Wtorkowy wieczór w gdańskim B90 należał do Francuzów z Gojiry i do fanów tej grupy, którzy stawili się w stoczniowym klubie licznie, choć nie jest to właściwe określenie. Wyprzedany koncert w ciągu tygodnia brzmi znacznie lepiej i wcale mnie nie dziwi, że ten zespół cieszy się w naszym kraju tak ogromnym zainteresowaniem i estymą.
Zanim jednak wystąpiła wyczekiwana francuska formacja, która tym razem przyjechała do Gdańska, na scenie zaprezentowały się dwa polskie supporty pod postacią grupy MOAFT oraz Obscure Sphinx. Oba zespoły zaprezentowały się bardzo solidnie choć gatunkowo od siebie jak i od gwiazdy wieczoru różniły się dość znacząco. Każda wyrasta z podobnych założeń mieszania gatunków, ale każda pokazywała inną stronę takiego mieszania i sięgania po ekstremalne rozwiązania. Oba też doskonale wprowadziły w jazdę bez trzymanki, którą zaoferowała właśnie Gojira. Pierwsza kapela, czyli pochodzący z Morąga Moaft zagrał kilka instrumentalnych numerów ze swoich płyt, w tym także z bardzo dobrego "Ursa Major" z którego zabrzmiał między innymi atrakcyjny kawałek "Lipushka" nawiązujący do muzyki słowiańskiej. Szkoda tylko, że żeński wokal, który okraszał ten numer był puszczony z taśmy.
Obscure Sphinx chyba nikomu w naszym kraju przedstawiać nie trzeba. Ich występ choć znacznie krótszy niż ten który dali w styczniu w gdyńskim Uchu obfitował w równie mocne dźwięki i ogrom emocji. Tym razem warszawska formacja pozwoliła sobie nawet na eksperymenty ze swoimi kompozycjami rozbudowując je do znacznie dłuższych form niż mają one rzeczywistości, ale nie zabrakło także tych które od początku były skomponowane w formach długich. Tradycyjnie Wielebna dawała z siebie wszystko wprawiając w osłupienie zebranych i wciąż pojawiających się w B90 widzów. Wciąż nie potrafię wyjść z podziwu z jaką łatwością przychodzi jej przechodzenie z czystego wokalu w sążnisty growl, a następnie wrzask czy nawet jęk jakiegoś rozwścieczonego demona. Drugi mój koncert tej grupy utwierdził mnie też w przekonaniu, że jest to zespół który albo się kocha albo nienawidzi. Ja zdecydowanie należę do tej pierwszej grupy i uwielbiam Obscure Sphinx zarówno studyjnie jak i na żywo, bo to grupa która na scenie jest żywym ogniem.
Kilka minut po 21, gdy do klubu weszli już chyba wszyscy fani oczekujący przed klubem, a o ilości masy ludzkiej, która zebrała się tego wieczoru świadczyć może fakt, że sprzedano ponad tysiąc biletów, na deskach B90 pojawili się Francuzi z Gojiry. Rozpoczęli od utworu "Only Pain" z najnowszego, świetnie przyjętego zeszłorocznego albumu "Magma" okraszając swoje wejście efektami pirotechnicznymi i zasłonami dymnymi. Występ Gojiry zdominowały numery właśnie z tego albumu, który zabrzmiał niemal w całości. Nie zabrakło bowiem również takich kompozycji jak "Silvera", "Stranded", "The Cell", "The Shooting Star" czy "Pray". Jednocześnie sporo miejsca poświęcili panowie kawałkom ze swoich wcześniejszych płyt, zwłaszcza przełomowej dla nich i dla gatunku w ajkim się poruszają "From Mars to Sirius" czy z "The Way Of All Flesh". I z tak "kosmicznego białego wieloryba", jak zwykłem nazywać mój ulubiony obok "Magmy" krążek Francuzów, można było usłyszeć "The Heaviest Matter of the Universe", "Flying Whales", "Backbone" a z drugiego wymienionego krążka "Toxic Garbage Island", który razem z "Pray" z "Magmy" kończył główną część koncertu Gojiry, a następnie na bis dwa kolejne, czyli "Oroubros" oraz " Vacuity". Dodatkowo zabrzmiało perkusyjne solo Mario Duplantiera oraz tytułowy numer z albumu poprzedzajcego "Magmę", czyli "L'Enfant Sauvage". Występ francuskiej formacji był dopracowany w najmniejszym szczególe, nie tylko brzmieniowym, ale także technicznym (fantastyczne popisy Joe Duplantiera i jego znakomity tapping). Wokalista i gitarzysta grupy miał także znakomity kontakt z publicznością, z którą między utworami rozmawiał po angielsku i okazyjnie po polsku.
Niesamowity wieczór i występ Gojiry na najwyższym, światowym poziomie dodatkowo uświetniła premiera czterech nowych piw uwarzonych specjalnie dla B90 w browarze Gościszewo. "Heavy", "Thrash", "Death" i "Black" cieszyły się ponoć tak ogromnym zainteresowaniem, że w pewnym momencie nie było już ani jednej butelki. Browary, które zapewne jeszcze nie raz w gdańskim klubie zagoszczą, są też szczególne nie tylko ze względu na okazję przy której się pojawiły czy metalowe nazwy, ale także ze względu na fakt, że etykiety sporządził słynny grafik Christophe Szpajdel, którego również żadnemu fanowi muzyki metalowej nie trzeba przedstawiać. Niestety, ja jeszcze nie miałem okazji spróbować żadnego, ale postaram się nadrobić tę kwestię w najbliższej przyszłości.
Nie mam wątpliwości, że był to wieczór, który na długo zostanie zapamiętany przez wszystkich zebranych w klubie jako wzorcowy przykład wyśmienitego, energetycznego koncertu pełnego emocji, doskonałych dźwięków, mocnych zagrań i przede wszystkim wysokiego poziomu wykonawczego. O perfekcjonizmie jednakże nie można mówić tylko w wypadku francuskiej formacji, bo tego nie brakowało także supportującym grupę polskim zespołom, a zwłaszcza Obscure Sphinx, który mam nadzieję za granicą będzie równie rozpoznawalny i uwielbiany jak u nas Gojira, która na uwagę tych, którzy jakimś cudem jeszcze jej nie znają zasługuje, a dla tych którzy nałogowo ich muzyki słuchają i przyjeżdżają na każdy występ w naszym kraju, jeszcze nie raz wzbudzi ogromne zainteresowanie, którego zapewne nie będzie także brakować w B90 za miesiąc, gdy w stoczniowym klubie pojawi się amerykański Mastodon.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz