poniedziałek, 19 marca 2012

Anoreksi - Rise of Infinity (2011)


O tym, że turecka scena muzyki metalowej stoi na wysokim poziomie słyszałem wielokrotnie, nigdy jednak specjalnie nie miałem okazji by przekonać się o tym na własne uszy. Nie mam też wielkiego obycia z tureckimi zespołami, ale jeden z nich nieoczekiwanie wpadł do mojego odtwarzacza i długo nie chciał z niego wyjść, a ostatnio dość często do niego wraca...


Anoreksi powstał w 2007 roku w Instanbule. Do 2010 zrealizowali trzy wydawnictwa demo, a następnie intensywnie pracowali nad materiałem na debiutancki album "Rise to Infinity" na który złożyło się dziewięć utworów. Debiut został wydany 15 sierpnia 2011 roku. Grupa wykonuje popularny w ostatnim czasie melodyjny death metal i co ciekawe nie odstaje wcale od bardziej znanych wykonujących tę odmianę death metalu.

Moją uwagę przykuła skromna, zwykła, ale bardzo ciekawa okładka. Postać na środku pustej autostrady na tle szalejącej burzy. Oryginalna pisownia nazwy grupy i tytuł, trzeba przyznać, że dość przewrotny.
Sama nazwa wywołuje raczej uśmiech na twarzy, bo przywodzi na myśl francuską grupę Anorexia Nervosa, wykonującą symfoniczny black metal. Nie należy też się spodziewać absolutnie niczego nowego - motywy są tutaj doskonale znane i wyświechtane, ale co najważniejsze, podane świeżo.
Nie epatują ekstremalnymi dźwiękami, ocierającymi się o asłuchalność, ani wirtuozerstwem, czy środkami przywodzącymi na myśl dziadka do orzechów wykorzystywanych do miażdżenia czaszki. Jest nieinwazyjnie, melodyjnie i przyjemnie, bo jakość nagrania stoi na wysokim poziomie.

Nie widzę sensu w opisywaniu każdego utworu z osobna, bo właściwie nie ma tu czego opisywać. Mamy tu szybkie tempa, solówki, zwolnienia, a nawet fortepianowe intro. Wokal, naturalnie growlowany, nie powala, ale też nie pozostawia złego wrażenia, jest różnorodny i przede wszystkim pasujący do granej muzyki, co nie często zdarza się w tym gatunku (słyszałem kilka grup w tym gatunku, gdzie wokal dziwnie mijał się z całością). Jeśli ktoś lubi melodyjny death metal powinien sięgnąć po ten debiut, nawet jako egzotyczną ciekawostkę. Jest to album spójny i idealny na podróż. Choć krótki, daje też nadzieję na równie udaną drugą płytę.

Ocena: 7/10

1 komentarz:

  1. Jak zobaczyłam pierwsze zdanie Twojego tekstu to miałam ochote zakrzyknąc "to w Turcji też grają muzykę?!" Straszna jest siła stereotypu, Turcja kojarzy się z tanimi wakacjami i ewentualnie przemycanymi lata temu kurtkami z dekatyzowanego dźinsu. A przeciez bardzo staram się w życiu nie mysleć stereotypami... dzięki za pomoc w ich przełamywaniu. :)

    OdpowiedzUsuń