czwartek, 31 marca 2016

Weekend Węgierski XXVII: Wisdom - Rise of the Wise (2016)


Minęły trzy lata od "Marching for Liberty", a Wegrzy z power metalowego Wisdom wracają po raz czwarty. W grupie zaszły nieznaczne zmiany w składzie, bo od zeszłego roku gra z nimi fiński gitarzysta Anton Kabanen, znany z Battle Beast, choć nie nagrał z nimi najnowszej płyty, która swoją premierę miała 26 lutego roku szczodrego. Podobnie też jak w przypadku poprzedniego albumu do jednego utworu zaproszono gościa specjalnego, a wybór tym razem padł na Joakima Brodéna ze szwedzkiego Sabatonu...

Od razu trzeba powiedzieć, że nie ma żadnej rewolucji, ani zaskoczenia. Panowie wciąż grają zakorzeniony w tradycji, solidny power metal. Nie szarżują też z długością płyty, bo tym razem nie przekraczają nawet trzech kwadransów, całość bowiem trwa czterdzieści dwie minuty z sekundami. To dobry czas, który nie męczy powtarzalnością, pompatycznością i nie jest w żaden sposób wymuszony. Szczególnie istotne jest to w przypadku gdy czujecie już przesyt power metalem i jeśli sięgacie, to rzadziej po nowości, a częściej po to, co już dobrze znacie, czyli po klasykę gatunku. Wisdom jest jednak tym nielicznym zespołem, po którego płyty sięga się z przyjemnością i nie można odmówić dobrej zabawy towarzyszącej odsłuchowi.

Otwiera instrumentalna introdukcja "Over the Wall", która wprowadza do mocnego "Raven's Night" opartego na poezji Janosa Arany. Nie brakuje szybkiego tempa, melodyjnej gitary przewodniej, chóru i podniosłego, ale nie przesadzonego brzmienia. Bardzo dobrze wypada "My Heart Is Alive" (oparty na cytacie amerykańskiego poety i adwokata Johna Greenleafa Whittiera), który znalazł się na pozycji trzeciej. Nieco lżejszy, ale niepozbawiony melodii i odrobinę balladowej struktury. Do szybszego tempa wracamy w znakomitym, marszowym "Hunting the Night" traktującym o wilkołakach i oparty na fragmencie tekstu szesnastowiecznego angielsko-holenderskiego antykwariusza Richarda Rowlandsa znanego również jako Verstegen. Kolejny, noszący tytuł "Hero" to podniosły power metalowy hymn przywodzący na myśl ostatnią płytę Rhapsody Of Fire, które zaliczyło znakomity powrót. Tu myśl przewodnią zaczerpnięto od szwajcarskiego pisarza i filozofa Henriego Frédérica Amiela.


Numer szósty oparty o słowa Lwa Tołstoja nosi tytuł "Through the Fire" i znó jest odrobinę lżejszy, choć wcale nie rezygnuje się z chwytliwych melodyjnych riffów i wpadających w ucho refrenów. Bardzo udany jest także piracki, skoczny "Nightmare of the Seas" oparty o słowa Edwarda Teacha, bardziej znanego jako Czarnobrody. Nie ma tu jednak mowy o kopiowaniu Running Wild czy Alestorm, bo choć stylistyka jest podobna to Wisdom sprawnie tę stylistykę przepracował swoim charakterystycznym stylem. Kolejny "Believe In Me" został osnuty wokół słów Baltazara Graciána, hiszpańskiego prozaika i pisarza politycznego. Tym razem jest to ballada utrzymana trochę w stylistyce Blind Guardian a trochę w klimacie tego, co znaleźć można było na ostatnim tegorocznym Rhapsody Of Fire, ale znów nie ma mowy o kopiowaniu, choć całość brzmi dość znajomo. Zbliżając się do powoli do końca, w numerze dziewiątym zatytułowanym "Secret Life" i osnutym wokół słów Napoleona Bonaparte wracamy do szybszego, bardziej melodyjnego grania. To także jeden z ciekawszych kawałków na albumie, mimo że nic nowego się w nim nie słyszy. Przedostatni "Welcome to my story"  został oparty o słowa Emila Zoli (autora "Germinala"). Nieco szybszy od poprzednika, ale równie skoczny i łatwo wpadający w ucho. Album Węgrów wieńczy kompozycja tytułowa, która również nie odstaje od całości, choć wyraźnie jest słabszym numerem, a wszystko za sprawą wokalisty Sabaton, który śpiewa zaledwie kilka linijek i nie odciska na utworze charakterystycznego piętna jak w przypadku tytułowego z poprzedniej płyty, gdzie wystąpił Fabio Lione z Rhapsody Of Fire właśnie. 

Wisdom nie wyważa żadnych drzwi, ale w swoim gatunku dokonuje sztuki niebywałej - grając oklepany do bólu power metal potrafi nagrać go świeżo, nie przesadzić ani długością ani zbytnią pompatycznością, która w ostatnim czasie coraz częściej dominuje na tego typu płytach. Nie ma mowy o zaskoczeniu, ale nie można tez mówić o zmęczeniu. Osobiście jestem już nieco przesycony power metalem, który ma coraz mniej do zaoferowania i zjada swój ogon, ale Wisdom pokazuje że wciąż można w tym gatunku zrobić coś co cieszy i naprawdę przyjemnie się słucha. Ktoś zgrabnie nazwał Węgrów, "Ac/Dc power metalu" i jest coś w tym - schemat goni schemat, doskonale znany motyw doskonale znany motyw i tak dalej, ale czy nie za to właśnie pokochaliśmy Australijczyków? Być może właśnie Wisdom lubi się właśnie za takie podejście, zwłaszcza że większość weteranów nie potrafi wykrzesać z siebie żadnej iskry, a ta młoda grupa robi to dobrze, z pomysłem i świeżością, którą mogłaby obdarować wiele innych zespołów. Brawo! Ocena: 8/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz