niedziela, 15 listopada 2020

Sleepmakeswaves - These Are Not Your Dreams (2020)


O tych Australijskich post-rockowcach pisaliśmy trzy lata temu przy okazji ich trzeciej płyty "Made of Breath Only". Najnowszy pełnometrażowy album tak naprawdę nie jest jednym wydawnictwem, bo składają się na niego trzy epki, które panowie wypuszczali w krótkich odstępach czasowych w tym pandemicznym roku. Będąca semi-konceptem najnowsza propozycja muzyczna jest zaś komentarzem do kondycji świata w jakim obecnie żyjemy. Sprawdźmy, czy kolejny taki komentarz był potrzebny i jak się go słucha...

 

Na album składa się dwanaście utworów, po cztery na każdej z epek - zatytułowanych kolejno: "No Safe Place" (wydana w styczniu), "Out Of Hours" (wydana w maju) i "Not An Exit" (wydana w lipcu). Wydanie zbiorcze, również miało ukazać się w lipcu, ale z powodu pandemii premierę przesunięto na 7 sierpnia. Australijczycy komentują swój najnowszy krążek z kolei następująco:

"These Are Not Your Dreams" odnosi się do tego jak współczesny świat jest śmietniskiem, a internet przejmuje nasze mózgi, kontroluje przez dezorientację i manipuluje "naszymi snami".

Każdy utwór z tej serii był eksperymentem w kwestii tego, jak daleko możemy się posunąć kreatywnie i sonicznie... bo co innego nam pozostawało? Tyle się przecież dzieje w ostatnim czasie, więc czemu my ludzie mamy mieć jeszcze większe potrzeby?

Postawiliśmy przed sobą zestaw pytań, na które odpowiadaliśmy sobie każdego dnia i pracowaliśmy nad nimi każdego dnia. Chcieliśmy pracować ciężej niż kiedykolwiek, by oddać sprawiedliwość czasowi i limitowanej aktualności.

Wyprodukowaliśmy je wszystkie jako jednorazowe limitowane edycje i jesteśmy szczęśliwi z użycia w pełni odnawialnych materiałów to realizacji fizycznego produktu wszędzie tam,gdzie będzie to możliwe, jak również tym samym redukując ślad węglowy na opakowaniach naszego merchu. To była droga. Jeśli wciąż istniejesz, mamy nadzieję, że rozumiesz jak ważna jest dla nas wasza obecność przez te wszystkie lata. Jesteśmy dumni i podekscytowani, mogąc się z wami podzielić naszą pracą (...)


1. No Safe Place

Niebieska epka posiada motto wypisane na czymś w rodzaju płyty nagrobnej albo witrażu: "Nie ma już miejsca na tym świecie, dla takich jak my"

Zaczynamy od znakomitego prawie dwunastominutowego wyłaniającego się z ciszy utworu "The Endings That We Write". Rozwija się on przez moment powoli, by po chwili zaskoczyć ostrym wjazdem gitary i uderzeniem perkusji o nieco shoegaze'owym zacięciu, ale jednocześnie mocno zakorzenionym w metalowej estetyce. Jest w nim też liryczne zwolnienie, które pięknie narasta i ponownie eksploduje wciągającym riffingiem i marszową perkusją, wreszcie iście noise'ową ścianą dźwięku w połowie numeru, a następnie ponurym rozbudowaniem o niskim, niemal grunge'owym klimacie. Atmosfera ponownie zmienia się na koniec, gdy panowie serwują wietrzne, liryczne gitarowe, trochę ambientowe zakończenie. Po nim czas na znacznie krótszy, bo niespełna pięciominutowy "Batavia" pachnącym nieco alternatywą w stylistyce U2 i w podobny sposób rozkładając akcenty. Blisko tu oczywiście noise'owej i shoegaze'owej estetyce, pomysłowo też panowie bawią się brzmieniem i budowaniem nieco dusznej, nawet mrocznej, ale zarazem przebojowej atmosfery. Utrzymany w podobnym czasie "Time Wants A Skeleton"  w którym rozpoczynamy od spokojniejszych, bardziej lirycznych dźwięków, rozwijających się powoli i unoszących w przestrzeni, a następnie fantastycznie bawiąc się nowoczesnymi rozwiązaniami takimi jak elektronika. Ambient na koniec zostaje zastąpiony mocnym, kroczącym finałem, który płynnie przechodzi do finałowej kompozycji pierwszej części trylogii, numeru zatytułowanego "Cascades". Filmowy, nieco ejtisowy wjazd z delikatną gitarą na początek, po czym panowie zaczynają stopniowo rozbudowywać klimat, genialnie bawiąc się post-rockowymi patentami, ale nie popadając w sztampę i pułapki czyhające na muzyków tego gatunku jak choćby powtarzalność czy nuda. Wreszcie, na sam koniec brudny, ciężki finał o nieco alternatywnych naleciałościach i zaledwie trzema linijkami tekstu: ty i ja/co pozostało z zakończeń, które piszemy?/stają się oceanami i nieboskłonem...

2. Out Of Hours 

Różowo-brzoskwiniowa część druga również ma swoje motto, które brzmi: "Jakikolwiek czas, o którym sądziliśmy, że nam pozostał, zdążył już przeminąć."

Zaczynamy od fantastycznych nieco ponad ośmiominutowych "Pyramids", które intrygująco otwiera elektroniczne tło, szybko przejęte przez niepokojącą melodię gitary, a następnie powoli rozwijając się w przestrzeni do szybszych dźwięków, nie zapominając nawet na moment o początkowym elektronicznym tonie. Jest gęsto, szybko, z jednej strony dość alternatywnie (wręcz grunge'owo), a z drugiej ponownie trochę metalowo. Drugim (czyli szóstym) numerem jest "Zelda", która swoim tytułem zdaje się nawiązywać do popularnej postaci z gier komputerowych, ale nie jestem przekonany czy taki był zamiar. Ponownie jest ciężko, ostro, noise'owo i w alternatywnym duchu, w którym panowie znakomicie się czują. Doskonale wybrzmiewają w nim także liryki, tym razem dłuższe i rozłożone na cały kawałek. To naprawdę bardzo porządny numer, który spokojnie mógłby lecieć w radiu, gdyby tylko w radiu puszczano takie rzeczy jak Sleepmakeswaves. Trzecia propozycja z tej epki to "Menthol", która również niesamowicie wyłamuje się post-rockowym konwencjom i skręca w alternatywne rejony i brzmienia (zachowując budowanie atmosfery i przestrzeni typowe dla gatunku), a wprawne ucho wręcz wyłapie miłe, ale nie będące kopią, nawiązania do The Who (a może mi się tylko wydawało? chociaż może nie? Oceńcie sami!). Tę epkę kończymy utworem "Embraced" w którym zostajemy w nieco bardziej alternatywnych brzmieniach. Wpierw panowie usypiają naszą czujność gitarą i perkusyjnym pasażem, stopniowo jednak rozwijając dźwięki do pokręconego, bardzo inteligentnie poprowadzonego ostrzejszego grania z pogranicza wspomnianej alternatywy i post-rocka, wieńcząc wszystko wyciszaniem i uspokajaniem do całkowitego wyciszenia - a w sumie szkoda, że na koniec nie uderzyli raz jeszcze i nie pobawili się wypracowaną tutaj formułą. Ponownie też pojawia się znakomicie wpisany w muzykę wokal z tekstem, z którego niesamowicie wybrzmiewają w mojej ocenie początkowe słowa: wypatrując znaków/w tym miejscu, gdzie nie możemy ukryć się...

3. Not An Exit 

Zielono-żółtawa (limonkowa) część trzecia stanowi nie tylko rozwinięcie dwóch poprzednich, ale i jej podsumowanie. Myśl przewodnia tej epki to: "Nie ważne jak ciężko pracujemy, nie należy wyczekiwać wytchnienia."

Zaczynamy ją od "Mind Palace" - wyciszonego, delikatnie i bardzo nowocześnie pomyślanego (elektronika, perkusjonalia w duchu ambientu) trochę filmowego kawałka, który świetnie wpisuje się w post-rockową konwencję, ale ponownie nie popada w jakąkolwiek sztampę. Po nim przychodzi czas na świetny "Serenity Now", w którym znów pojawia się wokal i alternatywny klimat, w którym Australijczycy czują się nadzwyczaj dobrze. Gitarowo-elektroniczna otoczka (wspomagana oczywiście perkusją) ponownie przywodzi na myśl dokonania U2, ale także fajnie flirtuje ze stylistyką wypracowaną przez Imagine Dragons. Niewiele ma to wspólnego z post-rockiem jako takim, ale mnie osobiście bardzo cieszy, że Sleepmakeswaves nie trzyma się kurczowo stylistyki rozumianej tym mianem, a bardzo zgrabnie balansuje między innymi nurtami i tworzy dźwięki zróżnicowane, a przy tym naprawdę fantastyczne. Równie zaskakujący i przyjemny jest trzeci (jedenasty) "Lofi Nylon", który jeszcze głębiej idzie w alternatywne granie, delikatnie przywołując wręcz stylem rzeczy wyjęte gdzieś z Simona i Garfunkela, ale podanie nowocześnie z dodatkiem elektroniki i nakładek na perkusjonalia. Znakomite. Epkę, a zarazem całą płytę, kończy "These Are Not Your Dreams", który spina klamrą wcześniejsze kompozycje. Najpierw wyłania się z ciszy, niepokojącym szumem, senną gitarową gitarą i zaczyna powoli rozwijać. Wpierw pojawiają się pulsacje, alternatywne znów trochę jakby w stylu Imagine Dragons rozbudowania, liryczne zwolnienia, ponowne budowanie atmosfery i wreszcie filmowy finał, który wręcz prosi się jeszcze o ostre przywalenie na koniec, a tymczasem panowie wietrznie wyciszają zostawiając nas z takim jakby małym niedopowiedzeniem.

Podsumowanie

Australijski Sleepmakeswaves nie stworzyło kolejnej takiej samej płyty, ani nie popadło w sztampę post-rockowego grania skłaniającej się ku pejzażom i hałaśliwym rozwinięciom. Wszystkie dźwięki są tutaj przemyślane, układają się w zgrabną całość, flirtują z gatunkami w które post-rockowcy zaglądają rzadko i raczej niechętnie, a jeśli już to nie zawsze właściwie. Każda z epek składających się razem na niemal siedemdziesięciominutowy (bez ośmiu sekund) materiał ma swój niepowtarzalny klimat, jednocześnie nawiązując do siebie i przedłużając. Nie brakuje tutaj refleksji, ostrości, ale i naprawdę udanych sonicznych eksperymentów tak rzadko już obecnych w tego typu graniu. "These Are Not Your Dreams" jako całość to materiał naprawdę warty uwagi, któremu powinni przyjrzeć się nie tylko wielbiciele post-rocka jako takiego, czy fani Sleepmakeswaves, ale także wszyscy Ci, którzy lubią granie oryginalne, intrygujące i przede wszystkim bardzo smakowicie zrealizowane brzmieniowo. Każda z epek zasługuje na swoją osobną pełnię, ale ocena będzie jedna i dla całości. Ta naprawdę nietuzinkowa grupa udowodniła bowiem po raz kolejny, że post-rock nadal ma wiele do zaoferowania i że są jedną z najciekawszych formacji parających się tym właśnie gatunkiem. 

Ocena: Pełnia

 
 
Płytę przesłuchałem i zrecenzowałem dzięki uprzejmości Creative Eclipse PR.
Fragmenty tekstów oraz wypowiedź grupy w tłumaczeniu własnym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz