poniedziałek, 16 kwietnia 2018

R4/164: Lao Che (24.04.2018, Atlantic, Gdynia)



Nie dziwi mnie fakt, że koncert Lao Che w gdańskim Teatrze Szekspirowskim, który odbył się miesiąc temu był wyprzedany. Drugi, trójmiejski koncert, który odbył się w Gdyni w niedawno ponownie otwartym klubie Atalntic zebrał również niemałą publiczność i wcale nie zdziwiłbym się gdyby też się okazało, że także był wyprzedany, choć takowa informacja się nie pojawiła. Dla mnie koncert płockiej grupy był swoistym deja vu, bo trzy lata wcześniej widziałem ich właśnie w Atlantiku. Czy deja vu zawsze musi oznaczać coś niemiłego? Okazuje się, że niekoniecznie...

Występ Lao Che poprzedziła grupa Brodacze Live Act złożona z dwóch brodatych djów. Nie nazwałbym ich muzykami, bo wszystkie dźwięki nakręcali z samplerów i komputerów, a gdy grali na gitarach to wyraźnie było widać, że raczej udają. W każdym razie nie dosłuchałem się w ich twórczości niczego interesującego. Zebrana już dość liczna publiczność bawiła się co prawda przy nich całkiem nieźle to ożywiła się dopiero gdy na scenę Atlantika wyszło Lao Che.

Płocczanie od razu zmienili klimat z taniej, weselnej dyskoteki w porywający szoł, podczas którego brylował nowy członek zespołu, saksofonista barytonowy Karol Gola. Nie oznacza to jednak, że reszta zespołu wypadała gorzej. Koncert trwał bowiem ponad dwie godziny i nie brakowało na nim energii, improwizacji, aktorskich przepychanek i popisów muzyków. Dominowały numery z najnowszego albumu, czyli "Wiedzy o społeczeństwie", który zabrzmiała niemal w całości przetykany utworami z wcześniejszych płyt, te zaś znakomicie łączyły się z nowymi kompozycjami. Ze starszych nie zabrakło "Bajki o Misiu (tom pierwszy)", "Dżina" i "Wojenki" z płyty "Dzieciom", zawsze kapitalnego "Życie jest jak tramwaj" z "Prądu Stałego/Prądu Zmiennego", "Jestem psem", "Dymu" i "Govindam" z "Sondtrack", a nawet dwóch numerów z repertuaru Jazzombie, czyli wspólnego projektu Lao Che z Pink Freud. Publiczność reagowała żywo i co rusz podśpiewywała razem ze Spiętym, zwłaszcza przy starszych numerach. Wspomniane uczucie deja vu pojawiło się dlatego, że poprzedni koncert był w zasadzie bardzo podobny, zabrakło mi jakiegoś zaskoczenia - może poza fantastycznym Karolem Golą - i numerów z pierwszych płyt do których Lao Che chyba wraca obecnie dość niechętnie. Trochę szkoda, bo nowy materiał i kilka starszych bardziej pasujących do obecnej formuły zespołu to trochę mało jak na grupę z takim potencjałem, gdzie starsze numery mogłyby zostać przebudowane i zinterpretowane na nowo.

Na pewno był to udany koncert, choć jak patrzę po moim poprzednim, czyli promującym "Dzieciom" dość zachowawczy. Licznie zebrana publiczność, szczelnie wypełniająca klub Atlantic na pewno wyszła z niego zadowolona i naładowana pozytywną energią i dobrą refleksją. Fantastycznie też jest widzieć spory przekrój społeczeństwa bawiących się przy tej muzyce - od młodzieży, przez ludzi w średnim wieku, emerytów, a nawet kilkuletnie dzieci, które przyszły z rodzicami lub wujkami. Jeśli muzyka łączy pokolenia to doskonale widać to było właśnie na przykładzie Lao Che, który jest trochę takim społecznym fenomenem, zjawiskiem które bawi, uczy i puszcza oczko do każdego, kto odważy się zatopić w światy przez nich prezentowane, które doskonale znamy ale często się boimy spojrzeć na nie przez pryzmat żartu czy refleksji.

Zdjęcia własne. Więcej zdjęć na naszym facebooku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz