piątek, 25 października 2019

Halma - The Ground (2019)


Po norweskich deszczach czas schronić się w niemieckich kopalniach. Taką wycieczkę oferuje hamburska formacja Halma na swoim siódmym albumie studyjnym, która dla nas będzie zarazem pierwszym spotkaniem z ich twórczością. Czy jest to spotkanie udane?

Znój i trud pracy górniczej został tutaj zawarty w sześciu utworach zamkniętej w zwartej formie czterdziestu jeden minut (i siedmiu sekund), a niemiecki kwartet zapewnia, że wiertła wbijają się tutaj nie tylko w ziemię, a węgiel zamienia się diamenty, ale także głęboko w podświadomość. Niechaj też nikogo nie zmyli bardzo sympatyczna, skromna okładka, bowiem trzech górników wcale się tutaj nie relaksuje, a z całą pewnością omawia kolejny bardzo trudny etap, który wymaga precyzji, stabilności i silnych charakterów, wreszcie szybkości i zdecydowania. Jeszcze nie są za bardzo umorusani, ale z całą pewnością zaraz będą.

Zaczynamy od utworu zatytułowanego "Advanced Construction", który wita surowym, brudnym brzmieniem basu, wyrazistym riffem, który pojawia się w różnych konfiguracjach na przestrzeni całego utworu i odbijanym synkopowym rytmem perkusji. Tempo jest tutaj raczej spokojne, ale gęste, ma się bowiem wrażenie że zjeżdża się windą kopalnianą do któregoś z bardzo nisko położnych szybów. Następny w kolejce jest "Peak Everything", który otwiera wietrzny, smutny klawisz i ponury basowy ton, do którego dołącza mocno zakorzeniona w jazzowej estetyce delikatna perkusja. Po chwili całość powoli się rozkręca do posuwistego, deszczowego, przesiąkniętego smutkiem i znojem tempa, do tego stopnia, że numer może się wręcz wydać dość monotonny. Jest w nim bowiem dość duszno i niespiesznie, ale z całą pewnością gęsto i bardzo ciekawie, bo precyzji i umiejętności budowania klimatu z całą pewnością odmówić nie można. Pierwszą połowę płyty kończy "Ck&Why". Ten wyłania się z ciszy iście post-rockowo i znów rozwija w niespieszne rejony. Perkusja delikatnie jazzująco pyrka w tle, surowy bas genialnie uzupełnia się z szumem w tle, a w nas uderza po raz kolejny nie tylko, niespieszne pełne znoju tempo, ale i genialnie smutny klimat. Świetnie wypada tutaj delikatna gitara, która niemalże wygrywa orientalną melodię, a do tego panowie mimo powolnej rytmiki dbają o to, by cały czas się w nim działo, dlatego co jakiś czas rozbudowują wątki w inną stronę, do tego stopnia, że niemal się słyszy miejsca, które powinny uderzyć, wybuchnąć (zwłaszcza w narastającym finale), ale to nie mieści się w głowach górników  i górniczek z Halma.

Numer czwarty nosi tytuł "It Could Be All Different" po wcześniejszych może się z kolei okazać bardzo miłym zaskoczeniem, bo choć tempo i rytmika została w nim zachowana, to jest on znacznie żywszy. Prowadzi ponownie mocno odbijająca się w przestrzeni jazzująca perkusja, a gitary z surowym basem grają melodyjnie, trochę jakby były wyrwane z estetyki New Model Army. Tu także bardzo wyraźnie utwór rozwija się w czasie, gęstnieje i narasta, choć w zasadzie nawet na moment nie pojawia się rozpędzenie, czy szybsze rozwinięcie. Kolejny numer to "Keep It In The Ground", który wita świetnym, surowym basem budującym gęstą atmosferę. Towarzyszy mu bardzo delikatna, szurająca perkusja i równie delikatna, rzewna melodia gitary. Druga połowa jest jeszcze bardziej interesująca, bo wręcz niepokojąca, gdy na surowym tle basu i nieco szybszej perkusji jedna z gitar wygrywa wariację smutnej melodii sprzed chwili, a druga szaleje na przesterze zwiastując potężne rozpędzenie, które... nie następuje. Na koniec serwują "Kind Of Mind" z nieco cieplejszą, ale nadal rzewną melodią gitary. Nadal jest niespiesznie, a perkusja wyraźnie nabija rytmiką jazzową. Ponownie jednak starają się utrzymać uwagę i przełamują go w połowie shoegaze'ową solówką, która wybrzmiewa w tle coraz bardziej niepokojącego, spowalniającego głównego motywu całego utworu, a może nawet całej płyty.

Ocena: Pierwsza Kwadra
"The Ground" nie jest płytą porażającą intensywnością dźwięków czy rozwiązań, bo jako całość może się wydać dość monotonna i mało wyrazista, ale z całą pewnością urzekającą atmosferą, gęstym brzmieniem i bardzo ciekawym sposobem łączenia melancholijnego w formie post-rocka z jazzującą rytmiką i mnóstwem przestrzeni. Ponadto utwory mogą się miejscami wydać wręcz szkicowe, bo są momenty, które wręcz proszą się o rozbudowanie, potężniejsze uderzenie czy rozwinięcie wątków w nie tyle dłuższą formę, co ostrzejszą. Halma jednak nie sięga po ostrość, stawia na dźwięki wyciszone, dobiegające jakby właśnie z podziemi, w których słychać chęć mocniejszego wybrzmienia, wyjścia na powierzchnię, ale jednocześnie jakby wstrzymywanych, czekających dopiero na właściwy moment. Przy pierwszym odsłuchu może też z tego powodu odrzucić, ale przy każdym kolejnym zdecydowanie zyskuje, nawet jeśli cały czas w głowach kiełkuje myśl, że za chwilę coś się wydarzy.


Płytę przesłuchałem i zrecenzowałem dzięki uprzejmości Creative Eclipse PR i Kapitän Platte.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz