Minimalistyczna i eksperymentalna muzyka to rzecz dla wybranych. Może niekoniecznie takich, którzy słuchają jej na co dzień, ale dla takich, którzy w skupieniu potrafią takich rzeczy słuchać. Nie ukrywam, że od czasu do czasu lubię posłuchać i takich rzeczy, choć zupełnie odbiegają od tego co słucham zazwyczaj. W Desdemonie można posłuchać rzeczy różnych i tym razem padło na muzykę, której zwykle się nie rusza – Tundrę, projekt Dawida Adrjańczyka i Krzysztofa Joczyna oraz Trans-Syberię złożoną z Asi Kucharskiej i Krzyśka Wrońskiego.
O Tundrze, oprócz tego, że jest to elektroakustyczny, improwizowany duet z Gdańska, warto wiedzieć co następuje: W swoich działaniach wykorzystują elektronikę, loopy, sample, taśmy, syntezatory wstęgowe, organy Vermona, a także instrumenty akustyczne: flety, harmonijkę ustną, dzwonki. Projekt ten jest wyrazem Bachelardowskiego "marzenia ku" dźwiękowym i etnicznym przestrzeniom północy Eurazji.
Z kolei Trans-Syberia to projekt znanych z Kiev Office i Marli Cinger muzyków, którzy za pomocą szumów syntezatorów, przesterowanych bitów i przestrzennych, dusznych drone’owych gitar. Razem z nimi można było wybrać się w podróż po zimnych, niedostępnych dla zwykłych śmiertelników terenach, nie tylko w sferze muzycznej, ale także obrazowej.
Tundra
Od lewej: Krzysiek Joczyn i Dawid Adrjańczyk |
Kroczymy pewnie przez tundrę, mijamy nie zainteresowane naszą obecnością reny, które przeżuwają rachityczną trawę i porosty jakimś cudem wygrzebane spomiędzy śniegu. Nagle zmultiplikowana, zwielokrotniona harmonijka ustna, delikatne uderzenia jakby trzaski starego winyla, pykania.
Dawid i jego "zabawki" |
Wyczuwamy jakieś zagrożenie, śnieżycę – zwiększona intensywność bitów, mocniej i agresywniej, jakiś lot kosmiczny, wzmagający, nadciśnieniowy, fletowe pędy niczym śpiew ptaków, a nagłe zejście tylko wzmaga te dziwne wizje i doznania słuchowe.
Kolejny wjazd złowróżbnych, niepokojących szumów i pisków, wtem są już dwa flety – nachodzi drugie uderzenie śnieżycy albo jakiś wyładowań atmosferycznych niedostrzegalnych. Orientalne dudnienia niczym muzykę tworzyli pijani, czy też raczej szaleni szamani, do tego kuranty prawie na wspak, jakby stuknięcia o poręcze, metalowe rurki. Miotanie w gąszczu syberyjskiej puszczy na kolejnych piskach fletu, plaskanie ryby nagle pozbawionej oparcia w życiodajnej wodzie, ambientowy grzechotnikowy wjazd.
Jeszcze jedne półsłówka, starociowe szumy i przetwarzania, odbijania i stłumienia – już.
Trans-Syberia
Dwoje oczu pod powieką, albo i więcej – na co one „paczą” – czego się boją, czego szukają?
"Zabawki" w akcji |
Na gitarze też potrafi, a co! |
Jeszcze trochę kolorowych świateł, tęcz i wgryzań rzęsistych w blaski i odblaski z ekranu i z dźwięków. Kolejne szumy, zlepy i ciągi – tak do zerwania.
Na pewno nie jest to muzyka łatwa. Ktoś nawet by mógł zapytać: czy to jeszcze jest muzyka, albo dla kogo to. Ale nie oto chodzi. Obie grupy pokazały, że minimalizm i eksperyment dźwiękowy też może mieć sens, trzeba go tylko umieć znaleźć i wychwycić, a gdy już się to zrobi – uwolnić najbardziej i najmocniej skrywane wizje i wyobrażenia. Bo taka to muzyka, oniryczna, duszna i zniewalająca od pierwszego do ostatniego… szumu.
Tundra na bandcampie do posłuchania, a Trans-Syberia również na bandcampie do posłuchania i ściągnięcia za darmo.
Musiało być naprawdę fajnie. Muza bardzo ciekawa. :) bandcamp to genialny wynalazek, tak przy okazji. :)
OdpowiedzUsuń