sobota, 30 grudnia 2017

Fotocrime - Always Night EP (2017)


Nowa grupa, stare sztuczki. Do tego wszystkiego skuteczne. Fotocrime, bo tak nazwał się zespół pochodzący z Ameryki Północnej stylistycznie sięgnął po zimnofalowe granie w stylistyce Depeche Mode, Bauhaus czy The Cure. Tu zaś pojawia się pytanie: czy można współcześnie nagrać dobrą post-punkową, zimnofalową muzykę?

Zanim sobie na powyższe odpowiemy, zapoznamy się z samą grupą. Fotocrime zostało założone przez grającego na gitarze i śpiewającego R. Patterna (aka Ryana Pattersona znanego z Coliseum) razem z gitarzystą Nickiem Thienemanem z Young Widows i basistką Shelley Anderson. Postawiono na mrok i chłód, elektroniczną perkusję, wspomaganą perkusją naturalną, syntetyczne dźwięki, motoryczny bas i surowe tony gitar. Na początku roku 2017 nakładem Golden Antenna Records ukazała się debiutancki siedmiocalowy "Always Hell", a 3 listopada ukazała się rozszerzona dwunastocalowa epka na której znalazły się trzy numery z wcześniejszej, trzy nowe numery, w tym jeden z "Always Hell", a mianowicie "Tectonic Shift" w remiksie wyprodukowanym przez Bena Chischolma z formacji Chelsea Wolfe. Jak przystało na epkę płyta nie jest długa, bo te sześć numerów mieści się w soczystym czasie niespełna dwudziestu trzech minut.

Otwierający "Duplicate Days" penetruje ponure rejony post-punka z mocnymi partiami syntezatora, odbijaną perkusją i melodyjnymi zagrywkami gitar. Na tym tle świetnie wypada chłodny wokal Patterna, którego zimna barwa jako żywo przypomina Smitha z The Cure czy Murphy'ego z Bauhaus.

Nigdy więcej powtórzonych dni, 
zanurzam się z drżeniem w noc, 
chwile zawieszam w czasie, 
jesteśmy tutaj razem, lecz tylko na moment

W podobnej stylistyce utrzymany jest świetny "At Play In The Night Tide", w którym wita nas motoryczna partia gitary i pulsująca, marszowa perkusja i mocny tekst. Unosi się w nim charakterystyczny przestrzenny szlif muzy z lat 80, choć słychać, że całość była nagrywana współcześnie. Gdyby norweski Ulver na swojej najnowszej płycie użył więcej gitar, tak mogłaby brzmieć bardziej rockowa wersja któregoś z numerów, które znalazły się na "The Assasination Of Julius Ceasar".

Nie wierz w ani jedno słowo,
na tym świecie nie masz żadnych przyjaciół,
pełen jest on oszustów, sługusów
oraz graczy w zaufania grze

W trzecim następuje zmiana klimatu, bo w grę wchodzi więcej elektroniki i pulsacji automatów perkusyjnych. "In The Trance Of Love" ma w sobie coś z Duran Duran, Davida Bowie czy ostatniej płyty Leonarda Cohena. Znakomicie wychodzi tutaj też duet wokalny Patterna z Shelley, która punktuje chłodną partią w refrenie. 

W miłosnym transie iluzje to nie wszystko,
w miłosnym transie rozpada się zamieszanie,
nie jest twoje, nigdy nie było
(...)
podejdź i zobacz co mi zrobiłaś
w swym miłosnym transie

Do gitarowych brzmień wracamy w kolejnym motorycznym, skocznym kawałku zatytułowanym "Always Hell" w którym melodia kapitalnie kontrastuje z mrokiem, nieco gotyckim wymiarem i ponurą atmosferą. Pełno tutaj duchów przeszłości i wciąż stojących murów żelaznych kurtyn, które nie zostały zburzone, a wręcz przeciwnie stawiane są coraz to na nowo i co gorsza coraz wyżej, niemal dotykając chmur.

Wszystko dla nas skończyło się źle,
gdy tak czekamy aż spadnie na nas niebo.
gdy czekamy na nasze wygnanie,
od zawsze piekło, piekło od zawsze,
ze wszystkimi demonami, wszystkimi psami
(...)
od zawsze piekło, piekło od zawsze
już na zawsze

Zbliżając się niestety do końca uderza w nas bodaj najmocniejszy i najbardziej punkowy "Plate Glass Eyes" w którym czeka na nas kolejna porcja mocnych riffów, ciężkiej odbijanej perkusji i pochodowego, marszowego tempa jak wyrwanej z lat 80 i z którejś z najważniejszych dla gatunku płyt. 

Pośród nocnych mar płonie żądza przyznania się do kłamstw,
a u progu dnia widzimy unoszący się pył wypowiedzianych prawd,
jak tropy psów ze zdjętymi kagańcami prowadzą do naszych domów,
rozbijają się o samochody i zostawiają je dla ciebie w dymie.
Widzę siebie w tych pustych szklanych oczach
(...)
Widzę siebie w tej dolinie poniżej 

Finałowy "Tectonic Shift" wbrew dopiskowi, że jest remiksem nie przynosi takiego skojarzenia, choć rekonstruuje wszystkie numery i zbiera je w filmowej, rozpiętej na mroku i elektronice króciuchnej przestrzeni. Tu znów słychać dalekie echa Leonarda Cohena, co z kolei stanowi jakby przedłużenie jego genialnej ostatniej płyty "You Want It Darker". Suplement i hołd w znakomitym stylu.

Jest szczelina,
pęknięcie w czasie,
której nie mogę jeszcze zobaczyć.
Czy się przesunęliśmy, czy się zmieniliśmy
nie mogę tego teraz rozwiązać.
Jest przesunięcie,
zmiana w spojrzeniu,
lecz nie dostrzegam jeszcze końca...  

Ocena: Pełnia
Płyta nie należy do długich, ale znakomicie sprawdza się w zapętleniu. Fotocrime znakomicie buduje atmosferę, bawi się mrokiem i typowymi rozwiązaniami zimnej fali, gitarowymi brzmieniami i pulsująca elektroniką, jednocześnie nie popadając w banał. Mimo ponurego klimatu słucha się jej znakomicie, także za sprawą udanych, poetyckich tekstów poruszających tematykę rozdarcia wobec świata, niepewności losów i zmian, które nie czekają na człowieka, tylko się dokonują na korzyść lub niekorzyść jednostki, nie tylko bohatera lirycznego. To muzyka unosząca się oparach gęstego dymu, chaosu świata, która nie próbuje wyważać żadnych drzwi, ale znajduje w tych motywach swoją własną tożsamość, która mam nadzieję zaowocuje jeszcze wieloma niezwykłymi, także dłuższymi i bardziej rozbudowanymi płytami. Być może bowiem jest tak, że jeśli "wszystko gdzieś już było i wraca raz po raz" to przyszedł taki moment, kiedy musiał powstać nowy Bauhaus. Zapamiętajcie wiec tę nazwę: Fotocrime.



Fragmenty tekstów w tłumaczeniu własnym. Płytę przesłuchałem i zrecenzowałem dzięki uprzejmości Creative Eclipse PR i Golden Antenna Records.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz