piątek, 15 listopada 2013

Besides - We Were So Wrong (2013)


Brzeszcze brzmi jak nazwa miasteczka z sagi o Wiedźminie Andrzeja Sapkowskiego, tymczasem to miasto znajduje się w Polsce, w województwie małopolskim, w powiecie oświęcimskim. Stąd pochodzi zespół Besides, który niedawno wydał swój debiutancki album studyjny. To, co oferują to post-rock, warto jednak zaznaczyć, że dużo ciekawszy od tego zaprezentowanego przez warszawski Tides From Nebula na trzeciej płycie "Eternal Movement"...

Samo spojrzenie na okładkę wprawia w odpowiedni nastrój. Depresyjny, melancholijny, chłodny... jesienny. Kartonowa kopertka po rozchyleniu kryje dwie kieszonki, w jednej jest płyta a w drugiej książeczka. Książeczka właściwie jest rozkładaną planszą, na której oprócz podstawowych informacji o zawartości i składzie grupy dołączono obrazki do każdego z utworów. w dodatku bardzo intrygujące i świetnie wpasowującymi się w dźwięki Besides. Z dźwiękami niełatwymi, a w dodatku posiadającymi duszę, toczącymi opowieść, dającą do myślenia i skłaniającymi do refleksji.

Odnaleźliśmy świat wrażliwości, emocji, ten spoza codziennej walki o byt. Uczyniliśmy z niego przystań, bezpieczne miejsce dla nieodnalezionych - możemy przeczytać na ich facebooku. Niewiele mówi to o samej muzyce, choć na pewno daje to jakieś wyobrażenie. Może to być ambient, może to być eklektyczny gitarowy rock alternatywny, a nawet post-rock. Jest właśnie tym ostatnim spośród wymienionych. W tym gatunku, podobnie jak w wielu innych, nagrano już chyba wszystko, wyciśnięto soki do końca. Można tak powiedzieć, jednakże czasami odnoszę wrażenie, że w tym gatunku o muzyce nie stanowi już to, co jest grane, ale jak jest grane. Emocje, atmosfery i klimaty w niej zawarte. A tych elementów na pewno nie można odmówić debiutanckiej płycie Besides.

Pierwszy utwór "At Night" wyłania się z powoli, ale już po chwili delikatnie pulsuje dobrze słyszalnym basem i miękką perkusją. Ściana gitarowa, która w utworze się pojawia jest jednocześnie delikatna i niepokojąca. Przyznam, że w podobnym graniu brakowało mi od jakiegoś czasu idealnego wyważenia takich elementów. Utwór kończy się we właściwym momencie i płynnie przechodzi w "Beyond". Wietrzno-perkusyjna introdukcja, która niemal shoegaze'owo powoli rozwija się w czasie. Odnosi się nawet wrażenia silnej i pięknej inspiracji Arctic Plateau czy Les Discrests, a nawet powiew islandzkiej bryzy w rodzaju Sigur Ros, zwłaszcza w końcowym, lekko eksplodującym fragmencie. Przepięknie i poruszająco otwiera się przed nami górzysty pejzaż z "Monochromatic". Przestrzeń i rozwiązania budujące napięcie są tutaj uchwycone niesamowicie i wzajemnie przenikają się tworząc jeden z najlepszych kawałków na płycie.


W "Linnet's Flight" wznosimy się w powietrze razem z odlatującymi do ciepłych krajów ptakami, tu także kłania się nam Sigur Ros i francuska szkoła shoegaze'u, ale nie są to bezmyślnie odegrane dźwięki, mają one duszę i własną tożsamość, naprawdę poruszają one do głębi. Niepokojąca ściana gitar i ostry, kroczący pasaż w jego drugiej połowie zaś dosłownie przyprawia o dreszcze: ptaki musiały trafić na burzę pośród chmur. Równie przejmujący jest "Undone" w którym obserwujemy rozterki stojącej na krawędzi postaci. Tu także utwór rozpoczyna się leniwie i rozkręca powoli, ale to trzeba podkreślić, jest w nim coś więcej niż tylko schematyczny instrumentalny układ, zostały w nim kapitalnie uchwycone emocje i wrażliwości, to, czego nie ma na nowej płycie Tides From Nebula.
To także jeden z najsmutniejszych utworów na płycie, a jego fantastyczne, ostrzejsze przedłużenie stanowi "We Were So Wrong". Zwolnienie, które pojawia się w połowie nie sprawia wrażenie doklejonego na siłę jak ostatnimi czasy się w post-rocku zdarza, całość jest spójna i po prostu piękna.

Niesamowity jest też "Calm": wyciszony, ale mimo to niepokojący, narastający, warstwowy. "May I Take You Home" - pytają w ósmym numerze, również wyłaniającym się z ciszy, przywodzącym nawet na myśl delikatne i spokojne fragmenty wczesnego Riverside. Bez wahania pada odpowiedź: tak. Wyciągamy dłoń i znów zaczynamy się unosić w powietrzu, lekko wirując razem z kropelkami deszczu i ostatnimi, opadającymi z drzew liśćmi. Nie jestem pewien, ale w tym roku żadna płyta nie wywołała u mnie takich wrażeń. Potwierdza to także przedostatni "Deprived Of", który przepięknie łączy się z perkusyjnym zakończeniem podróży do domu. Następująca w nim gitarowa ściana wyzwala z melancholijnego nastroju, a jednocześnie daleko od niego nie ucieka. Warto się też wsłuchać, jak fantastycznie zostały tutaj rozplanowane gitary: są melodyjne, ale nie epatują popisami, są przejmujące i wypływające z wnętrza, jakby dobrze nam znane. Wieńczący płytę "Strand" także nie pozostawia złych wrażeń, a wręcz przeciwnie, podobnie jak pozostałe utwory, nie daje o sobie zapomnieć. W nim znów wracamy do melancholijnych, rozwijających się powoli pasaży. Ponadto utwór stanowi idealne zakończenie całości, jakby świadomie mówili nam, nawiązując jednocześnie do filmu ze Zbyszkiem Cybulskim: "Do widzenia, do jutra". Do kolejnej cudownej płyty...

Besides debiutowało płytą, która jest nie tylko jesienna i przejmująca, ale także bardzo dojrzałą i przemyślaną. Oczywiście, poruszają się po rejonach, które są już wydeptane przez wiele podobnych grup, także przez wspomniane Tides From Nebula, jednak potrafią stworzyć muzykę, która przekazuje emocje i historię. Muzykę, która potrafi być depresyjna, ale także niezwykle kojąca i ciepła, podnosząca na duchu. Dzieje się tak także zw względu na bardzo dobre, miękkie brzmienie. To jedna z tych płyt, które zniewalają na długo i do których wraca się z przyjemnością, które szybko staną się nierozłącznym elementem każdej kolejnej jesieni. Ocena: 9/10


1 komentarz: