyraża akt stworzenia, może ponagla swojego towarzysza przy dźwigni... ta grafika robi naprawdę piorunujące wrażenie. Rozkładane pudełko skrywa płytę i książeczkę. W dotyku również jest szorstka, utrzymana w ascetycznej czerni i bieli. W samym środku zdjęcie zespołu, powybijane fabryczne okna, kraty, "szpital św. rodziny" (zawiało Stevenem Kingiem) i teksty. 

"Cel i światło" jest jak namierzanie ofiary, szybki, drapieżny i precyzyjny, potem znany już z singla "Front". Po nim kapitalny, z lekko przerażającym tekstem, utwór "Gotuje", a następnie fantastyczny "Huk", wkręcający swoją prostą, ale bynajmniej nie jednoznaczną, sferą liryczną - to onomatopeiczne zestawienie kroków huk puk (w książeczce o pukaniu, żeby było ciekawiej, nic nie ma) brzmi naprawdę świetnie, przerażająco, mimowolnie oglądamy się za siebie, mimo, że wygodnie siedzimy w fotelu (albo i nie). Kolejny numer zatytułowany "Błysk" ma również niezwykły tekst, bardzo sentencjonalny, pozwolę go sobie nawet przytoczyć w całości:

Co było a nie jest
jest lepsze
wciągam powietrze
i chwiejny jeszcze
co było a nie jest
jest lepsze
jest lepsze
jest lepsze
błyski
i ślady opon
i błyski

Proste, zwykłe i niepozorne, a pełne znaczeń. Czytając go ma się wrażenie obcowania z jakimiś zaginionymi futurystycznymi tekstami Peipera czy Przybosia, duchowo i stylistycznie blisko im do nim, nie mają tylko takiej abstrakcyjnej formy zapisu, tą dobudowuje ekspresyjny, histerycznie fasadowy wokal Tomasza Kaczkowskiego. Po wybrzmieniu tegoż od razu uderzenie kolejnego niesamowitego utworu zatytułowanego tak samo jak split z Tanzkommando Untergang, czyli "Kłęby dymu". Groźba w tekście bardzo realna, aż strach zapytać, gdzie i do kogo podmiot liryczny ma wrócić. Następujący po nim "Nie pytaj" jest niemal erotykiem, niemal bo podobnie jak wcześniejszy jest bardzo złowieszczy. Numer ósmy to "Od A do O", ten ma mocne wejście i kolejny niesamowity tekst, jednak to kolejny kawałek ponownie wywołuje dreszcze i niepokój. Utwór zatytułowany "Psy" jest bardzo fabularny, z jednej strony kojarzy się z minionymi czasami łapanek podczas stanu wojennego, a z drugiej ma się przed oczami drapieżne świetlne ptaszyska, które mają zacząć żer... również pozwolę sobie przytoczyć ten niezwykły tekst w całości:

Za dwadzieścia minut
spuszczają psy
światło
w każdym miejscu
zasypiam twarzą do ziemi
dokładnie
na środku

Doprawdy, wiele polskich grup mogłoby się według mnie uczyć nie tylko ekspresji, ale i techniki pisania nieskomplikowanych, a jednocześnie mocno zmetaforyzowanych słów od Wież Fabryk. Geniusz wypływa nie tylko z punkowej siły przekazu, ale też poetyckiego talentu, a tego niestety twórcom tekstów zbyt często już brakuje. Przedostatni utwór "Papieros" jest spokojniejszy, ale tylko pozornie, bo tak naprawdę  nie ma tu spokojnych kawałków, wszystkie są niepokorne, idące jakby własnymi ścieżkami. I finałowy "Za blisko", który najpełniej wyraża się w jednym fragmencie, jakby odnoszącym się do całego świata i naszego życia: pustka zamyka się w jednym słowie.

Pozostaje jeszcze kwestia brzmienia, a to jest także bardzo dobre. Walcowate, potężne, zupełnie jakby porzucone maszyny zostały wprawione w ruch przez tajemniczych robotników, "golemów" z okładki. Ściany gitar, fantastyczne basowe tło i perkusja, która w każdym numerze wgniata w ziemię. Nadal jest surowo, ale zdecydowanie mocniej. Monumentalnie, ale jednocześnie nie przytłaczające swoim ogromem. Jedynym poważnym zarzutem jaki tak naprawdę można wystosować, to pewna monotonność materiału, bo choć żwawo przesuwa się on od pierwszego numeru do ostatniego, a następnie mimowolnie wciskamy odtwarzanie jeszcze raz, można odnieść wrażenie, że riffy się powtarzają, ekspresja także. I w zasadzie tak jest, ale nie ma to większego znaczenia jeśli jest to płyta naprawdę udana. Pod każdym względem. Dłuższa może i owszem mogłaby by być, ale od razu nasuwa się fundamentalne niemal pytanie: po co? Pozostaje mi jeszcze zapewnić, że gdy się już do niej dorwiecie, to ją zapętlicie w ciągu jednego dnia niezliczoną ilość razy i to dosłownie. Cel i światło. Ściemnienie...

Ocena: 9/10

1 komentarz:

  1. Dobrze grają. Trochę przypominają Armię, trochę Brygade Kryzys. Okładka super. :)

    OdpowiedzUsuń