środa, 13 czerwca 2018

LUpa: O biletach raz jeszcze


Męskie Granie ma problem ze sprzedażą biletów na tegoroczną edycję bo serwery nie zostały przewidziane na zmasowany atak ludzi chętnych do kupienia wejściówek. Abstrahuję od sytuacji w której marketingowcy i PRowcy zajmujacy się tą kwestią nie są w stanie razem ze swoimi specjalnie na te potrzeby wynajętymi informatykami i programistami ustawić właściwie strony z której można je kupić, ale jak zacząłem się nad tym zastanawiać stwierdziłem, że nie powinno tak to wyglądać. Z tej okazji w kolejnej odsłonie LUpy postanowiłem przyjrzeć się, jak to z tymi biletami drzewiej bywało i jak obecnie powinno wyglądać...

Sytuacja z biletami, a dokładniej z tym, że nie można ich właściwie kupić, bo zepsuł się serwer, wydaje mi się wręcz idiotyczna.  Jeśli dane wydarzenie faktycznie cieszy się tak dużym zainteresowaniem jak wykazało załamanie się sytemu do kupowania biletów, to można sądzić, że osoby odpowiedzialne za stawianie takiego programu nie miały wystarczających danych o tym jakiego obłożenia należy się spodziewać, zwłaszcza w pierwszych dniach. Taka sytuacja miejsca zaś mieć nie powinna. Imprezy pokroju Openera czy Męskiego Grania cieszą się dużą popularnością nie tylko ze względu na dobór artystów, ale także na dogodny okres - szczyt sezonu koncertowego, w dodatku plenerowego. Tymczasem program pada bo nie wytrzymuje obłożenia związanego z ruchem ludzi chcących kupić bilety w najdogodniejszych cenach i w dodatku na tyle wcześnie lub szybko, żeby nie martwić się, że później zabraknie wejściówek. Z drugiej strony uzależnianie kupowania biletów od technologii, zdolności serwerów i wreszcie przelewów bankowych też moim zdaniem jest nie w porządku w stosunku do klienta. Nie mówię tutaj o osobach, które preferują płatność elektroniczną, przez te wszystkie śmieszne aplikacje, najlepiej jeszcze zbliżeniowo, a w przyszłości być może za pierdnięciem. A o zwykłych ludziach, którzy po prostu chcą kupić bilet, a jedyną ścieżką którą mogą to zrobić jest strona internetowa, która - no właśnie - pada w chwilę po jej uruchomieniu z powodu zbyt dużego ruchu, wadliwego kodu, algorytmów i tak dalej. To zdecydowanie nie jest ułatwienie, a wręcz przeciwnie!

Dawniej takich problemów przecież nie było. Kiedyś, by kupić bilet na koncert, niezależnie czy klubowy czy organizowany w przestrzeni plenerowej wystarczyło pójść do któregoś z klubów, kawiarni lub kas na przykład Opery Leśnej czy teatru, w których to uruchomiono sprzedaż takowych. Bezstresowo, najczęściej bez kolejkowo i w dodatku wygodnie. Oczywiście przy założeniu, że jest dostępna pula. Dziś trzeba mierzyć się z przeszkodami związanymi z tym, że dostępność biletów jest ograniczona właściwie tylko do internetu - umówmy się, że w przypadku wydarzeń w przestrzeni lokalnej jest to bardzo utrudnione, bo oczywiście gdy wybieramy się na koncert do innego miasta to kupno przez internet jest w tym wypadku dużym ułatwieniem do czasu, gdy nie padnie przeciążony serwer. Sęk w tym, że dziś sprzedaż biletów w określonych miejscach spadła właściwie do zera i nie mówię tutaj o Empikach, bo przecież te również są w wypadku sprzedaży przez Eventimy i tym podobne portale uzależnione od tego jakie akurat będzie obciążenie serwera i to nawet nie na dane wydarzenie, a w ogóle na cały system. Oczywiście, popularne kluby na swoje wydarzenia wciąż prowadzą sprzedaż na miejscu, co w ostatnim czasie zaczęto określać mianem możliwości kupna "biletu kolekcjonerskiego", bo sama kultura estetycznego lub specjalnie zrealizowanego biletu właściwie zanikła zastąpiona przez wątpliwe estetycznie wydruki z takich właśnie portali na których nie ma nic poza potrzebnymi informacjami, żadnych ozdób czy wyznaczników związanych z wydarzeniem, gdzie nawet loga konkretnych zespołów czy imprez dziś są rzadkością. Bilety pozbawia się tak naprawdę dusz, które powinny wzbudzać sentyment i wspomnienia za te kilka lat po fakcie. Oczywiście, przy założeniu że taki bilet nie wędruje potem i tak do śmietnika. Można też naturalnie założyć, że nawet taki pozbawiony detali wydruk, często nawet na zwykłej kartce papieru schowany takie wspomnienia wywoła, ale to już nie to samo. A co zrobić z biletami w formie kodów QR, czyli tych niewiele mówiących znaczków, które skanują smartfony? Tego już nie wyciągniemy po latach - czyli znów pozbawia się taki bilet wartości związanej z jego fizycznością - bo znikną gdzieś w odmętach kolejnych nakładek, usunięć i co tam się z nimi dzieje po zeskanowaniu i wprowadzeniu kodu do innego sytemu, do którego już nie mamy wglądu.

Zmierzam do tego, że może warto pomyśleć oprócz, jak widać nie do końca działającej sprzedaży internetowej, o punktach sprzedaży w danych miastach takich biletów na przykład na Męskie Granie, albo wprowadzić sprzedaż w dniu koncertu - w ostatnim czasie trend również wyraźnie zanikający i znajdujący się w odwrocie, bo została rzucona pula internetowa lub tak zwanych i wspomnianych wcześniej biletów kolekcjonerskich, a w samym dniu wydarzenia biletów już nie można dostać, lub co gorsza niedobitki, o ile takie występują, oczywiście przez aplikację internetową, przy założeniu że takowa a) działa, b) oferuje jeszcze jakiekolwiek bilety i c) przewidziano sporą ilość biletów, które nawet przy dużym obłożeniu i zainteresowaniu z jakiś powodów jeszcze nie wyprzedały się w całości. Całkowite zawierzanie technologii, serwerom zarówno portali zajmujących się sprzedażą biletów, jak i bankowych (bo te również potrafią się za przeproszeniem wypieprzyć akurat wtedy, gdy dokonujemy transakcji), a także naszego łącza internetowego (które akurat w tym momencie będzie miało spadek mocy) nie jest bowiem dobre dla klienta chcącego kupić ten bilet. Warto się nad tym zastanowić bo w przyszłości, którą najprawdopodobniej zdominują już tylko bilety realizowane cyfrowo i przez specjalne aplikacje, a co za tym idzie kontrolowane przez programy, serwery i różnego rodzaju systemy, nie powinno dochodzić do sytuacji, że sprzedaż jest zamrożona bo ktoś nie przewidział dużej aktywności, a innej możliwości na zdobycie upragnionej wejściówki nie ma.

Bilet, niezależnie od ceny i wydarzenia na które dotyczy powinien być dostępny w każdej postaci (i nie mam tu na myśli na przykład ziemniaka czy zrobionego przez samego zainteresowanego, bo przecież mamy też określone regulaminy i wzór takiego biletu, nawet kupionego w aplikacji), która umożliwi jego posiadanie osobie zainteresowanej, zdobycie go w sposób szybki i nie wywołujący zdenerwowania. Takie postępowanie poprawi także PR związany w tym wypadku z Męskim Graniem, które mówiąc łagodnie się nie popisało swoimi mętnymi wyjaśnieniami, tym bardziej, że nie jest to impreza nowa, a istniejąca od jakiegoś czasu i wydawałoby się zbierająca informację o tym jak należy postępować w kolejnych latach przy kolejnych edycjach, no chyba że od razu mają założone ryzyko, że zainteresowanie spadnie, a oni sami za chwilę będą komunikować o tym, że "tegoroczna edycja się nie odbędzie". Klient, który chce zdobyć bilet i zastanie barierę w postaci niedziałającej strony, a następnie pocieszany takimi tłumaczeniami, zniechęci się i być może już nie wróci na takie wydarzenie, czy do kupna biletu - a tego przecież nie chcemy jako organizatorzy, prawda? Bilet to dobro, które musi być dostępne i nie blokowane przez wadliwe systemy, które przed uruchomieniem powinny być zwyczajnie przygotowane na takie sytuacje i z góry do nich nie dopuszczać, a gdy już faktycznie zaistnieją, to nie psuć się i nie dopuszczać do takich absurdów jak właśnie zamrażanie sprzedaży do czasu naprawienia systemu i jej ponownego uruchomienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz