środa, 18 stycznia 2012

Czechoslovakia - Made In (2012)


Wszyscy urodzeni po roku 70 i 80 na pewno pamiętają wakacje nad morzem i pana w białym kitlu wołającego: „Lody! Lody! Bambino! Lody na patyku!”, zabawy na osiedlowym podwórku…, jak również fenomenalną czeską kreskówkę z nieśmiertelnym, kultowym Krecikiem (który znalazł się na hipnotyzującej okładce płyty). Te dziecięce wspomnienia, pierwsze miłości i czasy młodości większości z nas, znalazły odbicie na debiutanckim krążku trójmiejskiej grupy Czechoslovakia, którego premiera odbędzie się 1 marca w gdańskiej Kafe Delfin.

Za nim spróbuję oddać ducha materiału i opisać swoje wrażenia i odczucia, warto przytoczyć kilkanaście zdań o samym projekcie z materiałów prasowych zespołu:

Skromny, minimalistyczny skład zespołu pokusił się o płytę, która kipi od pomysłów.
Oprócz gitary, basu i samplera usłyszymy na niej dźwięki nagrane z powietrza, niepokojącą analogową elektronikę jak i cymbałki. Mamy też dwóch wokalistów, którym daleko do programów typu X-factor, a bliżej do naturalności i szorstkości piosenki barowej.

Teksty Czechoslovakii, w całości po polsku, inspirowane są głównie dzieciństwem, pracą oraz przygodami miłosnymi podanymi w przewrotny, ironiczny i nienadęty sposób. Często bawią się słowem. Jednego z tekstów użyczył zespołowi pisarz Tomasz Piątek. Muzycznie balansują na granicy alternatywnego, rozedrganego rocka spod znaku Ścianki czy Starych Singers, jednak nie brak u nich także delikatniejszych nut przywodzących na myśl np. Ballady i Romanse. Po tych ostatnich odziedziczyli również lekkość, spontaniczność i zamiłowanie do naturalnego, domowego brzmienia Lo-fi, w którym pomyłki dodają tylko uroku. Nastrój płyty waha się między sentymentalnością i melancholią a dobrym humorem i lekką wesołkowatością. Jak w dobrym czeskim filmie…

Otwierający płytę „Wakacyjny” to opowieść o wakacjach nad morzem. Zamykamy oczy i widzimy wszystko tak jak było to wczoraj, a nie było?
Po dość łagodnym wstępie, czas na „Ziemniaki”, które za sprawą sampli są brudniejsze. Osobiście nie lubię ziemniaków, ale utwór bardzo sympatyczny – trochę mi zapachniało ostatnią płytą Comy nawet, identyczna wrażliwość i zbliżona prostota tekstów.
Pocztówka i kilka zdjęć z wydarzeń minionych w „Komunii”. Ostrzejszy, bardziej rockowy riff gitary, przywołujący w pamięci coś z T. Love i twórczości Kazika. To naprawdę świetny utwór i jeden z najciekawszych na płycie.

A pamiętacie „Zabawy w chowanego” przeciągające się do późnej nocy? „Pobite gary!!!!” – krzyczało się budząc sąsiadów… nawet słowa tekstu to przywołanie niemalże wszystkich zdań wypowiadanych na podwórkach… Jakiś czas temu mój dobry kolega ze szkoły podstawowej powiedział mi, gdy spotkaliśmy się na piwie, że wszystko się pozmieniało na naszym osiedlu… dzieciaki już nie biegają po podwórku bo rodzice ich nie puszczają, wiesz pedofile, zboczeńcy, zupełnie inna mentalność, no i teraz dzieciaki siedzą przed komputerami, a do szkoły rodzice samochodami ich dowożą... wiesz, brakuje mi tamtych czasów…Fenomenalnie pasują te słowa do kontekstu tego utworu… i mi też brakuje tamtych czasów…

„Tsunami” skojarzyło mi się z moim ulubionym filmem „Wszystko, co kocham”, a stylistycznie przypomina się grupa Niebiesko-Czarni i Republika. Oglądaliście ten film? Idealnie pasuje do historii młodego punkowca Janka… a w oczach przez cały czas włąśnie miałem Hel – jedno z tych miejsc, w którym serce pozostaje na zawsze…
Nauka „Zasad” przynosi wyciszenie i lekkie wychłodzenie. Kojarzący się z muzyką Jobima i Santany, a nawet z T.Lovem „Syn Optyka” jest znów bardziej wesoły i cieplejszy. Jak to mówił Redaktor Kaczkowski? Pogoda na jutro zapowiada się w granicach normy… i taka właśnie jest pogoda w tym utworze, zresztą nawet podobnie nawet śpiewają.
„Korpo” podobnie jak „Ziemniaki” zawiera brudniejsze dźwięki sampli. Finałowe „Mądrości” zaś znów są cieplejsze i gitarowe, ale spokojne i ponownie melancholijne. Zapachniało Kiev Office? Troszeczkę tak, ale tylko troszeczkę…

Czechoslovakia to takie trójmiejskie Niedodźwięki. Zaprasza się w podróż w czasy minione, ale nie epatuje się dźwiękami, a systematycznie buduje opowieść i klimat minimalnymi środkami. Nie jest to spojrzenie pełne rozgoryczenia, a raczej pełne uśmiechu i ironii. Takie wspomnienia z kręcącą się łezką w oku. Trochę tak jakbyśmy przeglądali album ze starymi zdjęciami…

To płyta sympatyczna i szczera, ale też trochę niezdecydowana – trochę odstają od całości utwory w których sample są brudniejsze, a to znów łagodności brakuje ostrzejszego podejścia. Teksty są proste i mają dużo uroku. I tu pojawia się kruczek, a może nawet krecik… Jak taki materiał zaprezentować na żywo – doprawdy nie wiem…
Również nie dla każdego – wielbiciele ostrych brzmień nie mają czego tu szukać – tutaj siedzi się głęboko w fotelu z ciepłą herbatą, albo z piwem (jak to woli) i rozmyśla nad czasami dawno minionymi, takimi, które zawsze pozostaną piękne, nawet jak nas już nie będzie…

Ocena: 8/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz