niedziela, 26 października 2014

WNS XLVI: Black Elephant, Brimstone Coven

Jest Jesień i dużo dobrego stoneru, musi być Andy Kehoe!
Napisała: Milena "Lady Stoner" Barysz

Stoner - stonerowi nie równy. Odsłon tego podgatunku możemy spodziewać się naprawdę dużo. Zaczynając na ciężkich, surowych psychodelicznych brzmieniach gdzieś w kosmosie, a kończąc na bójce na riffy i rozstrzelaniu basem przez kowboja, na dzikim zachodzie. Albo odwrotnie…

W tym odcinku jednak, zabawimy zupełnie gdzie indziej. Przewiniemy się przez knajpy z lat 70tych/80tych w Stanach Zjednoczonych. W tej muzycznej podroży towarzyszą nam: angielski - Black Elephant i Brimstone Coven z Zachodniej Virginii. Proszę "odpiąć" pasy… zaczynamy!

1. Black Elephant - Slingshooting Dead Seahorses (2014)

Angielscy dżentelmeni serwują nam subtelną podroż po stonerowej odsłonie lat 80tych. Ich trzeci studyjny album „Slingshooting Dead Seahorses” brzmieniowo i gatunkowo nie różni się od poprzednich wydawnictw. W dalszym ciągu jest surowo i niedoskonale. Taki urok ich twórczości. Stylistycznie jest nieco inaczej. To melodyjna odsłona ich dusz - melodyjnie zaskakująca ewolucja międzygatunkowa. Jeżeli w głowie kogokolwiek pojawi się pojęcie „stoner” – i do tego kilka dźwięków określających ten podgatunek – to właśnie je usłyszymy w pierwszych minutach albumu. Później następuje subtelne przemycenie swingu, pomiędzy ciężkie gitary i niezmiennie surową, niedoskonałą perkusję. I tutaj stylistyczno - aranżacyjna zabawa dopiero się zaczyna. Myślę, że nie jeden fan funk’u z rozochoceniem wskoczyłby na parkiet i dał się porwać… tej dziwnej stonerowej mieszance.  Czego jeszcze można się spodziewać po albumie serwowanym przez Czarnego Słonia? W zasadzie to wszystkiego. Balladowe, popowe kawałki, które nieco łagodzą tempo. Może nie typowo popowe, nazwałabym to alternatywnym popem. Stylistyka gitarowa rodem z lat 80tych, nieustanne wplatanie jazzu, bluesa, swingu pomiędzy surowość i ciężkie psychodeliczne wręcz brzmienie… uważam za słuszne zastosowanie. To jest jeden z tych albumów, który może spodobać się od pierwszego przesłuchania. Mocne, hipnotyzujące uderzenie okraszone melodyjną delikatnością. Ocena: 8/10 


2. Brimstone Coven - Brimstone Coven (2014)

Swój własny styl okrzyknęli jako „Dark Ocullt Rock”. Biorąc na warsztat ich debiutancki album studyjny „Brimstone Coven” bez zbędnego wysilania się i niepotrzebnych kombinacji można przyznać im rację. Grają „Dark Ocullt Rock”. Jest to stoner żywo wyrwany z  lat 60tych, może 70tych. Czuć klimat knajp rockowych z tamtych czasów, słychać niewygładzone dźwięki i pierwsze heavy metalowe solówki. Obcując z tym krążkiem doświadczam pierwszych dźwiękowych manipulacji z muzyką ciężką i mroczną. Psychodeliczną wręcz. Cały album jest powrotem do korzeni gatunku. Udało im się bezapelacyjne, zrobili to jednak w bardzo ciężkim stylu, który może męczyć. I myślę, że tak jest. To jest jedno z tych wydawnictw, które nawet po kilku pierwszych przesłuchaniach męczy i odpycha od siebie. To jest jedno z tych wydawnictw, które odpalasz po raz piąty, z pełną świadomością, że nic nowego nie usłyszysz i nagle dzieje się coś, czego się nie spodziewasz -  album zaczyna Ci się szczerze podobać, trafia nawet do listy Twoich ulubionych. Brimstone Coven prócz podstawowej tracklisty, na którą składa się 10 kawałków, zapełnionej oryginalnym stoner i skierowana do fanów tego gatunku została uzupełniona o 7 utworów bonusowych lekko odbiegających stylistyką od podstawy. Bonus jest przede wszystkim lżejszy i bardziej melodyjny, bardziej rock’n’rollowy. To akurat jedyne słuszne zastosowanie. Po serii ciężką amunicją następuje chwila relaksu. Równowaga została zachowana. Ocena: 8/10


1 komentarz: