piątek, 24 października 2014

Okładkowe fetysze naczelnego Część II

I tym razem nie jest to żadna okładka, a bardzo działająca na wyobraźnię kolorowa grafika...
Jeszcze jedna porcja płyt pięknych od okładki, aż po zawartość muzyczną. Odnoszę dziwne wrażenie, że takie płyty, które samą grafiką potrafią oczarować, często przechodzą zupełnie bez echa. Istnieją, ale trochę z boku, niezauważenie i jakby w oderwaniu od rzeczywistości i świadomości zwykłych śmiertelnych słuchaczy. I tym razem nie będziemy na takie niezwykłe albumy obojętni...

1. Brave Black Sea - Fragments (2014)


Historia tej formacji sięga lat 90, jednak dopiero rok 2014 przyniósł pierwszą płytę. W jej skład wchodzą muzycy takich grup jak Queens of Stone age, Kyuss czy Slo Burn, co działa równie hipnotyzująco, co prosta, niezwykle ascetyczna, a przy tym genialna okładka. Na "Fragments" znalazło się zaś dziesięć kompozycji, które są połączeniem vintage'owego brzmienia z osiągnięciami współczesnego rocka alternatywnego. To, co można zaś usłyszec na tym krążku to mieszanka grunge, stoner, nowoczesnego alternatywnego rocka i dalekie echa bluesa oraz hard rocka z lat 70. Znakomite są tutaj rozwiązania zastosowane w "Bandana Republic" czy przebojowym "This Is This", który dosłownie podrywa do tańca. Zresztą, nie ma tu miejsca na złe utwory. To kompletnie niezauważona, a naprawdę warta uwagi to płyta. Nie ma na niej nic nowego, ale wiele zespołów może tylko marzyć o takich wydawnictwach.


2. Brain Pyramid - Chasma Hideout (2014)


Znów stoner z dużą ilością retro grania zakorzenionego gdzieś w Sabbathowym brzmieniu. Tym razem z Francji. Wybuchające supernowe, statki kosmiczne i asteroidy w iście komiksowym sosie rozpalają wyobraźnię i zachęcają do puszczenia płyty. A w niej wita nas wstęp z Creedence Clearwater Revival , po czym wznosimy się na orbitę okołoziemską. Brudne, surowe brzmienie z gęstym basem, fuzzem i mieszanym tempem od ciężkich zagrywek, poprzez bluesowe wiatry, aż po rozbudowane doomowo-space'owe pasaże. Ten z ostatniego, finałowego, tytułowego utworu po prostu wgniata w fotel. Warto poznać razem z debiutanckim "Magic Carpet Ride" z zeszłego roku, który jest równie intensywny.


3. The Grand Astoria - La Belle Epoque (2014)


Następny przystanek to Rosja, Sankt Petersburg. Piąty album The Grand Astoria również intryguje fantastyczną okładką i równie wciągającą mieszanką stylistyczną, gdzie miesza się psychodela, punk rock, heavy metal i pikantny sos retro. Granie w polo gdzieś w oceanie w towarzystwie ryb, dwóch atrakcyjnych pań ze staromodnymi hełmami do nurkowania i tajemniczego dżentelmena z jelenią (?) czaszką zamiast głowy (będącym stałym elementem okładek tej grupy). Jest skoczny, radiowy przebój ""Henry's Got A Gun", psychodeliczno-folkowy "The Answer", tytułowy w lekkim trochę kołysankowym klimacie i fantastycznym pulsującym finałem. Po nim kawał stonera najlepszej próby w "Gravity Bong" oraz absolutna perełka, czternastominutowa, rozbudowana suita "Serpent and The Garden of Eden". Jest też "Lison Fuzzborn", w którym także sporo się dzieje i miniaturka pod wiele mówiącym tytułem "Charming". Wcześniejsze płyty nie mają tak genialnych okładek (choć intrygujące są te z singli i z epek), ale naprawdę warto zagrać z nimi partyjkę polo na dnie oceanu i poznać ich granie w całości.


4. Trioscape - Digital Dream Sequence (2014)


Zmiana klimatów. Czas na odrobinę muzyki z pogranicza jazzu, fusion i rocka, wypracowanej przez Weather Report, Milesa Davisa czy The Mahavishnu Orchestra. Pod minimalistyczną, fraktalową okładką kryje się drugi album trzyosobowej formacji. W latach 70 taką muzykę tworzyły wieloosobowe składy i właśnie fakt, że tylko trzy osoby tworzą tego typu dźwięki wzbudza jeszcze większy podziw. A muzyka zawarta na tej płycie jest niesamowita, wielowarstwowa i nieprzenikniona. Jednocześnie, wszystko co można tu usłyszeć było długo przed nimi, ale jakże magicznie jest to zrobione i zmieszane z solidnym współczesnym brzmieniem. Mruczący bas, genialny prowadzony saksofon tenorowy, pogłosy i masa świetnych pomysłów. Można słuchać godzinami i nie będzie się znudzonym. Można godzinami wpatrywać się w tą okładkę i wyobrażać, że czerwone i niebieskie linie pulsują w rytm. Mistrzostwo świata i bez cienia wątpliwości jedna z najciekawszych płyt tego roku.


5. The Order of The Solar Temple - The Order of The Solar Temple (2014)




Blue Öyster Cult swój ostatni, czternasty album studyjny zatytułowany "Curse of the Hidden Mirror" wydał trzynaście lat temu i raczej nie zanosi się na to, byśmy kiedykolwiek usłyszeli jego następcę. Na szczęście, na fali retro metalowych zespołów pojawiła się też grupa, która mocno inspiruje się wspomnianą legendą - The Order of the Solar Temple. Do Ostryg dorzucono Pagan Altat, Mercyful Fate, Paula Chaina oraz kilka innych przypraw rodem z końcówki lat 70 (nawet w postaci wczesnego Iron Maiden) i szczyptę okultyzmu. To, co proponują jest zaś naprawdę smakowite: klimatyczna grafika na okładce przywodząca trochę na myśl "Baśnie z tysiąca i jednej nocy" lub "Rękopis znaleziony w Saragossie", a do tego świeże, bardzo dobre brzmienie i wciągające granie. Pośród opisanych w tej odsłonie "Fetyszy" absolutna perełka i koplania przebojów, którą trzeba znać i jedna z najciekawszych płyt tego roku. (cały album)


Ciąg dalszy (na pewno) nastąpi...

2 komentarze:

  1. Te wszystkie okładki są tak rózne od siebie, że aż ciężko pojąc, że podobają się jednej osobie ;)

    OdpowiedzUsuń