niedziela, 8 listopada 2020

W NiewieLU Słowach: Watertank, Fooks Nihil


 

Czas na kolejną odsłonę W NiewieLU Słowach. Tym razem wybierzemy się do Francji i sprawdzimy najnowszą płytę grupy Watertank mieszającej punka z alternatywą, shoegazem i post-hardcorem, a następnie przeniesiemy się do Niemiec na spotkanie z debiutantami z Fooks Nihil - kolejnej kapeli zaglądającej w lata 60. XX wieku. Przypominamy, że na pokładzie naszych wilczych linii lotniczych potrzebujecie wyłącznie dobrych humorów, kawy i słuchawek, maseczki nie są wymagane. Możemy zaczynać?

 

1. Watertank - Silent Running

Trzeci album tej francuskiej grupy wyszedł na początku września i wedle notatki prasowej odnosi się do idei cichej ewolucji poza kulisami, pracy w nieuchwytnym środowisku, gdzie nikt nam nie przeszkadza. Trochę komiksowa okładka przedstawiająca niesporczaka pod rozbitym szkłem zdaje się podkreślać tę tematykę, a z kolei rozbici ma symbolizować przerwanie tej nieskrępowanej niczym egzystencji. Może dlatego też pod względem stylistycznym Watertank postanowił na różnorodność, która - jak sami twierdzą -  może wydać się chaotyczna. Sprawdźmy, czy rzeczywiście tak jest.
 
"Envision" rozpoczynający album może nieco kojarzyć się z U2 z pierwszej połowy lat 80tych ze względu na nieco zadziorne punkowe brzmienie, ale już w "Suffogaze" wyraźnie słychać shoegaze podlany gęstym sludge'owym sosem, co nieznacznie kojarzyć się może z kolei z Mastodonem. Melodyjne, alternatywne, może nawet trochę grunge'owe witają z kolei w bardzo dobrym numerze tytułowym. Punkowo-hardcorowe nuty wracają w dziarskim "The Ejector Side", choć i tutaj fajnie wybrzmiewają trochę Nirvanowe vibe'y. Bardzo klimatyczny jest "Spiritless", który ponownie pachnie Mastodonem. Wyraźnie grungem i Nirvaną pachnie z kolei w niezłym "Timezone". Sludge'owo ponownie robi się w "Beholders", znów trochę wyrwanym z Mastodona, a przynajmniej w tym kierunku celują w nim Francuzi. Całkiem nieźle, ale to mimo wszystko nie jest ten poziom. Bardzo fajnie wkręca się także nieco Mastodonowy "Thing of the Past" i tylko szkoda, że nagle się urywa i przechodzi w niepotrzebne ambientowe wykończenie. Wyraźnie punkowy jest z kolei przedostatni "Building World", którego również nie powstydziłoby się U2 z lat 80tych. Na koniec bardzo klimatyczny "Cryptobiosis" i bodaj najlepszy z całej płyty, któremu bardzo blisko do atmosfery znanej z wczesnych płyt British Sea Power i fajnie się kończy rozkrzyczanym saksofonem.

Na pewno jest to album solidny i bardzo przyjemny w odsłuchu, a przy tym nie aż tak chaotyczna jak się na pierwszy rzut ucha wydaje. Wyraźny jest tutaj punkowo-hardcore'owy, trochę grunge'owy pierwiastek, który fajnie podlewany jest gęstym groovem. Problem polega na tym, że można też odnieść wrażenie, że nie wykorzystano trochę potencjału tkwiącego w kawałkach, bo naprawdę nieźle się ich słucha, ale po skończeniu tej trwającej niespełna trzydzieści osiem minut płytki niewiele z nami zostaje. Mimo to, naprawdę warto zapoznać się z tym materiałem i pobawić się samemu w detektywa, skąd to panowie czerpali garściami - może będziecie mieli inne skojarzenia? Ocena: Pierwsza Kwadra

 

2. Fooks Nihil - Fooks Nihil

Z Francji udajemy się do Niemiec, by spotkać debiutującą grupę, która "pojawiła się znikąd". Tercet z Hessen jest dosłownie jak wyrwany z końcówki lat 60tych i początku lat 70tych, stawiając na stylistykę retro i grając rocka z pogranicza folku, americany i wczesnego, bluesującego jeszcze heavy rocka. Co zaskakujące nie są tylko kolejną grupą sięgającą po takie patenty, a potrafiącą naprawdę nieźle zaskoczyć i potwierdzić, że mają na siebie pomysł i swój własny unikalny styl.

W niecałych trzech kwadransach panowie zmieścili dziesięć zróżnicowanych numerów, a płytę zaczynamy od "Insight of Love" którego nie powstydziłoby się Creedence Clearwater Revival, Neil Young czy Lynyrd Skynyrd. Skoczny rytm, melodyjne, ale jednocześnie dość ostre riffy gitar i fantastyczne, nieco staromodne brzmienie. Podobne wrażenia wywołuje bardzo dobry "What's Left", który ma nieco lżejszą atmosferę i świetnie rozłożone akcenty brzmieniowe, które sprawiają wrażenie, że nie mamy do czynienia z nową kapelą, a z jakimś zaginionym cudeńkiem wyjętym z szafy. Bliżej country i folku wydaje się być równie udany "Tales", w którym bardzo wyraźny jest klimat lat 60tych, a jednocześnie przez współczesne brzmienie przecudnie zdają się flirtować z garażową alternatywą i indie rockiem późniejszą o przynajmniej trzy dekady. Świetnie wypada balladowy i wyraźnie zakorzeniony w bluesowej stylistyce "Lady From A Small Town". Lekkie, melodyjne i bujające gitary, powoli sunąca perkusja, znakomity troszkę melancholijny wokal jaki słyszy się już coraz rzadziej. Bardzo fajnie wypada także kolejny, nieco tylko szybszy, utwór "Surface of Things" ponownie jak wyjęty z końcówki lat 60tych. Zaskakujący w tym zestawie okazuje się być "Homeless" w którym panowie sięgają po odrobinę krautrocka i klawisze, budując przy tym niesamowitą atmosferę, prawdopodobnie jedną z najlepszych jaką w tym roku usłyszycie w retro klimatach. Po nim przychodzi czas na "Down From Where She Comes" wracającym do gitarowego grania, świetnie bujającego bluesową otoczką i trochę swoim klimatem przypominając Donovana. W "Misery" panowie sięgają po blues jeszcze mocniej i cudnie bawią się wietrzną, lekką folkową atmosferą. Przedostatni "The Seer" również pięknie bawi się lekkością, nigdzie się nie spieszy i delikatnie buja, nieznacznie tylko przyspieszając rzewną solówką gitarową w starym, dobrym stylu, którego już się prawie nie słyszy. Zwieńczeniem płyty został z kolei "Long Days", który wraca do około CCRowych klimatów, ale jednocześnie wciąż pozostaje w brzmieniach lekkich i bujających.

Fooks Nihil absolutnie nie odkrywa na swoim debiucie niczego nowego. Jest to płyta, która brzmi świeżo i bardzo przyjemnie, a przy tym nie siląca się na nachalne podrabianie stylistyki tamtych czasów. Panowie doskonale ją czują, grając ją bardzo swobodnie i czysto. Z całą pewnością jest to debit bardzo solidny, o fantastycznym klimacie, brzmiący jakby został znaleziony w archiwach, a jednocześnie bardzo nowocześnie i przy tym naprawdę fajnie poprawiając nastrój i zarażając pozytywną energią. Nie ma tu co prawda większych zaskoczeń, ale trzeba przyznać, że dziś już coraz rzadziej słyszy się płyty retro zrealizowane z takim wyczuciem i smakiem. Ocena: Pełnia

 

Płyty przesłuchałem i zrecenzowałem dzięki uprzejmości Creative Eclipse PR.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz